[ Pobierz całość w formacie PDF ]

· Tak, panienko. ZÅ‚otego suwerena, pojmuje panienka? - Bez przerwy krÄ™ciÅ‚
głową. - Bardzo wytworny dżentelmen, żeby tak zapłacić z góry.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
-1 za oddzielny pokój dla swego człowieka - obwieściła żona oberżysty.
Niech to diabli, niech to diabli, niech to wszyscy diabli! On pozostanie tutaj dość
długo, by zniszczyć jej rodzinę. Lecz Sara trzymała uczucia na wodzy, choć
najgorsze przekleństwa cisnęły się jej na usta.
-Za miesiąc -zdołała powiedzieć w miarę spokojnym głosem. -A jednak już
wyjechał.
Pan Halbrecht wzruszył ramionami.
- Zeszłej nocy nie spał w swym pokoju, ale to nie znaczy, że wyjechał
na dobre.
Co oznaczała jego nieobecność? Sara od razu się domyśliła.
Estelle Kendrick.
Zrobiło jej się niedobrze. Spędził noc z tą latawicą Estelle. Była prawie pewna.
Wjej ramionach, rozgnieciony między tymi monstrualnymi... tymi
monstrualnymi...
Znów ten przypływ mdłości. Musiała przełknąć ślinę, by je poskromić. Gdy
przemówiła, głos miała zduszony.
· Cóż, kiedy wróci, proszÄ™ mu powiedzieć, że chciaÅ‚abym z nim pomówić.
· Pomówić ze mnÄ…? O czym?
Na dzwięk twardego, oskarżycielskiego głosu za sobą Sara odwróciła się. W
drzwiach stał Marshall MacDougal, z brwiami chmurnie ściągniętymi.
- Co takiego ważnego się stało, panno Palmer, że przychodzi pani tutaj
i wypytuje pana Halbrechta o to, dokÄ…d chodzÄ™ i kiedy wracam?
Przeszywał ją wzrokiem i przez chwilę Sara poczuła się niepewnie. Czy naprawdę
myślała, że może go onieśmielić? On był na to zbyt bezwzględny i zbyt pewny
siebie. W przeciwieństwie do niej, nie miał nic do stracenia.
Jednak szybko wyprostowała się i spojrzała wyniośle na Amerykanina, po czym
zwróciła się do zdumionych Halbrechtów:
- Możecie nas zostawić?
Natychmiast czmychnęli, pozostawiając ją z panem MacDougalem w pustej sali
jadalnej. Odchrząknęła, zanim znów przemówiła.
6 - Nieodparty i nieznośny
81
- Cóż, panie MacDougal. Miałam nadzieję dowiedzieć się, jak dalece
szczery był pan ostatniej nocy w sprawie, która sprowadziła pana do Kel
so. Miałam nadzieję, że to tylko nadmiar alkoholu kazał panu rzucać ta
kie szalone oskarżenia. Teraz widzę, że jeszcze nie doszedł pan do siebie
po nocnych szaleństwach.
Zmarszczyła nos i skrzyżowała ramiona na piersi.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
· Czy spaÅ‚ pan w tym ubraniu?
· Po szaleÅ„stwach ostatniej nocy? - Przez dÅ‚ugÄ… chwilÄ™ tylko siÄ™ w niÄ… wpatrywaÅ‚.
Po czym uśmiechnął się tym nikłym, lecz irytująco triumfalnym uśmiechem,
który zawsze wyprowadzał ją z równowagi. - Częściowo ma pani rację.
Rzeczywiście spędziłem noc w tym ubraniu, ale nie spałem.
Wezbrała w niej nowa, silniejsza niż przedtem fala mdłości. Było właśnie tak, jak
się domyślała. Spędził noc z Estelle. Choć starała się zapanować nad oznakami
przerażenia i obrzydzenia, on to zauważył i zaczął się śmiać z jej zmagań.
-No, no, panno Palmer. Pani najlepiej powinna wiedzieć, jak daleko może
posunąć się kobieta, by zdobyć mężczyznę, którego sobie upatrzyła.
Choć Sara miała ochotę wymierzyć mu policzek - właściwie wydra-pać mu te
śmiejące się oczy - ukryła mordercze zamiary pod maską chłodnego potępienia.
· Wcale mnie nie interesuje, w jakiej dziurze pogrążaÅ‚ siÄ™ pan ostatniej nocy.
· Jaka pani dzisiaj dowcipna.
· Dowcipna?
· To byÅ‚ żart, prawda? Dość pikantny jak na paniÄ….
· Co? - PatrzyÅ‚a na niego zdumiona, co tylko bardziej go rozbawiÅ‚o.
· Powiedz mi - zdoÅ‚aÅ‚ w koÅ„cu powiedzieć. - Dlaczego mnie odszukaÅ‚aÅ›, Saro?
· ProszÄ™ mnie tak nie nazywać.
· Przecież jesteÅ›my rodzinÄ…, mamy wspólnÄ… siostrÄ™ przyrodniÄ….
· Pan nie należy do mojej rodziny - zapewniÅ‚a go.  I nigdy nie bÄ™dzie należaÅ‚. -
Przecięła ręką powietrze.  Nie wierzę w ani jedno pańskie słowo.
· Lepiej uwierz, bo to prawda. -Nikt inny panu nie
uwierzy.
· Owszem, uwierzy.
~ Naprawdę? - Uderzyła pejczem w dłoń w rękawiczce i spiorunowa-ła go
wzrokiem. - Jaki ma pan dowód?
82
Rozłożył szeroko ramiona.
- Ja jestem dowodem. Urodziłem się w 1797 roku. Kiedy urodziła się
twoja - nasza - siostra przyrodnia?
Patrzyła chłodno na niego, ale milczała. Marsh uśmiechnął się szeroko.
· WiÄ™c jest tak, jak powiedziaÅ‚em. Jestem najstarszym dzieckiem Camerona
Byrde'a.
· To pan tak mówi. Kto może potwierdzić paÅ„skie sÅ‚owa?
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Mam moje świadectwo urodzenia przy sobie.
Niech to diabli.
- A akt małżeństwa pańskich rodziców? Zwiadectwo urodzenia to za
mało.
Zamilkł i wpatrywał się w nią badawczo.
· A wiÄ™c po to tu przyszÅ‚aÅ›? %7Å‚eby wyciÄ…gnąć ze mnie każdÄ… informacjÄ™, jakÄ… siÄ™
da. Zdaje się, że zachwiałem twoją wiarą w rodzinę o wiele bardziej, niż chcesz
przyznać, Saro.
· CaÅ‚kowicie ufam swojej rodzinie i jestem z niej dumna.
· Nawet z Camerona Byrde'a? - UniósÅ‚ szyderczo brwi.
Sara gniewnie szarpnęła obrąbek rękawiczki do konnej jazdy. Jakie to irytujące,
bronić ojca Olivii, człowieka, którego znała tylko z opowieści, zresztąniezbyt
pochlebnych.
-Nie wiem, dlaczego opowiada pan te historie, ale zapewniam, że pana plan się
nie powiedzie. Jeśli będzie się pan upierał przy rozgłaszaniu tych obrzydliwych
opowieści o ojcu Olivii, to ja... - Szukała w myślach odpowiedniej grozby -.. .każę
naszemu prawnikowi wytoczyć panu proces o zniesławienie.
Potrząsnął głową i postąpił kilka kroków w głąb pokoju, cały czas przyglądając się
jej badawczo, jakby była smakowitym kąskiem, który zamierzał zjeść. Dreszcz
obawy - czy też było to wyczekiwanie? - przebiegł jej po plecach. Jeśli zamierzał
ją onieśmielić, to mu się udawało.
Lecz ona nie chciała dać za wygraną. Arogancko uniosła podbródek.
· Nie ma pan dowodu i nigdy nie bÄ™dzie miaÅ‚, ponieważ on nie istnieje.
· Och, istnieje. Moja matka poÅ›lubiÅ‚a Camerona Byrde'a i o tym fakcie zawsze
mówiła bardzo jasno. A ponieważ nigdy w życiu nie skłamała, wierzę, że ten
dowód istnieje. Co do twoich prawników, wtajemnicz ich w sprawę. Ale bądz
ostrożna, Saro. Im więcej ludzi o tym wie, tym gorzej dla twojej rodziny. -
Uśmiechnął się szeroko. - Jesteś pewna, że chcesz tego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl