[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siedemdziesięcioma laty, natomiast Talitha nie uważała, by odkrycia te mogły wstrząsnąć
galaktyką.
Ale w miarę upływu czasu, kiedy zaczęła odczuwać przesyt urodą planety, nawet langryjskie
błahostki pozwalały jej jakoś zabijać nudę i niekiedy korzystała z zaproszenia Horta, by
obejrzeć to i owo, co jego zdaniem było godne uwagi.
Wracając kiedyś po kąpieli morskiej, zatrzymała się przy budynku ambasady i zobaczyła, że
wuj prowadzi jakąś tajemniczą rozmowę z Hirusem Aynsem. Chciała się wycofać, żeby im
nie przeszkadzać, ale wuj gestem zaprosił ją do środka.
- A więc, Tal - powiedział - widzę, że znajdujesz sobie zajęcie.
- Takie jak każda turystka - odrzekła z goryczą. - Plaża do znudzenia, trochę zwiedzania, póki
nie mam tego dość. Jutro Arie zabiera mnie do lasu, żebym obejrzała jakieś podobno
fascynujące tykwy. Ma to być niebezpieczna wycieczka. Jutro wieczorem mają nas zabawiać
i karmić tubylcy; będą tańce i śpiewy, wyszukane przysmaki, od których zrobi mi się
niedobrze, bo widziałam, skąd się biorą. A wszystko absolutnie autentyczne i nie skażone.
Przypomina mi to moje wakacje na Mallorr. Tam również mi się nie podobało.
- Kiedy spróbujesz ich jedzenia, zapomnisz o tym, co widziałaś, a tańczą i śpiewają
przepięknie - powiedział Wembling.
Podszedł do okna i wyjrzał, błądząc myślami gdzieś daleko. Widocznie miał jakieś sprawy do
rozważenia, więc już nic więcej nie powiedziała.
- Tubylcy to bardzo dobrzy ludzie - oświadczył w końcu wuj - ale chciałbym, żeby nie byli
tak piekielnie uparci. Uważam, że chyba powinienem wywalić Horta, wywalić naprawdę. On
ich popiera.
Wyjął kapsułkę do palenia, wydmuchnął chmurę lawendowego dymu i skierował się ku
drzwiom.
- Idę zobaczyć, czy Sella odszyfrowała już te depesze - rzeki do Aynsa. Talitha popatrzyła za
nim ze współczuciem.
- Biedny wuj. Największy interes jego życia, a ci głupi tubylcy odmawiają współpracy. A
propos, co to za wielki interes?
Ayns przyjrzał się jej badawczo. Kiedy była młodsza, takie spojrzenia onieśmielały ją, ale
obecnie wiedziała, że on na wszystkich patrzy w ten sposób.
- Ambasada na Binoris - rzekł. Wyprostowała się, zaskoczona.
- Ale bomba! To się nazywa interes! Ale w jaki sposób ambasador na nic nie znaczącej
planecie może uzyskać przeniesienie na najważniejszą z niepodległych planet w galaktyce?
Ayns odchylił się w tył i przeniósł wzrok na sufit.
- To delikatna sprawa - powiedział w zamyśleniu. - Nawiasem mówiąc, w dzisiejszych
czasach zdobycie nominacji na ambasadora gdziekolwiek jest sprawą delikatną. Jak już w to
wdepnęliśmy, pozostaje tylko kwestia, jak to wykorzystamy.
- Wiedziałam, że wuj nie tylko "odgrywa ambasadora". Ayns skinął głową.
- Mamy poparcie w kołach politycznych, ale to nie wystarcza, przynajmniej w służbie
dyplomatycznej, a z całą pewnością nie w przypadku tak lukratywnej ambasady, jak ta na
Binoris. Musimy tutaj wyrobić sobie opinię, a mamy na to tylko niecałe dwa lata. Ambasador
na Binoris odchodzi na emeryturę w przyszłym roku.
- Aaa! To stąd te wszystkie rowy odwadniające i tratwy. Ayns ponownie skinął głową.
- Musimy przekształcić ten świat i dokonać istotnej poprawy poziomu życia tego ludu, a
powinniśmy to zrobić tak, żeby udało się zainteresować prasę dyplomatyczną. Mamy bardzo
mało czasu, a ci tubylcy wcale nie chcą nam pomóc.
- Ale za to jaka nagroda was czeka, jeśli wszystko się uda! - wykrzyknęła z entuzjazmem. -
Zmietanka towarzyska, sztuki piękne...
- Bzdura! - Ayns popatrzył na nią z ukosa. - Binoris ma ogromne rezerwy surowców
mineralnych, zaś ambasadorowi Federacji najłatwiej zdobyć koncesję na ich wydobywanie.
Ta nominacja jest warta przynajmniej sto milionów rocznie.
Wrócił Wembling z plikiem papierów.
- Biedny wuj - powiedziała Talitha współczująco. - Taka stawka, a tubylcy nie chcą nic
pomóc. Czy przyjęli choć jedną z twoich propozycji?
- Oczywiście! - wypalił oburzony. - Czyżbyś nie widziała jeszcze moich promów?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]