[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mówię poważnie. Kevin pytał, czy nie chciałabyś do
nas kiedyś wpaść. No wiesz, tak posiedzieć.
- Do was do domu? - Serce mi podskoczyło. Nigdy nie
sÄ…dziÅ‚am, że zostanÄ™ zaproszona do kogoÅ› tak fantastyczne­
go jak Dauntra. No bo byłyśmy tylko koleżankami z pracy. -
Jasne. Bardzo chętnie. A mogę zabrać Davida?
- Pierwszego dzieciaka? - Dauntra wzruszyÅ‚a ramiona­
mi. - Czemu nie? To bÄ™dzie ubaw. Ach, i wiesz? Zainspiro­
waÅ‚aÅ› mnie. - Wyjęła z plecaka starannie zÅ‚ożonÄ… kartkÄ™ pa­
pieru i podała mi ją. - Kiedy Stan przyjdzie sprawdzić mój
plecak, mam zamiar mu to wręczyć.
- A co to jest? - zapytałam, rozkładając kartkę
- Mail od mojej adwokatki - odparła dumnie Dauntra. -
Z Unii Swobód Obywatelskich. Wzięła moją sprawę. Uznałam,
14-Pierwszy krok
209
że to podziała lepiej niż syrop klonowy. No wiesz. Iść drogą
Samanthy Madison.
Zamrugałam oczami.
- Wynajęcie adwokata z Unii Swobód Obywatelskich,
żeby nie pozwolił twojemu pracodawcy przeszukać twojego
plecaka, to ma być droga Samanthy Madison?
-Jasne. To o wiele lepsze niż leżący strajk okupacyjny. I ubra­
nia się przy tym nie ubrudzą. A kiedy moja adwokatka skończy
z kierownictwem tej firmy, pewnie będę mogła ją kupić.
- Wow - powiedziałam, oddając jej maila.  Jestem pod
wrażeniem.
- No cóż, powinnaś. To wszystko dzięki tobie. A tak przy
okazji, dobrze się bawiłaś?
Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Bawiłam się?
- W Camp David. No bo co tam można robić? Musiało
być okropnie nudno. Przez cały czas lało, prawda?
- Cóż - odparłam, bawiąc się plakietką z napisem Miłość
to zgoda na czekanie przypiętą do figurki Sally. - Znalezliśmy
sobie to i owo do roboty.
- O mój Boże.
CoÅ› w gÅ‚osie Dauntry kazaÅ‚o mi podnieść wzrok. Patrzy­
Å‚a na mnie badawczo.
- O mój Boże - powtórzyÅ‚a. - Czy ty i David... zrobili­
ście to?
- Hm. - Poczułam, że, chyba po raz milionowy tego dnia,
oblewam siÄ™ rumieÅ„cem. RozejrzaÅ‚am siÄ™ wkoÅ‚o, żeby spraw­
dzić, czy Chucka, Stana albo kogoś innego nie ma gdzieś
w pobliżu.
Ale jedyną osobą w sklepie poza nami był pan Wade, który
pochylał się z zainteresowaniem nad nowościami w dziale sztuki.
210
- Hm - powtórzyłam.
Nie miałam powodu chować głowy w piasek. To nie była
Kris Parks, to byÅ‚a Dauntra. Dauntra nie nazwie mnie dziw­
ką. Dauntra nigdy nikogo nie nazwałaby dziwką. Może poza
Britney Spears. Ale to zupełnie oczywiste.
- Tak - powiedziałam, chociaż nagle strasznie zaschło
mi w ustach. - Zrobiliśmy to.
Dauntra oparła łokieć o kasę, oparła brodę na dłoni,
westchnęła i zapytała rozmarzonym tonem:
- Czy to było przyjemne?
Znowu zamrugałam.
- Czy co było przyjemne?
- Przepraszam. - Pan Wade stanÄ…Å‚ przy kontuarze. -
Zastanawiałem się, czy już sprowadziliście dla mnie DVD.
Nazywam siÄ™ Wade. W-...
- ...A-D-E - dokończyła Dauntra znużonym tonem. -
Panie Wade, my znamy pańskie nazwisko. Przychodzi pan
tu codziennie, na rany boskie!
Pan Wadę zrobił zaskoczoną minę.
- Och - powiedział - nie sądziłem, że będziecie mnie
pamiętać.
- Drogi panie Wadę... - powiedziała Dauntra, sięgając
po zamówione przez niego DVD - pana się nie da zapomnieć.
- A potem, patrząc na mnie, dodała: - Seks. Pytałam, czy
seks był przyjemny.
Spojrzałam na pana Wade'a, któremu pod beretem oczy
zaczęły wychodzić z orbit. A potem spojrzałam na Dauntrę
i uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak - powiedziałam. - Był bardzo przyjemny.
211
- Jak ci minęło Zwięto Dziękczynienia?
Takie pytanie zadał mi David, kiedy się zobaczyliśmy
nastÄ™pnym razem - czyli dopiero we wtorek na lekcji rysun­
ku u Susan Boone.
WyszczerzyÅ‚ zÄ™by w uÅ›miechu, żebym wiedziaÅ‚a, że żar­
tuje, ale i tak odpowiedziałam mu z całą powagą:
- Całkiem niezle. A tobie?
- Bombowo. - Mrugnął do mnie. - Najlepsze Zwięto
Dziękczynienia w życiu.
Oboje siedzieliśmy tam, po prostu uśmiechając się do
siebie. Dopiero gdy wpadÅ‚ Rob ze swoim blokiem rysunko­
wym, mrucząc pod nosem, że zapomniał miękkich ołówków,
uświadomiliśmy sobie, że nie jesteśmy sami i zajęliśmy się
rozkładaniem węgla i gumek.
Ale ja nadal się uśmiechałam. Bo to, o co się martwiłam
- no wiecie, że pary, które uprawiają seks, potem myślą już
tylko o seksie i tylko to robią - okazało się nieprawdą. To
znaczy ja o tym myślę. Dużo.
Ale myślę nie tylko o tym.
I wiem, że David też nie tylko o tym myśli. Jestem tego
pewna, bo w gruncie rzeczy nasz zwiÄ…zek bardzo siÄ™ nie zmie­
niÅ‚. David nadal do mnie dzwoni póznym wieczorem i wczeÅ›­
nie rano, jak zawsze.
W ten sposób był pierwszą osobą, której powiedziałam,
że mój dom to nie jedyne miejsce, gdzie zaszły duże zmiany.
Kiedy w poniedziałek poszłam do szkoły, okazało się, że i tam
je wprowadzono w czasie, kiedy my mięliśmy wolne z okazji
ZwiÄ™ta DziÄ™kczynienia. NajwiÄ™ksza z tych zmian to rozwiÄ…­
zanie Właściwej Drogi, ponieważ wszyscy jej członkowie -
poza Kris Parks - wypisali siÄ™.
212
Ale to nie wszystko. Kris Parks nie jest już przewodni­
czącą naszej klasy. Pozbawiono ją funkcji, bo złamała Statut
SzkoÅ‚y (nazywajÄ…c mnie dziwkÄ… przy Å›wiadkach), a czÅ‚onko­
wie samorządu powinni stanowić przykład dla reszty
uczniów.
Frau Rider, wychowawczyni naszej klasy, wyznaczyÅ‚a oso­
bę, która będzie pełniła obowiązki Kris, dopóki wiosną nie
przeprowadzi się nowych wyborów.
Kilka osób - no cóż, przede wszystkim Catherine, Deb
Mullins, Lucy i Harold - uznaÅ‚o, że to ja powinnam kandy­
dować.
Ale ja mam naprawdÄ™ wystarczajÄ…co zajęć: lekcje rysun­
ku, pracÄ™ i obowiÄ…zki nastoletniej ambasadorki.
Poza tym przewodniczący klasy powinien choć trochę
przejmować siÄ™ szkoÅ‚Ä…. A ja kompletnie siÄ™ niÄ… nie przejmu­
jÄ™-
Choć muszę przyznać, że ostatnio zaczynam ją trochę
bardziej lubić.
- Zgadnij, kto jedzie w najbliższy weekend do Kalifornii
zbierać fundusze? - spytał David.
- Niech zgadnę - odparłam z uśmiechem. - Twoi rodzice.
- Tak. I wrócą dopiero w niedzielę wieczorem. Będę miał
cały Biały Dom tylko dla siebie.
- To świetnie - powiedziałam. - Będziesz mógł tańczyć
w bieliznie i okularach słonecznych do muzyki Boba Segera.
- Ale jeszcze fajniej bÄ™dzie, jeÅ›li mnie odwiedzisz - za­
proponował David. - Mamy nowy film z Melem Gibsonem.
No wiesz, ten, który dopiero co wszedł na ekrany.
- Będę musiała spytać rodziców - odparłam. - Ale coś mi
się wydaje, że się zgodzą.
213
- Fantastycznie - powiedział David, idealnie naśladując
pana Burnsa.
- Witam wszystkich. - Susan Boone energicznie weszła
do sali, a za nią wlókł się letargicznie (słowo do egzaminu
SAT oznaczające chorobliwą senność) Terry. - Wszyscy na
miejscach? Terry, bardzo ciÄ™ proszÄ™...
Terry zdjął szlafrok i położył się na podwyższeniu. Po
chwili zasnÄ…Å‚, a jego pierÅ› unosiÅ‚a siÄ™ i opadaÅ‚a w takt ciche­
go chrapania.
Tym razem rysując go, starałam się koncentrować na
całości, a nie na częściach. Naszkicowałam pokój, a potem
umieściłam w nim jego, próbując budować rysunek tak, jak
siÄ™ buduje dom... Od ram do Å›rodka, pamiÄ™tajÄ…c o zachowa­
niu równowagi między tematem rysunku a tłem, które go
otacza...
I chyba mi siÄ™ udaÅ‚o, bo gdy nadeszÅ‚a pora na ocenÄ™ na­
szych prac, Susan powiedziała:
- Bardzo dobrze, Sam. Naprawdę się uczysz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl