[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się w nowy związek. Zbyt wiele wycierpiałem.
Kenna wsparła czoło na dłoni. Milczała.
- Nie jesteś dziewczyną, z którą można mieć krót­
kotrwały romans - dodał Regan. - A ja... nie potrafił­
bym zaciągnąć cię do łóżka jedynie dla zaspokojenia
chwilowego pożądania.
Z trudem chwytał oddech.
- Dziękuję - odezwała się dziewczyna. Wsunęła do
ust zapalonego papierosa, lecz nie próbowała zaciąg­
nąć się dymem.
- W twojej obecności czuję się... bezbronna. Nie
przypuszczałam, że sprawy przybiorą taki obrót...
- Ani ja - wtrącił.
Skierował samochód w wąską przecznicę. Przez
chwilę jechali w milczeniu. Wokoło rozpościerała się
szeroka równina, na której z rzadka można było dostrzec
kępę drzew lub niewielką zagrodę. Regan roześmiał się.
- Żadna z kobiet, które poznałem, nie płakała
w moich ramionach.
Kenna spoglądała w okno.
- Musiałeś mieć wiele doświadczeń - mruknęła.
- W przeciwieństwie do ciebie. Boże... to było coś
cudownego.
Zerknął na nią z ukosa.
- Coś, co zapamiętam do końca życia.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie, po czym szybko
odwróciła wzrok.
BRYLANCIK
83
- Mam w sobie tyle uroku? - mruknął z wymuszo­
84
BRYLANCIK
- Ja również - wyznała.
Westchnął.
- Mam wszelkie szanse, aby zostać następcą świę­
tego Jerzego - wycedził z kwaśnym uśmiechem. - Brak
mi tylko aureoli i białego konia.
- Lub jednorożca - dodała.
- Zwłaszcza że mam do czynienia z dziewicą
— zauważył. - Dlaczego nie jesteś normalną współ­
czesną kobietą? Moje życie byłoby o wiele łatwiej­
sze.
Moje także, pomyślała, lecz nie miała ochoty wypo­
wiedzieć tego głośno.
- Spróbujmy szczerze porozmawiać - odezwał się
Regan po krótkim milczeniu. - Odczuwasz strach
przed współżyciem?
Kenna wtuliła się w oparcie fotela. Wzruszyła
ramionami.
- Nie wiem. Chyba nie. Ale nie jestem zwolennicz­
ką przelotnych znajomości. Chciałabym mieć dom
i dzieci...
Z wahaniem zerknęła w jego stronę.
- Mów bez obaw - powiedział spokojnym tonem.
- Okres żałoby mam już za sobą. Wciąż odczuwam
smutek, gdy myślę o Jessice, ale... Możeszmówić dalej.
- Wiem, co czujesz -szepnęła. -Dopiero niedawno
to zrozumiałam...
Zgasił niedopałek papierosa i położył dłoń na
tablicy rozdzielczej.
- Daj mi rękę.
Kenna poczuła ciepło bijące od jego palców. Nie­
świadomie wzmocniła uścisk.
BRYLANCIK
- Któregoś dnia opowiem ci wszystko o Jessice
- odezwał się Regan. - Spotkaliśmy się w sylwestrowy
wieczór i wspólnie płakaliśmy nad butelką irlandzkiej
whisky...
- Nie potrafię wyobrazić sobie, że płaczesz -mruk­
nęła dziewczyna.
- To, że jestem mężczyzną, nie czyni mnie nad-
człowiekiem, kochanie - powiedział łagodnym tonem.
- Gdy otrzymałem wiadomość o wypadku, wypłaka­
łem morze łez i wcale się tego nie wstydzę.
- Nie musisz.
- Nie możemy być kochankami - stwierdził.
-
Nie-odpowiedziałaledwiedosłyszalnymszeptem.
- W takim razie... pozostańmy przyjaciółmi.
Kenna usiłowała się uśmiechnąć, choć oczy zaszły jej
łzami. Pragnęła czegoś więcej niż zwykłej przyjaźni. Lecz
zdrugiej strony... chodziło jej oDenny'ego. Denny'ego?
- Co z twoją przyszłą szwagierką? - spytała uszczy­
pliwie.
Zmarszczył brwi. Puścił jej dłoń.
- Właśnie. Musimy przygotować plan na następny
weekend.
- Dlaczego?
- Margo wyjeżdża do Argentyny, a mój ojciec
urządza przyjęcie z okazji rocznicy ślubu. Spróbujemy
sprowokować Denny'ego do działania.
Uśmiechnął się chłodno.
- Mój braciszek już od dawna usiłuje mi we
wszystkim dorównać.
- Dlatego ukończył studia prawnicze? - spytała.
Regan skinął głową.
85
86
BRYLANCIK
- Tak. Kieruje nim chęć rywalizacji. Szczególnie
teraz, gdy ojciec zamierza zrezygnować z zarządzania
korporacją.
Kenna obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
- I chce, aby któryś z was zajął jego miejsce?
- Uhm.
Skierował samochód na drogę prowadzącą do
domu rodziców.
- Chciałbyś objąć to stanowisko?
- Nie wiem. Lubię swą dotychczasową pracę. Oj­
ciec zajmuje się produkcją komputerów, aja... chyba
wolę być prawnikiem niż biznesmenem.
- A Denny?
Zerknął w jej stronę.
- To całkiem inna para kaloszy. Podejrzewam, że
zająłby stanowisko ojca bez wahania.
- Więc na czym polega kłopot?
- Ojciec uważa, że Denny nie dorósł na tyle, aby
samodzielnie kierować dużym przedsiębiorstwem.
- Sprawdził się jako prawnik - zauważyła.
Regan spochmurniał.
- To prawda. Lecz zarządzanie korporacją jest
czymś zupełnie innym niż praca w biurze.
Miał rację. Denny cechował się zbyt łagodnym
charakterem. Interesowały go głównie sprawy roz­
wodowe i majątkowe, unikał przypadków o charak­
terze czysto kryminalnym. Nie żądał odwetu, nie miał
duszy bezwzględnego obrońcy sprawiedliwości. Nic
dziwnego, że pan Cole wolałby przekazać przesiębiors-
two w ręce starszego ze swych synów.
.— OczymmyśIisz?-dobiegiojąpytaniemężczyzny.
BRYLANCIK
- Zastanawiam się, jak byś wyglądał w powłóczys­
tej szacie, z czarodziejską różdżką w dłoni - mruknęła
wojowniczym tonem.
Gniewnie zmarszczył brwi.
- Poczekaj, aż zatrzymam samochód.
- Masz mnie za głupią gąskę? - spytała, patrząc
mu prosto w oczy. - Tylko udajesz złego czarnoksięż­
nika.
Wybuchnął śmiechem.
- Chcesz cofnąć ostatnie przeprosiny? A może
ponownie masz zamiar nazwać mnie bestią?
- Jest taka baśń: „Piękna i Bestia", w której potwór
staje się pięknym księciem.
- Który nie miał zbyt dużych stóp i dwukrotnie
złamanego nosa.
- Nie kpij z mojego przyjaciela - powiedziała
z lekką ironią.
Wyciągnął dłoń i zmierzwił jej włosy. Samochód
wjechał na podjazd wiodący do piętrowego, ceglanego
budynku.
Kenna dobrze znała okolicę. Bywała tu kilkakrotnie
w sprawach służbowych. Cichy dom miał w sobie wiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl