[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ochotÄ™.
- Ot tak? Po prostu? - spytał Grant.
- Tak po prostu.
Grant usiłował pozbierać myśli. Miał przed sobą strasz
ną powinność. Musiał powiedzieć Fordowi i Abigail, któ
ra była w bardzo zaawansowanej ciąży, czego się dowie
dział o ich matce. Ryland uścisnął dłoń Lucasa i Caroline.
Potem podszedł do Granta.
Wyciągnął rękę, chociaż widać było, że nie przyszło mu
to łatwo. Grantowi także nielekko było przyjąć dłoń de
tektywa. Wszak potraktował go jak najgorszego krymina
listę. Ale nie zamierzał odpłacać mu tym samym. Chciał
tylko jak najprędzej mieć to wszystko za sobą.
Uścisnęli sobie ręce i Ryland ruszył do wyjścia. Lecz
Grant zatrzymał go.
- Detektywie?
- Tak? - Policjant odwrócił się.
- Wiecie, gdzie jest teraz Grace?
- Wiemy.
- Da mi pan znać, kiedy ją zamkniecie?
Po krótkim wahaniu Ryland skinął głową.
- Oczywiście.
Grant schodził po kamiennych schodach bliski eks
plozji. Skierował się prosto do swojego domu z twardym
postanowieniem pozostania tam do końca dnia. Nie za
mierzał na razie wracać do Anny. Czuł się chory i upoko
rzony tym, co usłyszał. I nie chciał pokazywać tego kobie-
cie, która go pokochała. Marzył o tym, żeby się schować
w mysiej dziurze przynajmniej na tydzień i całkiem zapo
mnieć o koszmarze minionych miesięcy.
Jego siostra chciała zamordować ich ojca.
Nie potrafił się pogodzić z tą myślą. Dręczyło go po
czucie winy. Może gdyby jej lepiej pilnował, gdyby ją
mocniej kochał, gdy była dzieckiem, pomógł jej poradzić
sobie z dramatem śmierci matki, może wtedy nie zeszła-
by na złą drogę?
Ale czyż nie próbował wiele razy? I czy za każdym ra
zem nie ponosił porażki?
Stanął przed swoimi drzwiami, ale nie wszedł do środ
ka. Usiadł na schodkach na werandę i ukrył twarz w dło
niach.
Zimny wiatr przyprawił go o dreszcze. Poczuł się jesz
cze bardziej samotny niż w ciasnej, cuchnącej celi wię
zienia w San Francisco. Chciał natychmiast zatelefono
wać do Forda i Abigail, ale wiedział, że to nie był dobry
pomysł. Choćby ze względu na stan Abigail. Na pewno
by się zdenerwowała, a Ford zacząłby zadawać pytania
i domagałby się odpowiedzi. Gdyby Grant go nie zado
wolił, wsiadłby w najbliższy samolot. A powinien być bli
sko siostry. Wystarczająco zle się stało, że Grant nie mógł
być z córką.
Nie, pomyślał, muszę poczekać, dopóki nie stanę twa
rzą w twarz z Grace i nie poznam całej historii. Ponury
śmiech wyrwał mu się z krtani. Akurat Grace gotowa jest
powiedzieć prawdę!
- Mogę się przyłączyć?
Grant uniósł głowę i napotkał spojrzenie brązowych
oczu anioła. Anna miała na sobie biały sweter i brązo-
we spodnie. Rozpuszczone swobodnie włosy okalały jej
twarz. Była śliczna. Grant poczuł wyrzuty sumienia, że
pozwalał, by była przy nim.
Zacisnął palce na drewnianej poręczy. Był wściekły. Na
siebie. Za to, że serce ściskało mu się boleśnie, a oddech
słabł, kiedy Anna była w pobliżu. Pragnął porwać ją w ra
miona, posadzić sobie na kolanach i dotknąć jej twarzy.
GÅ‚upiec.
Nie doczekawszy się zaproszenia, Anna usiadła obok
niego.
- Poszłam za tobą do domu.
Kiwnął głową. Był zażenowany, ale nie zły.
- Wiesz zatem, co zaszło.
- Nie. Wszystko, co wiem, co chcę wiedzieć, to że u cie
bie wszystko w porządku i że nadal jesteś tutaj.
- To prawda. Tym razem nie wsadzą mnie do więzienia.
Skrzywiła się, słysząc gorycz w jego głosie.
- Miałam zamiar podsłuchiwać, żeby ci pomóc, gdybyś
mnie potrzebował, żeby być przy tobie, bez względu na to,
co byś powiedział, ale...
-Ale?
Zamknęła w dłoni jego zimną dłoń.
- Zrozumiałam, że nie mam prawa wdzierać się w two
je życie. Bez względu na to, jak bardzo tego pragnę.
- Anno, nie wdzierasz siÄ™...
- Dlatego poszłam do Jacka - przerwała mu pospiesz
nie. Nie chciała zaczynać dyskusji, która nie mogła ni
czego zmienić.
- Gdzie jest Jack? - spytał Grant.
- Nadal z Rachel, u Setha i Jillian.
- BawiÄ… siÄ™?
- WybierajÄ… siÄ™ dzisiaj nad zatokÄ™. Jest taki podnieco
ny, że zobaczy żaby i kaczki. Nie miałam serca zabierać
go stamtÄ…d.
Tym razem Grant nie pozwolił jej uniknąć rozmo
wy o przyszłości i uczuciach. Chciał... Nie. Potrzebował
usłyszeć, co do niego czuła. Było to egoistyczne i maso
chistyczne, ale w tym właśnie momencie, po wielu miesią
cach podejrzeń i po rewelacjach, które tak nim wstrząs
nęły, pragnął usłyszeć, że komuś na nim zależało.
- Czy był jeszcze jakiś powód, dla którego nie zabra
Å‚aÅ› Jacka?
Westchnęła ciężko i uśmiechnęła się.
- Ten sam, co zawsze, Grancie. Jestem tu dla ciebie. Po
myślałam, że może się tak zdarzyć, że będziesz mnie po
trzebował, pragnął... bez nacisków i zobowiązań.
- Dlaczego?
- Bo ciÄ™ kocham, idioto.
Zaśmiał się smutno. Trzy słowa sprawiły, że znów
mógł oddychać pełną piersią. Dały mu poczucie bezpie
czeństwa. Anna dawała mu tak wiele. A on nieustannie
żądał jeszcze więcej. Chociaż doskonale wiedział, że na
koniec mógł ją boleśnie zranić.
Czy był tak samo zły jak jego siostra?
Czy był tak samo zły jak jego ojciec?
Serce tłukło mu się jak oszalałe. Wstał. Podał jej rękę.
- Chcę wziąć cię do łóżka - powiedział.
Bez słowa Anna splotła palce z jego palcami, wstała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]