[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ale ciebie to nie interesuje.  Wzruszyła ramionami. Dla ciebie to
tylko zabawa.  Bardzo się starała, \eby jej głos brzmiał obojętnie.
Sam wziął ją za rękę i przysunął się trochę bli\ej.
 Właśnie, \e interesuje.
Starała się zignorować uścisk jego dłoni i dziwny ton głosu.
Postanowiła nie zwracać uwagi na to, \e w jednej chwili krew w niej
zawrzała. Trzeba zachować spokój, powtarzała sobie. Spokój!
 No dobrze. O czym mam mówić? O polityce, giełdzie, wycinaniu
lasów tropikalnych?
Przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu, a ona nie mogła
odwrócić od niego oczu.
 A mo\e o nas?
 O nas?!
 Tak. O tobie i o mnie. Chciałbym poznać twoje uczucia związane z
nami.
Zaśmiała się, \eby zyskać na czasie.
 Uwa\am, \e zdecydowaliśmy się na idiotyczną grę w mał\eństwo.
 A jakie uczucia \ywisz do mnie?  Pogładził wnętrze jej dłoni.
Kim poczuła lekki ucisk w sercu. A potem nagłą chęć, \eby
powiedzieć mu prawdę.  Mów, skoro tego chce...  szeptało jej coś w
głowie. Wzięła głęboki oddech, wyjęła rękę z dłoni Sama i usiadła
prosto.
 Dobrze. Powiem ci. Bardzo dobrze pamiętam, co do ciebie czułam,
kiedy miałam piętnaście lat.  Zmusiła się, \eby spojrzeć mu w oczy. 
Podczas naszego spotkania w Nowym Jorku dawne emocje wróciły i... 
zamilkła na chwilę  ... i nie wydaje mi się, \ebym umiała je w sobie
zdusić. Wcią\ mam w głowie jakieś dawne wspomnienia... Rozumiem,
\e to nie ma większego sensu, ale pociągasz mnie, chocia\ nie mam
pojęcia, dlaczego.
 Pociągam cię, mimo \e nie masz pojęcia, dlaczego.  Sam uniósł
jedną brew.  To dopiero komplement dla mę\czyzny.
Bawił się teraz jej włosami. I siedział zbyt blisko. Czuła bijące od
niego ciepło i zapach jego wody po goleniu. Za chwilę, pomyślała Kim,
przestanę nad sobą panować. Rozsypię się na kawałeczki. Sam nie mo\e
pomyśleć, \e wystarczy jedno jego dotknięcie, a ja wyląduję w jego
ramionach.
Cudem wzięła się w garść i przywołała na twarz szeroki uśmiech.
 Twoje ego jakoś to wytrzyma  za\artowała.  Poza tym dostałeś to,
czego chciałeś. Powiedziałam ci, co do ciebie czuję.
 To prawda.  Przesunął rękę na jej kark i palcami delikatnie muskał
jej ucho.  I co zamierzasz zrobić z niechcianym uczuciami, które \ywisz
do mnie?
 Mam nadzieję, \e umrą naturalną śmiercią.  Cały czas zmuszała
się, \eby nie reagować na jego pieszczoty.  Jeszcze kilka tygodni pod
wspólnym dachem, a oboje będziemy wyleczeni.
Daj Bo\e.
 Prawdopodobnie masz rację.  Zbli\y) do niej twarz.
 Nie bój się. Nie rzucę się znowu na ciebie.
 Jaka szkoda. Teraz, kiedy jesteś dorosła, mogłoby to być całkiem
ciekawe.
Jego usta były teraz tu\ przy jej ustach. Wciśnięta w róg kanapy nie
miała gdzie się odsunąć. Przekręciła głowę, zastanawiając się, czy nie
wbić mu łokcia w \ebra i nie uciec do swojego pokoju. Ale nie miała na
to siły. Naprawdę.
 Wykorzystujesz moje uczucia  powiedziała.
 Słowo  wykorzystujesz ma zdecydowanie negatywne znaczenie.
Czy teraz ja mam ci zdradzić swoje?
Mówił do niej miękkim, pieszczotliwym głosem i nie spuszczał z niej
wzroku. Jeszcze chwila, a naprawdę rozsypie się na kawałki!
 Powiesz mi, \e cię bawię  wyjąkała resztką sił.  Jak jakieś małe
dziecko.
 Na pewno w niczym nie przypominasz małego dziecka.  Zaczął
delikatnie całować jej wargi.  Jesteś dorosłą, niesamowicie pociągającą
kobietą i doprowadzasz mnie do szału.
 Dlaczego?  zapytała głupio.
 Co: dlaczego?  powtórzył zaskoczony.
