[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeńskiej w Holidaysburgu; w Pensylwanii, dnia dziewiątego lipca 1987 roku. Ta sama kobieta
nagrała taśmy suplementu do mojego systemu - poza taśmami zawierającymi języki
masenów, które wprowadzono do mnie już wcześniej - i to dwukrotnie, to jest trzeciego
sierpnia 1994 roku i pierwszego listopada 1999. Głosu panny Armbruster użyto po konsultacji
z psychologami zatrudnionymi w firmie BBBC, którzy uważali, iż posiada on skalę i sposób
modulacji łączące w sobie czułość, troskę i macierzyńską dbałość a jednocześnie dzwięczy w
nim nuta nakazująca bezdyskusyjny posłuch.
- Czy Holidaysburg leży gdzieś w pobliżu Altoony? - dopytywał się Jessie.
- Owszem, proszę pana. Jest w zasadzie przedmieściem tego miasta.
- Pan jest zdumiewający! - zawołał Tesserax. - Po prostu zdumiewający!
W tym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu. Jeden z mechanicznych pomocników
komputera potknął się na progu i runął jak długi na podłogę niczym komik z jakiegoś
niesmacznego, starego filmu. Coś zagrzechotało nieprzyjemnie i z wnętrza robota dobiegł
żałosny, jękliwy dzwięk.
- Jeśli jeszcze trochę obetną mi budżet - rozległ się głos Tessie Alice Armbruster - to
umywam ręce od tego co się stanie z więzieniem.
Robot podniósł się niezdarnie z podłogi i zrobił kilka chwiejnych kroków, aż wreszcie
odzyskał pełną równowagę.
- Mibaczyć wyzechcą panowie - wystękał.
- Nic nie szkodzi - odparł Tesserax, strzelając niecierpliwie wszystkimi sześcioma
czułkami prawej ręki, co w efekcie dawało odgłos bardzo podobny do pękania prażonej
kukurydzy. - Daj mi tylko wreszcie te papiery, dobrze?
- Wiście oczy pana proszę - oznajmił robot, ale nie ruszył się z miejsca.
Tesserax zamrugał nerwowo zdezorientowany odpowiedzią i zachowaniem maszyny i
rzucił ponaglająco.
- No?!
- Zgiął mi się proszę staw kolanowy pana trochę - odparł robot żałośnie. Uczynił
wyrazny wysiłek i przełamał chwilowy paraliż, ruszając niepewnie w kierunku masena. -
Prodzo barszę - dodał, wręczając mu plik pogniecionych wydruków. - Już że wypuszczę
myślałem je.
Ale nie wypuściłeś.
Robot sprawiał wrażenie ogromnie z siebie zadowolonego.
Nie, proszę pana powiedział. - Jemałem trzy mocno i nie się wygłupiłem.
- Doskonale - oświadczył Tesserax, rozdzielając wydruki na dwie kupki.
Raptem robot zarzęził nieprzyjemnie i ogromnie wystraszył Helenę padając obok niej na
stół i zrzucając na ziemię wszystkie butelki z trunkami. Osunął się z wolna na podłogę jak
pijak tracący przytomność, wylądował na siedzeniu i w końcu runął na plecy, waląc z
niebywałym hałasem metalową głową o błękitne kafelki.
- Kiedy nadejdzie czas debaty budżetowej - rozległ się głos i Tessie Alice
Armbruster - mam zamiar wszystkich państwa powołać na świadków.
Tesserax przesunął kompletny zestaw wydruków na drugą stronę stołu do Jessiego.
Proszę bardzo - rzekł - Pięćset dziennie dla każdego.
- Chyba wszystko w porządku - stwierdził Jessie, przeglądając papiery.
Obaj mężczyzni podnieśli się ze swych kształtozmiennych foteli, a Jessie obszedł stół, by
wymienić uścisk dłoni z maseńskim dyplomatą.
- Mam nadzieję, że nie będzie pan musiał uznać tych pieniędzy za wyrzucone w
błoto. panie Galiotor - stwierdził.
- I ja mam taką nadzieję - przyznał Galiotor Tesserax. - Nie tylko przez wzgląd na
kieszeń maseńskich podatników, ale także przez wzgląd na życie wszystkich potencjalnych
ofiar bestii i dobro stosunków ludzko-maseńskich.
Po tych słowach wypuścił dłoń Jessiego, jakby dotyk palców wyposażonych w szkielet
kostny nie sprawiał mu zbytniej przyjemności.
- Jutro rano - dodał - opuszczą państwo Ziemię na pokładzie statku kosmicznego
Poogai .
- %7łowodzenia waństwu piczę! - oświadczył robot, wpatrując się w całą czwórkę z podłogi
i machając im niezdarnie pięciopalczastą, metalową dłonią.
Część II
BESTIA O PÓANOCY
16
Zjeżdżając ruchomymi schodami w dół długiego rękawa wyładowczego Poogai
do największego terminalu ojczystej planety masenów, Tesserax nagle powiedział:
- A niech to! - Zapomniałem ostrzec was przed Protektorem.
- Przed kim? - zdziwił się Jessie.
Tesserax klepnął się po swej pozbawionej owłosienia bulwiastej głowie.
- Niech to piorun strzeli i szlag trafi! - zawołał - zupełnie nie wiem jak mogłem o tym
zapomnieć. To naprawdę dość wstrząsające przeżycie, jeśli się nie jest uprzedzonym,
a prawdę mówiąc, nawet wtedy gdy się jest. - Popatrzył z niepokojem na szybko
zbliżające się drzwi wejściowe do terminala i dodał - W każdym razie proszę spróbować
się nie niepokoić, kiedy zaatakuje państwa tymi wszystkimi kłami i pazurami.
- Kłami i pazurami? - powtórzyła pytająco Helena.
- Kłami i pazurami? - powtórzył jak drugie echo Jessie, chwytając Helenę za ramię
i zastanawiając się gorączkowo, czy nie powinni przypadkiem zrobić w tył zwrot i ruszyć
pod prąd, w górę ruchomych schodów.
- Protektor? - warknął Brutus. - A cóż to za uzębiony skurwysyn.
- Protektor to jedna z naszych najbarwniejszych postaci mitycznych - odparł masen.
Każdy port kosmiczny ma u siebie przynajmniej jednego z nich. Widzicie państwo, w
samych początkach ery podróży kosmicznych...
Ale w tym momencie schody się skończyły i napierający tłum pozostałych
pasażerów Poogai wepchnął ich w drzwi wejściowe terminalu. Zanim Tesserax zdążył
cokolwiek dodać, znalezli się w hali przylotów.
Hala przylotów była arcydziełem estetycznej inżynierii, miała pięćset stóp długości,
a jej boczne ściany przecinały rzędy olbrzymich okien, przypominających kształtem
okna średniowiecznych katedr i bijących w górę od podłogi do samego sufitu na
wysokość niemal całych stu stóp. Grube, przezroczyste kolumny podtrzymywały
opalizujące łuki, na których wspierało się kopułowe sklepienie. Wszystko to były
elementy nie tylko czysto konstrukcyjne. Okna, podobnie jak okna katedr, zrobione były
z tysięcy kawałków kolorowego szkła, zespolonych w abstrakcyjne wzory, które rzucały
na białą podłogę feerię barwnych plam. Przezroczyste kolumny i wiszące setkę stóp w
górze białe, opalizujące łuki pokrywały płaskorzezby setek i tysięcy małych postaci,
zarówno masenów z krwi i kości jak i mieszkańców maseńskich zaświatów; tworzyły
jeden ogromny, panoramiczny relief, tak przedziwnie splÄ…tany i przesycony filtrowanym
przez witraże światłem, że patrząc na niego zatykało dech w piersiach, odnosiło się
bowiem wrażenie, iż kolumny poruszają się nieustannie, a wraz z nimi wyginają się i
falują łuki sklepienia, jakby pod wpływem zmagań tysięcy maleńkich stworzeń...
- Co to jest ten Protektor - dopytywał się Jessie, któremu całe to piękno zaparło co
prawda dech w piersiach, ale nie do tego stopnia, by zapomniał wzmiankę Tesseraxa o
kłach i szponach.
Niestety nim Tesserax zdążył otworzyć usta, jakieś ogromne monstrum
o ciemnobrunatnych skrzydłach usadowione do tej pory na jednym z łuków sklepienia
oderwało się od jego opalizującej bieli i runęło w dół jak kamień, prosto na nich, wydając
przerazliwie wysoki i przenikliwy dzwięk, do złudzenia przypominający odgłos
nurkujÄ…cego samolotu odrzutowego...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]