[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się chłodne jesienne słońce.
- To beznadziejne - powiedział Pan Samochodzik trzy godziny pózniej.
Przemierzyliśmy kilkakrotnie wszystkie uliczki w interesującym nas kwartale
zabudowy. Marcus Varberg gdzieś tu zapewne mieszkał. Ale nie mogliśmy przecie\
liczyć, \e przypadkiem wpadniemy na niego, gdy wyjdzie z domu, by kupić coś do
jedzenia...
- Prędzej on nas wypatrzy z okna ni\ my jego - westchnął Michaił. - A mo\e
do niego zadzwonić... - zadumałem się.
- I co? Powiedzieć mu, \eby się poddał i wyszedł z rękami podniesionymi do
góry?
- A mo\e udać, \e przysyła nas Hosenduft i ponegocjować?
- Nie nabierze się - szef pokręcił głową. - Wie ju\, \e ktoś przybył z Polski...
Gdybyśmy chocia\ mieli pewność, \e nie wie, kim jesteś - wtedy mógłbyś udawać
człowieka od antykwariusza. Ale po tym, jak sprawdzili ci dokumenty...
- A mo\e ja? - zaproponował Michaił. - Mnie nie zna. Nie wiedzą, \e jest nas
trzech.
- Wiedzą. Student z Lund nawet bił się z tobą.
- Ale potem zaraz trafił w ręce policji. I nie zdą\ył go ju\ ostrzec, \e masz
pomocnika.
- Mo\emy zaryzykować - mruknął pan Tomasz. - Tylko co mu powiesz?
- Zobaczycie... Ale \eby wyciągnąć korzyści z tej prowokacji, trzeba
poczekać, a\ dojedzie do nas Lunden...
Nasz przyjaciel przyjechał dopiero po szesnastej. Zaprosił nas do policyjnego
biurowca, w którym ju\ kiedyś składałem zeznania.
- Zapomnieliśmy w całym tym bałaganie - powiedział, kładąc przed nami kilka
teczek - Tu są akta sprawy z tą pracą na czarno w Lund...
Protokoły zatrzymania grupy pięciu nielegalnych pracowników. Hosenduft,
Kowalski, Varberg, Arv Reid - student poznany przeze mnie w pubie i Piotr Bardak -
to on udawał \ołnierza na fotografii przekazanej antykwariatowi.
- Mamy jego nazwisko - oczy Pana Samochodzika zabłysły. - To mo\e...
- ...mo\e uda się go aresztować - podchwyciłem. - Tu jest nawet jego adres.
Pan Tomasz spojrzał na zegarek.
- Tu niedaleko jest port, z którego pływają promy do Gdańska - powiedział. -
Nocny rejs, powiedzmy na siódmą rano będziecie na miejscu. Pociąg intercity do
Warszawy...
- Szefie, naszego ministerstwa na to nie stać - powiedziałem łagodnie. - Po co
mamy jezdzić? Nie lepiej wysłać faks do Skorlińskiego, \eby drania aresztowali?
Przesłuchać go mogą sami... Nie jesteśmy do tego niezbędni.
- Fakt. Jakoś przywykłem robić wszystko sam - posmutniał lekko. - Ale
rzeczywiście. Tak będzie taniej i du\o szybciej...
- Zajmę się tym natychmiast - Lunden przepisał dane na kartce.
Generał Skorliński, pykając z fajeczki, przeczytał faks ze Szwecji. Westchnął.
Od kiedy awansował, z tygodnia na tydzień czuł się bardziej znudzony. Nadzorował
obecnie kilkadziesiąt dochodzeń, rzucał pomysły usprawniające pracę policji, dbał o
statystyki wykrywalności sprawców... Jego praca była potrzebna, a dzięki jego
mądrym decyzjom za kratki trafiało więcej kryminalistów ni\ byłby w stanie schwytać
w pojedynkę.
A jednak coraz częściej łapał się na tym, \e wolałby być prostym
posterunkowym... Wywa\ać drzwi, biegać po dachach, skuwać bandziorom łapki na
plecach.
- Niedługo przyrosnę do tego stołka - westchnął.
Trzeba było wezwać kogoś i polecić mu, by zaraz zajął się sprawą... Ujął
mikrofon interkomu.
- Birski i Rowicki do mnie - polecił.
Po chwili w drzwiach stanęli dwaj rośli funkcjonariusze. To on wyciągnął ich
z posterunku na wsi zabitej dechami i przeniósł do Warszawy. Tu w stolicy ich talent
znajdował lepsze zastosowanie ni\ na prowincji.
Zamiast ganiać chłopów produkujących po stodołach bimber, zajęli się
zwalczaniem mafii. I zwalczali ją tak, \e tylko wióry leciały.
- Dostałem właśnie faks ze Szwecji - powiedział. - Słyszeliście o sprawie
egipskiej?
Słyszeli. Kiwnęli głowami.
- No więc mamy tu namiary na jednego ptaszka zamieszanego w sprawę...
Trzeba go dopaść, przesłuchać, mo\e i przyładować mu w obronie własnej.
- Mamy go brać? - spytał Birski.
Generał uśmiechnął się lekko.
- To mo\e być bardzo grozny kryminalista - powiedział z uśmiechem.
Zrozumieli \art i uśmiechnęli się tak\e.
- Osobiście poprowadzę akcję - wstał, obciągając na sobie mundur. - Tylko
załatwcie mi migiem normalną kurtkę, bo w tym garniturku nie da się normalnie
pracować.
- Tak jest - Rowicki zasalutował.
- I kompletny rynsztunek. Pałę, kajdanki, granaty gazowe. Zbiórka za pięć
minut w gara\u.
Zasalutowali i odmaszerowali.
ROZDZIAA CZTERNASTY
JAMNIK, CZYLI GLIZDA " MIERNE EFEKTY ZASADZKI
" SZUKAM NA ZLEPO, ALE Z INTUICJ " TRUP W WERSALCE
" ROZWIKAANIE ZAGADKI
Naprzeciw dworca wschodniego w Warszawie stoi dziwny budynek. Ma tylko
cztery piętra wysokości, za to długi jest niemal na pół kilometra. Na parterze od
strony dworca posiada kilkadziesiąt sklepów. Wy\ej mieszkają ludzie. Wejścia do
klatek schodowych znajdują się od drugiej strony. Mieszkańcy Warszawy nazywają
budynek ró\nie. Ci bardziej kulturalni mówią o nim Jamnik, ci mniej wychowani -
Glizda.
Bardak mieszkał na czwartym piętrze. Skorliński z uśmiechem popatrzył na
metalowe drzwi.
- Dokładnie tak jak lubię - powiedział. - Co to za przyjemność rozwalać takie
zwyczajne z dykty?
Birski przyło\ył mikrofon do framugi i wsłuchał się w ciszę.
- Chyba jest sam - powiedział.
- Zwietnie. Co robimy z drzwiami?
- Mo\e ładunek kumulacyjny, wyrwiemy zamek i zawiasy, a potem
wpadniemy do środka? - zaproponował Rowicki. - Albo kilka niedu\ych wokoło
framugi, od razu widać, \e partacze ją instalowali... Hartowana stal, ale ściany trzyma
się na zaprawie z gipsu.
- Dobra - Skorliński a\ zatarł z uciechy ręce. - Wywalamy drzwi, ja wskakuję
do środka, wy ubezpieczacie.
Sprawnie rozmieścili ładunki, uzbroili zapalniki i...
- Pojechali... - generał wcisnął detonator.
Ponura eksplozja wstrząsnęła budynkiem. Posterunkowy nie mylił się.
Antywłamaniowe drzwi osadzono niefachowo. Gipsowy pył wypełnił klatkę
schodową, gdzieś pękła szyba, a stalowa framuga wolno runęła w głąb mieszkania.
Przeskakując przeszkodę wpadli do środka. Piotr Bardak stał grzecznie pod ścianą z
rękami uniesionymi wysoko nad głowę.
- Dupa, a nie kryminalista - skrzywił się generał. - Nawet nie było powodu,
\eby mu dowalić. A tak dawno nie poskramiałem \adnego naprawdę groznego
złoczyńcy... - z \alem zatknął pałkę z powrotem za pas.
- Szefie, niech pan się tak nie przejmuje - Birski serdecznie klepnął
zwierzchnika po plecach. - Zabierzemy pana na następną akcję, to mo\e będzie okazja
komuś kości porachować...
- A mo\e ten spróbuje ucieczki? - Rowicki spojrzał na zatrzymanego z
uśmiechem.
Chłopak poczuł ciarki na plecach.
- Nie będę uciekał - jęknął. - Tylko nie bijcie.
- Polska policja nie bije zatrzymanych - huknął jego towarzysz. - No, chyba \e
stawiają opór - spojrzał spod oka na aresztanta.
Niestety ten nie dał się sprowokować.
- Ale ja przecie\ nie stawiam... - wybąkał.
- A szkoda. Pan generał, jak słyszałeś, chciał...
Skorliński wziął się w garść.
- Dobra, nie straszcie go. Zaraz nam tu zawału dostanie i dopiero będzie
problem. Zciągnijcie ekipę, ścisła rewizja, a tego gagatka zaraz bierzemy na dołek i
niech śpiewa wszystko co wie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]