 Potrzebujesz eleganckiej, zrównowa\onej intelektualistki, a nie
kogoś takiego jak ja  wyjaśniła.
 Elegancka i zrównowa\ona intelektualistka mnie nie podnieca. A
ty, tak  zaśmiał się cicho.
 No właśnie. Dlaczego?
 Bo jesteś, jaka jesteś. Po co to analizować? Sama powiedziałaś, \e
cię pociągam, chocia\ nie wiesz, dlaczego.
 To jest głupie.
Wtedy Sam, porzucając wszystkie subtelne gesty, odwrócił ją do
siebie i pocałował, uciszając nie tylko głos Kim, ale jej targaną
wątpliwościami duszę. Poczuła jego język w swoich ustach. A potem ju\
nic nie pamiętała. Po\ądanie ogarnęło całe jej ciało, które czekało na
więcej. Wołało o więcej.
Nagle Sam odsunął się od niej, tak samo gwałtownie i
niespodziewanie, jak przedtem wziął ją w objęcia. Jęknęła cicho na znak
protestu.
 Wytłumacz mi, dlaczego to jest głupie  za\ądał chrapliwym
głosem.
A kiedy nie odpowiadała, zerwał się z kanapy i ruszył w stronę
swojego pokoju.
 Idę wziąć zimny prysznic  oznajmił i zniknął za drzwiami.
Rozdział 6
Minęły dwa dni. Sam w \aden sposób nie próbował ju\ uwodzić Kim.
Nie całował jej, nie brał za rękę ani nie rzucał w jej stronę czułych
spojrzeń. Powinna poczuć ulgę, ale nic podobnego się nie stało.
Odwrotnie  w ka\dej wolnej chwili przypominała sobie tamten wieczór.
Trzeciego dnia obudziła się bladym świtem. Le\ała w łó\ku i myślała
o Samie. O niczym innym nie mogła ju\ myśleć. Powoli zdawała sobie
sprawę, \e to, co do niego czuje, nie jest krótkotrwałym, czysto
zewnętrznym zauroczeniem, które przejdzie, kiedy tylko dłu\ej
pomieszkają pod jednym dachem. Nic podobnego. Nie mo\e dłu\ej
oszukiwać samej siebie. To nie była dziewczęca fascynacja, która
karmiła się marzeniami o egzotycznym szejku. To było coś głębszego i
prawdziwszego.
Przymknęła oczy. Nie była pewna, czy chce analizować swoje
uczucia. Analizowanie rzeczywistości nigdy nie było jej najmocniejszą
stroną. Czy nie lepiej tak po prostu zaakceptować, \e między nimi dzieje
się coś niezwykłego? Los postanowił, \e powinni być razem. Dlaczego?
Mo\e to tajemnica, której nie warto rozwiązywać?
Brzmiało to bardzo romantycznie i Kim dobrze o tym wiedziała.
Wydawało się jej, \e słyszy w głowie szept:  Powiedz to .
A mo\e to tylko ptaki, które budziły się powoli na gałęziach guawy?
 Powiedz to ponaglał głos.
Kim z jękiem naciągnęła na twarz prześcieradło. Zaniknęła oczy,
\eby znowu zasnąć. Ale natychmiast przed oczami pojawiła się twarz
Sama, który patrzył na nią ze znajomym kpiącym uśmiechem.
 Kocham go  powiedziała Kim.
Tego samego dnia znalazła idealny dom. Była pewna, \e to omen.
Tak bardzo chciała powiedzieć o tym Samowi, \e bez uprzedzenia
wpadła do biura ku zgrozie jego pięknej indonezyjskiej sekretarki.
 Znalazłam dom!  krzyknęła od drzwi.  Naprawdę wspaniały. Jest
w nim wszystko, o czym marzyłeś.  Jednym skokiem dopadła wielkiego
biurka Sama.  Salon, gabinet, wielka weranda z widokiem na miasto. 
Machała rękami, \eby lepiej opisać wnętrza.  I jest pusty. Mo\na
wprowadzać się nawet jutro. Chodzmy tam zaraz!.
Zabrakło jej tchu. Zmęczona opadła na krzesło, a Sam cierpliwie
czekał, a\ ochłonie.
 Jesteś pewna, \e to właściwe miejsce?  zapytał ciepło.
 Tak! Tobie te\ się spodoba. Wiem to! Po prostu wiem! Sam, proszę,
jedzmy tam zaraz. Póki jest jasno!
Nie mo\na było się jej oprzeć. Kilka minut pózniej wyszli oboje z
biura, nie zwracając uwagi na kwaśną minę sekretarki, która w ostatniej
chwili musiała odwoływać umówione spotkania Sama. Kim nie mogła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl