[ Pobierz całość w formacie PDF ]

płaczących osób całkiem już nie wierzyła. Te myśli kłębiły się w moim umyśle. Ciągle potrząsałam
głową, wyrażając zaskoczenie z powodu rozdzwięku między moim położeniem a myślami opłakujących
mnie osób. Wówczas wzniosłam oczy ku górze i ujrzałam oczy mojej matki. Nasze spojrzenia spotkały
się. Spoglądamy na siebie, patrzymy sobie wprost w oczy. Pośród wielkich cierpień wołam do niej:
 Mamo! Co za hańba. Potępiają mnie. Stamtąd, gdzie muszę iść, nigdy już nie powrócę i
nigdy więcej się nie zobaczymy.
W tym momencie mojej matce została udzielona wielka, cudowna łaska. Przez cały czas była
całkowicie nieruchoma. I nagle pozwolono jej podnieść dwa palce ku górze. Dała mi przez to wyrazny
znak, bym również spojrzała do góry. W tej samej chwili od moich oczu odpadły dwie wielkie skorupy,
które sprawiały mi niewyobrażalny ból i były powodem mojej duchowej ślepoty. Odpadły i ujrzałam
nagle niesamowicie piękny widok: naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Jednocześnie przypomniałam
sobie, jak jedna z moich pacjentek powiedziała mi pewnego razu:  Pani doktor, jest mi bardzo
smutno i bardzo się o panią martwię. Proszę posłuchać i zapamiętać. Jest pani wielką
materialistką. W obliczu wielkiego smutku lub jakiegoś niebezpieczeństwa, którego pani nie
uniknie, jeśli znajdzie się pani w takiej sytuacji, proszę się zwrócić do naszego Pana Jezusa
Chrystusa i prosić Go o przebaczenie i aby okrył i ochronił panią Swoją Przenajdroższą
Krwią. On nigdy pani nie opuści i nie pozostawi samej. On bowiem także panią odkupił Swą
Przenajdroższą Krwią!
Z wielką skruchą i wstydem, wśród wielkich cierpień w sercu, zaczęłam drzeć się w niebogłosy:
 Panie Jezu, zmiłuj się nade mną! Przebacz mi! Panie, daj mi drugą szansę! przeżyłam
najpiękniejszy moment w całej tej historii. Brakuje mi po prostu słów, by właściwie opisać tę chwilę.
Nasz Pan, Jezus Chrystus, zszedł na dół i wyciągnął mnie z tej czarnej, okropnej otchłani, z tej
napawającej strachem dziury. I gdy mnie wyciągnął i ujął za rękę, wtedy te wszystkie stwory, te
ohydne kreatury i te palące plamy, które wcześniej czułam, odpadły ode mnie. Cała ziemia pode mną
pełna była tych śmieci. Uniósł mnie do góry i przeniósł na tę płaszczyznę, którą opisałam wcześniej. Z
miłością, nie dającą się wyrazić ludzkimi słowami, powiedział do mnie:  Powrócisz na ziemię,
otrzymasz drugą szansę... Powiedział też z powagą:  Tej łaski powrotu nie
otrzymujesz dzięki modlitwom twoich przyjaciół i najbliższych. Można się
tego spodziewać i jest to normalne, że twoja rodzina i osoby, które ciebie
cenią, modlą się za ciebie i błagają Mnie z twego powodu. Możesz jednak
powrócić dzięki modlitwie bardzo wielu ludzi, którzy nie są z tobą
spokrewnieni i nie należą do twojej rodziny. Tak wiele obcych ci osób gorzko
płakało, modliło się do Mnie ze złamanym sercem i z głębi duszy, i w twojej
intencji wznosili do Mnie swe serca jako wyraz największej miłości i
sympatii.
W owym momencie ujrzałam, jak mnóstwo świateł, niczym małe białe płomienie, pełne
bezinteresownej i czystej miłości, zaczęło świecić. I widzę nagle wszystkie osoby, które się za mnie
modliły. To było ukazanie mocy modlitwy wstawienniczej. Wszystkimi tymi światłami były tysiące osób,
które dowiedziały się o moim wypadku z gazet, serwisów radiowych i telewizyjnych. Były poruszone tą
wiadomością, płakały z tego powodu, wznosiły za mnie do Pana akty strzeliste, i naprawdę mi
współczuły. Wiele z nich coś ofiarowało i poświęciło dla uratowania mnie. Wiedzcie, że Msza św. jest
największym darem, jaki możecie komuś ofiarować. Eucharystia bowiem nie jest dziełem człowieka, a
bezpośrednią interwencją Boga w świecie.
Jeden z płomieni był szczególnie duży, wyróżniał się spośród innych i świecił, emanował większym
41
światłem niż wszystkie inne. To był płomień osoby, która włożyła w swą modlitwę najwięcej
bezinteresownej i prawdziwej miłości blizniego. Ciekawiło mnie, kim był ten człowiek, który nie
wiadomo dlaczego okazał mi tyle miłości. Wówczas Pan rzekł do mnie:  Ten człowiek, którego
tam widzisz, to osoba, która  mimo że jesteście sobie całkowicie obcy 
odczuła tak wielką sympatię i czułą miłość, że trudno to sobie wyobrazić.
Pan pokazał mi, jak to wszystko się wydarzyło. Ten biedny mężczyzna indiańskiego pochodzenia, dla
mnie święty rodak, żył na wsi u stóp Sierra Nevada de Santa Marta. Był to biedny i bardzo prosty
rolnik. Nie miał wystarczająco dużo pożywienia dla własnej rodziny. Pożar zniszczył mu w owym roku
zbiory. Lis zabrał większą część kur, jakie mu pozostały do przeżycia. Na domiar złego guerilleros[20]
zabrali mu syna, by użyć go jako żołnierza-dziecko do swoich celów. Chodził na Mszę św. do wsi i
uczestniczył w niej z takim nabożeństwem, jakie rzadko się widzi. Pan pozwolił mi zobaczyć, jak ten
biedny wieśniak żarliwie się modlił na Mszy św.:  Panie mój i Boże, kocham Cię, dziękuję Ci za życie,
moją rodzinę i moje dzieci! Cała jego modlitwa była jednym dziękczynieniem i uwielbieniem. Miał przy
sobie dwa banknoty  jeden o nominale 10000 peso, drugi  5000 peso. Możecie to sobie wyobrazić, że
on na tacę nie dał banknotu o nominale 5000 peso, lecz pomimo swojej nędzy  10000? Ja dawałam
banknoty, które jako fałszywki zdarzyło mi się od kogoś otrzymać w gabinecie. Po Mszy św. za resztę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl