[ Pobierz całość w formacie PDF ]

śmiechem. Porozumienie zostało w ten sposób przypieczętowane i zaczynają rozmawiać z zapałem,
z radością.
Zamawia dania i kiedy kelner przynosi kartę win, Irena ją przechwytuje: -Ty jedzenie, a ja wino!
- Widzi w karcie kilka win francuskich i wybiera jedno: - Wino to dla mnie sprawa honoru. Nasi ro-
dacy w ogóle na winie się nie znają, a ty, ogłupiały przez tę twoją barbarzyńską Skandynawię,
znasz się jeszcze mniej.
Opowiada mu, jak jej przyjaciółki odmówiły picia bordo, które dla nich przywiozła: - Wyobraz
sobie, rocznik 1982! A one specjalnie, żeby dać mi lekcję patriotyzmu, piły piwo! Pózniej zrobiło
im się mnie żal i pijane już piwem, przeszły na wino!
Opowiada, jest zabawna, śmieją się.
- Najgorsze jest to, że opowiadały mi o rzeczach i ludziach, o których nic nie wiem. Nie chciały
zrozumieć, że ich świat po całym tym czasie uleciał z mej głowy. Myślały, że chcę wypaść intere-
sująco z tym moim brakiem pamięci. %7łe chcę się odciąć. Rozmowa była dziwna: ja zapomniałam,
kim były, a one nie interesowały się tym, co się działo ze mną. Możesz sobie wyobrazić, że nikt mi
tu nie zadał żadnego pytania o moje życie tam? Ani jednego pytania! Nigdy! Mam wciąż wrażenie,
że chcą mi tu amputować dwadzieścia lat mojego życia. Naprawdę czuję się jak po amputacji. Skró-
cona, zmniejszona, niczym karzeł.
Podoba mu się i podoba mu się również to, co opowiada. Rozumie ją, zgadza się ze wszystkim,
co mówi.
- A we Francji - mówi - twoi przyjaciele stawiają ci pytania?
Już chce odpowiedzieć, że tak, ale się rozmyśla; chce być precyzyjna i mówi powoli: - Oczy-
wiście, że nie! Ale kiedy ludzie często się widują, mają wrażenie, że się znają. Nie zadają pytań i
nie są tym sfrustrowani. Jeśli interesują się sobą wzajemnie, to całkiem niewinnie. Nie zdają sobie z
tego sprawy.
- To prawda. Ta oczywistość uderza wtedy tylko, gdy po długiej nieobecności wraca się do kraju:
ludzie nie interesują się sobą, i to jest normalne.
- Tak, to jest normalne.
- Ale myślałem o czymś innym. Nie o tobie, o twoim życiu, o twojej osobie.
Myślałem o twoim doświadczeniu. O tym, co widziałaś, co poznałaś. O tym twoi francuscy
przyjaciele nie mogli mieć najmniejszego pojęcia.
- Wiesz, Francuzi nie potrzebują doświadczenia. U nich sąd poprzedza doświadczenie. Kiedy tam
przyjechaliśmy, nie potrzebowali informacji. Byli już dobrze poinformowani, że stalinizm jest złem
i że emigracja jest tragedią. Nie interesowali się tym, co myślimy, interesowali się nami jako
żywym dowodem na to, co oni myślą. Dlatego byli wobec nas szczodrzy i dumni z tego. Kiedy
pewnego dnia komunizm się rozpadł, spojrzeli na mnie badawczo. I wówczas coś się popsuło. Nie
zachowałam się tak, jak tego oczekiwali.
Pije wino i: - Naprawdę zrobili dla mnie wiele. Widzieli we mnie cierpienie emigrantki. Pózniej
nadeszła chwila, w której miałam potwierdzić to cierpienie radością mego powrotu. I tego potwi-
erdzenia nie było. Poczuli się oszukani. I ja także, gdyż wtedy myślałam, że kochali mnie nie ze
względu na moje cierpienia, lecz dla mnie samej.
Mówi mu o Sylvii. - Była rozczarowana, że nie poleciałam pierwszego dnia do Pragi, prosto na
barykady!
- Na barykady?
- Oczywiście, nie było żadnych barykad, lecz Sylvie je sobie wyobraziła. Do Pragi mogłam
przyjechać dopiero kilka miesięcy pózniej, już po wszystkim, i zostałam tu przez pewien czas. Ki-
edy powróciłam do Paryża, poczułam szaloną potrzebę, żeby z nią porozmawiać, wiesz, naprawdę
ją lubiłam i chciałam o wszystkim jej opowiedzieć, porozmawiać o wstrząsie powrotu do kraju po
dwudziestu latach, lecz ona nie miała specjalnej ochoty zobaczyć się ze mną.
- Pokłóciłyście się?
- Nie, skąd. Po prostu nie byłam już emigrantką. Nie byłam interesująca. Więc powoli, po cichut-
ku, z uśmiechem, przestała się ze mną umawiać.
- Z kim możesz zatem rozmawiać? Z kim się dogadujesz?
- Z nikim. - Po czym: - Z tobą.
45
Zamilkli. Powtórzyła tonem niemal poważnym: - Z tobą. - I dodała jeszcze: - Nie tutaj. We Fran-
cji. A raczej gdzieś indziej. Gdziekolwiek.
Tymi słowami podarowała mu swą przyszłość. I choć Josefa nie interesuje przyszłość, czuje się
dobrze z tą kobietą, która wyraznie go pożąda. Tak jakby cofnął się do czasów, gdy jezdził do Pragi
na podryw. Jakby tamte lata nakłaniały go teraz, by nawiązał nić tam, gdzie ją przerwał. Czuje się
odmłodzony w towarzystwie tej nieznajomej i nagle nieznośna wydaje mu się myśl, że ma skrócić
to popołudnie z powodu spotkania z pasierbicą.
- Wybacz, muszę do kogoś zadzwonić. - Wstaje i idzie do kabiny.
Patrzy na niego, jak lekko pochylony, podnosi słuchawkę; z tej odległości może dokładniej oce-
nić jego wiek. Kiedy go ujrzała na lotnisku, wydawał się jej młodszy; teraz stwierdza, że musi mieć
jakieś piętnaście, dwadzieścia lat więcej od niej; podobnie jak Martin, jak Gustaf. Nie jest tym rozc-
zarowana, przeciwnie, daje jej to pokrzepiające wrażenie, że ta przygoda, choć tak śmiała i
ryzykowna, należy do porządku jej życia i jest mniej szalona, niżby się wydawało (zaznaczam: czu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl