[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokój, gdzie zapewne będziesz chciała umieścić rozmarzoną, całującą się parkę,
a w tle miętówkę na poduszce.
- Czy ty w ogóle nie potrafisz być miły? A może tego słowa nie ma w
twoim słowniku?
- Przewróciła oczami.
Zabolało, pomyślał i postanowił odpowiedzieć na złośliwość. Powiódł po
Natalie gorącym spojrzeniem. Obejrzał ją dokładnie od stóp do głów i z
powrotem. Wymownie zatrzymał wzrok na jej piersiach. Jej rumieniec objął już
nie tylko policzki, ale też szyję i dekolt. Pete był zachwycony.
- Och, potrafię być miły - oznajmił prowokacyjnie. - Bardzo miły.
Spojrzała na niego z namysłem, potem odeszła bez słowa. Bardzo
żałowała, że natura nie wyposażyła jej w zabójcze oczy bazyliszka.
- 32 -
S
R
ROZDZIAA PITY
Cudownie, pomyślała Natalie, siadając ciężko na łóżku w hotelowym
pokoju. Jak na razie dotarłam do czwartego punktu z pięciu, które sama
spisałam, i wcale nie idzie mi dobrze. Zamiast skomplementować pracę Pete'a,
skrytykowałam ją. Pozwoliłam mu na siebie krzyczeć i zrobiłam z siebie
idiotkę, potykając się o kable i niszcząc aparat. W dodatku wcale nie jestem
pewna, czy dobrze mu wyjaśniłam, czego czasopismo spodziewa się po jego
zdjęciach. Jedyne, co mi się udało, to zmusić go do przyznania, że niektóre moje
pomysły są dobre. Ale może tylko się ze mną bawi. Może nawet nie miał filmu
w aparacie i tylko udawał, że robi zdjęcia...
Powiodła smętnym spojrzeniem po pokoju. Humoru nie poprawiły jej ani
jedwabne zasłony w oknach, ani ażurowy drewniany parawan ze wspaniałymi
rzezbieniami, ani zdjęcia tajskich tancerek w cudownych tradycyjnych strojach.
Zamiast kłócić się z Pete'em, wolałaby oglądać świątynie, pałace i ogrody w
starej części miasta.
Gdyby skończyli wcześniej pracę, miałaby trochę czasu na zwiedzanie.
Była zmęczona i potrzebowała chwili wytchnienia, jednak nie miała
ochoty na samotny posiłek. Pete wprawdzie wspomniał, że ją zaprosi, ale do tej
pory tego nie zrobił. Nat nie zamierzała nalegać. W ogóle nie była pewna, czy
ma ochotę na towarzystwo tego geniusza. Fascynował ją i irytował
jednocześnie. Potrafił też zbić ją z pantałyku, kiedy już sądziła, że wygrała. I
zawsze wtedy, kiedy była pewna, że jest niepoprawnym draniem, mówił coś
miłego lub zabawnego.
Do tego trawił go smutek. Dostrzegła ból w jego spojrzeniu. Był też
wyrachowanym łajdakiem. Kiedy powiódł wyzywającym spojrzeniem po jej
całym ciele, miała ochotę wymierzyć mu policzek i... pocałować go.
- 33 -
S
R
Musiała sobie z całą surowością przypomnieć piąty punkt z listy. Pod
żadnym pozorem nie dać mu odczuć, że mi się spodobał, powtórzyła sobie.
Jednak kiedy zamykała oczy, widziała usta Pete'a i nie mogła przestać myśleć o
pocałunku.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwięk telefonu. Może jednak Pete zaprosi mnie
na kolację, przemknęło jej przez myśl. Nie bądz śmieszna, ofuknęła się w duchu
i błyskawicznie opanowała emocje.
- Halo?
- Droga Natalie - usłyszała stłumiony odległością głos Addison. - Jak ci
idzie?
Nat była zdumiona. Na Manhattanie dochodziła dopiero szósta rano.
- Dobrze, Addison. Jak wcześnie... oj... jak miło, że dzwonisz - poprawiła
się natychmiast.
- Cóż, jestem właśnie na zajęciach pilatesu w klubie, a przed pracą czeka
mnie jeszcze masaż.
No jasne, ale ze mnie głuptas, pomyślała Nat z przekąsem. A zaraz potem
poślesz kierowcę po bezkofeinowa cappuccino z odtłuszczonym mlekiem i
cynamonem.
- Pete jest grzeczny? - spytała Addison.
W pewnym sensie, pomyślała Nat. Zanim jednak zdążyła coś powiedzieć,
rozległo się pukanie do drzwi. Ostrożnie wyjrzała. O wilku mowa, pomyślała,
widząc świeżo ogolonego i przebranego geniusza fotografii.
- Natalie? - w głosie szefowej pojawiła się twarda nuta. - Czy on ci
dokucza?
- Nie, nie. Zachowuje się przyzwoicie. Pete uniósł brwi i wyszeptał
niemal bezgłośnie:
- Addison?
Natalie wzruszyła ramionami, czując, że na jej policzki wypływa
zdradliwy rumieniec. Pete bezceremonialnie wszedł do pokoju i zanim zdążyła
- 34 -
S
R
zaprotestować, wcisnął guzik telefonu przełączający rozmowę na głośnik, po
czym spokojnie rozsiadł się na łóżku. Natalie zamarła z przerażenia.
- Co ty wyprawiasz? - spytała samymi wargami.
Pete uśmiechnął się ironicznie i uniósł prawą brew. Było oczywiste, że
zamierza odpłacić Addison pięknym za nadobne.
- Wiem, co chcesz przez to powiedzieć - kontynuowała robiona właśnie w
konia szefowa. - Pete nie jest grzeczniutkim i przymilnym facecikiem. Ma w
sobie coś z bestii. - W ostatnie słowo zakradło się rozmarzenie. - Właśnie dlate-
go jest tak dziko seksowny.
Chcę umrzeć, jęknęła w myślach Nat, kiedy Pete rozparł się wygodniej,
zakładając nogę na nogę. Widok tego mężczyzny na własnym łóżku,
przysłuchującego się prywatnej rozmowie, był dość niepokojący. Dlatego starała
się nawet nie patrzeć w jego stronę.
- A ty jak uważasz? - natarczywie dopytywała się szefowa.
- Mhmhmhmmm - wymamrotała w odpowiedzi.
- Nie dosłyszałam, kochanie.
Gdyby nie uszy, to Pete uśmiechałby się dookoła głowy. Tym razem,
według instrukcji Addison, kąciki jego ust były prawidłowo uniesione.
- Jeśli tak uważasz - wydusiła w końcu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]