[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niektórych marzec jest pewnie jego poważnym konkurentem. Zwłaszcza dla Nata i Be-
na.
Bardzo chciaÅ‚a pomóc àomasowi, wszystko jednak wskazywaÅ‚o na to, że sam sobie
zaszkodził. Jeśli to ktoś z gości Księżniczki Miłości ukradł brylanty albo zamordował
Nata, stało się tak, ponieważ Pilsner pozwolił Lydii zaprosić do klubu obcych ludzi.
Nie było jednak śladów włamania. Nat musiał znać osobę, która do niego weszła.
Regan wyjęła notatnik i zapisała kilka uwag. Trzeba ponownie porozmawiać z Clarą.
Sprawdzić, czy widziała w apartamencie coś, co wskazywałoby na obecność innej ko-
biety. Poprosić àomasa o listÄ™ osób mieszkajÄ…cych w klubie. Wypytać kelnera, który
obsÅ‚ugiwaÅ‚ Nata, Bena i àomasa w czasie lunchu. Dowiedzieć siÄ™, kto byÅ‚ prawnikiem
Nata. Gdzie znajduje się jego testament? Na końcu zanotowała: porozmawiać z właści-
cielkÄ… torebki ze Snoopym.
Wyglądając przez okno taksówki, pomyślała, że ta kobieta może okazać się interesu-
jÄ…ca.
27
Maldwin, wróciwszy ze swoją grupką do apartamentu Lydii, zastał gospodynię w sy-
pialni, przykrytą po czubek głowy.
 Panno Lydio, przynieść pani herbaty?  zapytał; wiedział, że coś musiało się
stać.
 Nie sądzę, by herbata rozwiązała mój problem  oznajmiła Lydia, odsuwając koł-
drÄ™ z twarzy.
Usiadł na brzegu łóżka. Kamerdyner starej daty nigdy by sobie na coś takiego nie
pozwolił, Maldwin jednakże wierzył, że kamerdynerzy dwudziestego pierwszego wieku
powinni ćwiczyć się w okazywaniu współczucia swoim pracodawcom. Czuł się obroń-
cą Lydii, jej zaufanym  w pewnym sensie bratnią duszą, mimo że czasami doprowa-
dzała go do białej gorączki.
57
 O co chodzi, Księżniczko?  zapytał.
 Dzwonił Burkhard.
 To nic dobrego...
 Czym on w ogóle mnie pociągał?  przerwała mu Lydia.
Dobre pytanie, pomyślał Maldwin, ale zachował to dla siebie.
 Na początku pan Whittlesey sprawiał wrażenie człowieka z klasą  odparł roz-
ważnie.
 Człowiek z klasą nie wyciąga stale czeków od kobiety...
 Rozumiem.
 Człowiek z klasą nie grozi, że przekręci i rozgłosi to, co powiedziałam mu w za-
ufaniu.
 Chodzi o żarty z pani klientów?
 Maldwinie!
 Przepraszam.
 Interesowały go wyłącznie moje pieniądze. Myślał, że może mną manipulować, bo
chodził do college u, a ja nie. Tylko że ja uczyłam się życia na ulicy.
 To pewne, panno Lydio.
 BojÄ™ siÄ™, Maldwinie.
 Nie ma powodów do obaw  zapewnił ją, choć sam w to nie wierzył.
 Sporo pieniędzy zainwestowałam w ten interes. Chcę, żebyśmy oboje odnieśli
wielki sukces w Nowym Jorku. Trzymamy rękę na pulsie, jeśli chodzi o swatanie i służ-
bę w trzecim tysiącleciu. Burkhard może to zepsuć.
 Nie pozwolimy mu  oświadczył Maldwin zdecydowanie.
Lydia usiadła.
 Jak ci minął dzień?
 Był trudny. Obawiam się, że Vinniemu i Albertowi brakuje cech niezbędnych
u dobrego kamerdynera.
 Sama mogłam ci to powiedzieć.
Maldwin zignorował jej słowa.
 Sądziłem, że będą do przyjęcia, bo moja szkoła bierze pod uwagę zmieniające się
czasy. Nie można obecnie sądzić, że znajdzie się kandydatów pasujących do ideału an-
gielskiego kamerdynera, doskonałego Jeevesa, który sam wyglądał jak arystokrata.
 Z pewnością daleko im do tego wzoru  zgodziła się Lydia.  Jednak, jak to mó-
wią, trudno znalezć dobrego pomocnika. Mam szczęście, że trafiłam na ciebie.
Maldwin się skrzywił. Nie znosił, gdy uważano go za pomocnika. Prowadził tę prze-
klętą firmę, jakby należała do niego. Odchrząknął.
 Jak powiedział mistrz Eckhart:  Każdy rodzi się arystokratą . Niestety, większość
ludzi traci swój urok w dzieciństwie.
58
 Kto to mistrz Eckhart?
