[ Pobierz całość w formacie PDF ]
urzędnik, nie kryjąc sceptycyzmu.
- Po śmierci rodziców poświęciłem swoje życie rodzinie, nie
bardzo zajmowałem się własnymi sprawami. W końcu moje siostry
postanowiły mnie z kimś wyswatać. Próbowały różnych sposobów,
ale dopiero Elena znalazła odpowiednią kobietę. - Zcisnął dłoń Jodie i
mówił dalej, patrząc już tylko na nią: - Jej piękne zielone oczy i rude
włosy spodobały mi się już na pierwszej randce. Dopiero pózniej
przekonałem się, jaka jest czuła, dzielna, lojalna, słodka i pozbawiona
egoizmu. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Za każdym
razem, kiedy na nią patrzę, nie mogę się nadziwić, że wybrała właśnie
mnie.
Po tych słowach w pokoju zapadła cisza. Nawet długopis
Malcolma przestał skrobać po papierze. Jodie zamrugała, a Heath
mógłby przysiąc, że dostrzegł w jej oczach łzy.
No to tyle, jeśli chodzi o zachowanie zimnej krwi.
- A pan? - Heath spojrzał na swego rozmówcę. - Jest pan
żonaty? Ma pan dziewczynę?
- Jestem zaręczony - odparł urzędnik, pochylając głowę nad
notatnikiem.
- Jak się poznaliście? - ciągnął Heath, próbując odwrócić uwagę
urzędnika od Jodie.
- Na randce w ciemno. Przyszła z przyjaciółką - wyznał
Malcolm, uśmiechając się lekko. - Była kimś w rodzaju
przyzwoitki, na wypadek gdyby coś nie wyszło. No i skończyło się
tak, że to Andrea została moją narzeczoną.
103
RS
- Sam pan widzi, jak to bywa. - Heath poklepał go po ramieniu. -
Rzadko żenimy się z koleżankami ze studiów, prawda? - Uśmiechnął
się do Malcolma jak mężczyzna do mężczyzny, zadowolony, że ten
odwzajemnił uśmiech. - Szukaliśmy miłości w niewłaściwych
miejscach, w końcu to ona znalazła nas zupełnie niespodziewanie...
- To prawda. Bum, i wpadłeś po same uszy - skonstatował
Malcolm.
Obaj popatrzyli na Jodie, która wpatrywała się w Heatha, jakby
był przybyszem z kosmosu. Ten dzieciak w drogim garniturze miał
rację.
Bum, i wpadłeś po same uszy...
- To chyba wystarczy - Malcolm przybrał nagle oficjalny ton. -
Chciałbym teraz porozmawiać z państwem na osobności. Panie
Jameson, czy mógłby pan zostawić mnie samego z żoną?
- Naturalnie. Pójdę się przejść.
- Doskonale. - Malcolm Cage zatarł dłonie, jakby chciał
powiedzieć, że im dalej pójdzie, tym lepiej.
Heath chciał uwolnić dłoń, ale Jodie trzymała go bardzo mocno.
Pochylił się i pocałował ją w czoło.
- Dasz sobie radę - szepnął jej do ucha. - Zanim się obejrzysz,
będzie po wszystkim.
Nie miał wyboru. Musiał wstać i wyjść, mając nadzieję, że
determinacja Jodie pomoże jej przez to przejść.
Po niecałej godzinie zamienili się rolami. Jodie wyszła do
sklepu, a Heath został z panem Cage'em.
104
RS
Jodie znała datę urodzenia Heatha i rozmiar jego buta, wiedziała,
że uwielbia czekoladę, ale nigdy nie zjadłby nawet kawałka przed
pójściem spać w obawie, że mógłby mieć koszmarne sny. Nie
wiedziała tylko, kiedy się w nim zakochała. Dopiero Malcolm Cage
zmusił ją do wejrzenia w głąb siebie.
Kochała go z całego serca i z całej duszy, tak bardzo, że jej
własne interesy przestały się dla niej Uczyć. Ważny był tylko Heath.
A przecież miała zająć się rozwijaniem własnej osobowości. W
jej planach nie było miejsca na związek z mężczyzną. A przynajmniej
nie teraz.
Przez większą część życia słyszała wciąż słowa: jesteś córką
Patricii Simpson. Powtarzali jej to przyjaciele matki, prawnicy,
lekarze, pracownicy społeczni. Zastanawiała się nawet, czy nie
zmienić nazwiska. Teraz nadszedł czas, by być po prostu Jodie. Nie
czyjąś dziewczyną, żoną czy kochanką. Istotą niezależną, osobą
mającą niezbywalne prawo do bycia sobą. Jak to teraz osiągnie, skoro
się zakochała? Czyż te dwie rzeczy wzajemnie się nie wykluczają?
Czekała, aż ekspedientka zapakuje jej czekoladową ekierkę, a
ślinka napływała jej do ust. Zapłaciła, wzięła do ręki papierową torbę,
odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę domu.
105
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Tej nocy jechali do Jameson Run w całkowitym milczeniu.
Heath włączył radio i Jodie rozkoszowała się intymną atmosferą.
Nie chciała rozmawiać o wywiadzie z Malcolmem Cage'em, a
Heath również nie rozpoczynał tego tematu. Było zbyt wcześnie. Cała
sprawa była za świeża.
A jeśli któreś z nich popełniło jakiś błąd, który będzie kosztował
Jodie utratę możliwości pozostania w Australii?
A może po tym, co sobie powiedzieli, nie będzie umiała po
dwóch latach tak po prostu od niego odejść?
Zjechali z głównej drogi i po chwili znalezli się przed
znajomymi drzwiami. Jodie poczuła się nagle tak, jakby ktoś zdjął z
jej ramion ogromny ciężar. Zupełnie jakby jej wszystkie problemy
zostały w mieście. W Jameson Run nie ma korków, tłumów ludzi,
zwariowanych koleżanek, przychodzących i wychodzących z domu o
najrozmaitszych porach w różnym towarzystwie i zadających tysiące
pytań na temat życia na farmie.
Wokół panowała cisza. Był spokój i... był Heath.
Weszli po schodach i Jodie odetchnęła z ulgą. Heath sięgnął po
klucze.
Jodie uśmiechnęła się lekko. Heath odwzajemnił uśmiech, a jej
serce zaczęło bić dwa razy szybciej.
Weszli do domu i ujrzeli, że wszystkie lampy w salonie są
zapalone. Wyglądało to bardzo pięknie i...
106
RS
- Cameron! - Heath zatrzymał się w pół kroku, przenosząc
wzrok z brata na Jodie. - Co ty tu robisz?
Cameron podniósł głowę.
- Witaj, Heath.
Musiało minąć kilka sekund, zanim Cameron zdał sobie sprawę,
kim jest Jodie.
- Ty pewnie jesteś Jodie - powiedział, wstając na powitanie. -
Przepraszam za najście. Przejeżdżałem i pomyślałem, że wpadnę was
odwiedzić.
Wpadnie odwiedzić? Cameron mieszkał o dwie godziny jazdy
samochodem stąd. Na pewno wybrał się tu specjalnie. Od pogrzebu
Marissy minęło kilka tygodni. Przygotowania do ślubu stanowiły dla
Heatha dobrą wymówkę, żeby unikać brata. Było zbyt wiele spraw, o
których nie chciał myśleć, zbyt wiele tematów, które tak bardzo
bolały, że wolał o nich zapomnieć.
Kiedy zrobił się z niego taki drań? Od kiedy to zaczął uciekać od
rodziny, kiedy go naprawdę potrzebowała? Cameron potrzebował
pomocy i Heath nie mógł tak nagle zniknąć z jego życia tylko dlatego,
że zaczął organizować swoje własne.
- Heath - usłyszał zduszony szept Jodie. Nawet ona, chociaż
widziała Camerona po raz pierwszy w życiu, dostrzegła jego
cierpienie.
- Gdzie są dzieci, Cam? - spytał spokojnie, zsuwając z ramienia
torbę i stawiając ją na podłodze.
Cameron machnął ręką w kierunku drzwi.
107
RS
- Z Eleną. Nalegała, żebym wziął taksówkę, a nie własny
samochód. Zapłaciłem fortunę.
Heath wypuścił z płuc podświadomie wstrzymywane powietrze.
Przynajmniej dziewczynki są bezpieczne, bo jego brat najwyrazniej
był w kiepskim stanie.
Poczuł na ramieniu drobną dłoń Jodie.
- Zostań z bratem, a ja przygotuję kolację, dobrze? - powiedziała
miękko.
Heath skinął głową.
- Dzięki, Jodie. I przepraszam.
Było mu przykro. Nagła wizyta Camerona przerwała coś, co z
pewnością by się wydarzyło. Heath czuł, że kiedy tu jechali, coś się
między nimi działo. Coś wielkiego. Rozmowa z Malcolmem była jak
otwarcie przysłowiowej puszki Pandory. Teraz jednak musiał z
powrotem przymknąć pokrywę.
Jodie lekko uścisnęła jego ramię i powiedziała:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]