 Mędrzec.  Maldwin wstał.  Przetrwamy to. W niedzielę wieczorem zostanie
nadany program Stanleya Stocka. Jestem pewny, że w poniedziałek rano telefon będzie
się urywał. Musimy jakoś przeżyć ten weekend i związane z nim nieprzyjemności.
 A jeśli Burkhard pojawi się na jubileuszu jutro wieczorem?
 Poradzimy sobie. Sądzę, że teraz musimy skupić się na naszym dzisiejszym przy-
jęciu.
Lydia znowu naciągnęła kołdrę na głowę.
 Wiedziałam, że powinnam była wybrać tamto mieszkanie. Nie miałabym teraz ta-
kich kłopotów!
 Próżne żale to strata czasu  odparł Maldwin.  Proszę się ubierać. Dołożymy
starań, by dzisiejsze przyjęcie okazało się najlepsze z dotychczasowych.
28
Wróciwszy do wynajętego pokoju, Georgette usiadła przy służącym do wszystkiego
stole, przyglądając się łupowi, który znalazła w apartamencie Bena.
Nie było tego wiele.
Wciąż nie potrafiła uwierzyć, że ta kobieta, kimkolwiek była, przyszła po jedzenie
Bena. To dopiero tupet! Cóż, przynajmniej mnie nie widziała, pomyślała Georgette i za-
chichotała. Ciekawe, jak długo przesiedzi tam zamknięta?
Słysząc klucz w zamku, uniosła głowę. Blaise miał tak samo ponurą minę jak wów-
czas, gdy wychodził.
 Co to jest?  zapytał, wskazując spinki do mankietów, zagraniczne monety oraz
srebrną szczotkę i grzebień.
 Będziesz ze mnie dumny.
 Dlaczego?
 Pamiętasz pęk kluczy, który ukradłam Natowi?
 Tak.
Georgette usiadła prosto, podniecona tym, co miała do powiedzenia.
 Zdjęłam z niego klucz do mieszkania. Dzisiaj jednak zaczęłam się zastanawiać.
Wróciłam do domu i przyjrzałam się pozostałym kluczom. Dwa oznaczone zostały ma-
leńkimi inicjałami B.C.
Twarz Blaise a nie zmieniła wyrazu.
 Nie łapiesz? Ben Carney, najlepszy przyjaciel Pemroda! Ten, który umarł wczoraj
wieczorem. To z jego powodu àomas Pilsner pobiegÅ‚ wczoraj do Nata.
 Wiem, o kim mówisz.
59
 Doszłam do wniosku, że to klucze do mieszkania Bena, odszukałam więc jego ad-
res. Klucze pasowały!
 Czemu to zrobiłaś?
 Bo on nie żyje. Pomyślałam, że brylanty mogą być w jego mieszkaniu. Nigdy nie
wiadomo, prawda?
 Postąpiłaś bardzo głupio.
 Dlaczego?
 Bo gdyby cię złapano, stracilibyśmy okazję poszukania brylantów w apartamen-
cie Pemroda. A to najbardziej prawdopodobne miejsce.
 Nic nie szkodzi próbować  odpowiedziała Georgette, wyraznie zirytowana, że
Blaise nie pochwalił jej sprytu. A jeszcze nie skończyła.  Ktoś wszedł, kiedy byłam
w sypialni, przeszukujÄ…c rzeczy Bena.
 Co takiego?!  zapytał Blaise przestraszony.
 Nie martw się. Nie widziała mnie. Prysnęłam jej w oczy gazem łzawiącym i za-
mknęłam ją w szafie.
 Georgette! Straciłaś rozum? Masz z tego kilka fantów i kogoś, kto może cię ziden-
tyfikować.
 Powtarzam ci, że mnie nie widziała! A gdyby brylanty tam były? Inaczej byś śpie-
wał.
Blaise usiadł naprzeciw niej i potarł oczy.
 Wróciłem do domu po frak. Lydia urządza wieczorem następne przyjęcie.
 Ja też idę.
 Tak?
 Zadzwoniła i powiedziała, że chce przeprosić za to zamieszanie wczoraj wieczo-
rem. Dzisiaj będą ci sami ludzie, bez dodatkowej opłaty.
 Nie podoba mi się to  oświadczył Blaise.  W klubie robi się gorąco. Myślę, że
niedługo powinniśmy wyjechać z miasta.
 A co z brylantami?
Przez chwilę się zastanawiał.
 Po przyjęciu oboje zakradniemy się do mieszkania Pemroda i przeszukamy je.
Jeśli nic nie znajdziemy, spływamy stąd.
 Co z twoim kursem?
 Nie znoszę go! Nic mnie obchodzi właściwy sposób składania gazety, przygotowy-
wanie kÄ…pieli czy polerowanie sreber!
Georgette podniosła zaśniedziałą srebrną szczotkę do włosów, którą znalazła w ko-
modzie Bena.
 Możesz poćwiczyć na tym  powiedziała z uśmiechem.
 Bardzo zabawne.  Ujął jej dłonie i uścisnął.  Georgette, z Lydią jest coś nie tak. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl