[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tym starciu.
- Nie ma tu żadnych pieprzonych sędziów. I zaraz cię zabiję.
- Bruno - rzekł Gaynor - potrzebna jest nam cała i zdrowa.
- A gdy już ożywi tego truposza? - zapytał Bruno.
- Jeżeli stanie się oddaną służką Senory, nie będziesz mógł jej nic zrobić. Jeśli jednak czar
nie podziała, pozwolę ci ją zabić.
Bruno błysnął zębami w promiennym uśmiechu. To był bardziej drapieżny grymas niż
uśmiech.
- Mam nadzieję, że czar nie poskutkuje - powiedział .
- Nie pozwól, aby osobiste animozje okazały się przeszkodą dla naszej dalszej współpracy,
Bruno. - Gaynor spojrzał na swego goryla.
- Tak jest, sir. - Bruno gwałtownie przełknął ślinę. To  sir z trudem przeszło mu przez gardło.
Z głębi korytarza za Domingą wyłonił się Enzo. Trzymał się blisko ściany, możliwie jak
najdalej od jej  tworu . Antonio wreszcie utracił posadę ochroniarza. No i dobrze. Bardziej się
nadawał do roli tarczy strzelniczej.
Tommy pokuśtykał w głąb korytarza, wciąż rozmasowując obolałe klejnoty. W jednym ręku
trzymał wielkie magnum. Twarz miał prawie purpurową z wściekłości, a może z bólu..
224
- Zabiję cię - wysyczał.
- Wez numerek i ustaw się w kolejce - poradziłam mu.
- Enzo, pomożesz Brunonowi i Tommy emu przywiązać tę małą do krzesła w pokoju. Jest
znacznie grozniejsza, niż się wydaje - rzekł Gaynor.
Enzo schwycił mnie za rękę. Nie próbowałam się opierać. Uznałam, że w jego rękach byłam
bezpieczniejsza niż z tamtymi dworna. Tommy i Bruno sprawiali wrażenie, jakby tylko
czekali, aż wykonam jakiś podejrzany ruch. Chyba chcieli zrobić mi coś bardzo złego.
- Czy to dlatego, że jestem kobietą, czy po prostu nie umiecie przegrywać, chłopaki?
-rzuciłam, gdy Enzo przeprowadzał mnie obok nich.
- Zastrzelę ją - wycedził Tommy.
- Pózniej - powiedział Gaynor - pózniej.
Zastanawiałam się, czy mówił serio. Jeśli czar Domingi poskutkuje, będę jak żywy zombi
podporządkowany jej woli. Jeśli zaklęcie nie zadziała, Tommy i Bruno zabiją mnie i zrobią to
bardzo powoli, rozkoszując się moim cierpieniem. Miałam nadzieję, że istniało trzecie
wyjście.
225
36
Trzecia możliwość ujawniła się, gdy ocknęłam się przywiązana do krzesła w niedużym
pokoju. To była najlepsza z trzech możliwości, ale i tak niezbyt atrakcyjna. Nie lubię, gdy
mnie wiążą. W takiej sytuacji liczba potencjalnych opcji zmniejsza się automatycznie do
zera. Dominga obcięła mi kilka pukli włosów oraz przycięła paznokcie. Włosy i paznokcie
miały być wykorzystane do czaru posłuszeństwa. Cholera.
Krzesło było stare, z prostym, sztywnym oparciem, do którego miałam przywiązane
nadgarstki. Kostki stóp natomiast do dwóch przednich nóg krzesła. Sznury związano bardzo
mocno. Szarpałam je przez chwilę, licząc, że będę miała choć odrobinę luzu. Bez
powodzenia.
Byłam już wcześniej wiązana i w takich sytuacjach wyobrażałam sobie, że - jak Houdini -
sprytnie uda mi się uwolnić z pęt. Niestety rzeczywistość zawsze korygowała fikcję. Jest jak
jest. Gdy ktoś cię zwiąże, pozostajesz spętana, aż nie postanowi cię uwolnić. Kłopot w tym,
że gdy zostanę tym razem uwolniona, stanę się obiektem czaru posłuszeństwa. Musiałam
się jakoś oswobodzić, zanim do tego dojdzie. Musiałam wymyślić jakiś sposób, aby wywinąć
się z tej kabały.
Boże święty, pozwól mi się stąd wydostać.
W tej samej chwili otworzyły się drzwi, ale to nie była kawaleria idąca mi z pomocą.
Do pokoju wszedł Bruno, niosąc na rękach Wandę. Krew z rozcięcia nad okiem zalała jej
prawą stronę twarzy, ale zaczęła, już zasychać. Lewy policzek zdobił pokazny siniak. Z
napuchniętej i rozciętej dolnej wargi wciąż sączyła się krew. Oczy miała zamknięte. Nie
byłam pewna, czy Wanda, wciąż jest przytomna. Po kopnięciu przez Brunona bolała mnie
lewa strona twarzy, ale to było nic w porównaniu, z obrażeniami Wandy.
- Co teraz? - zapytałam Brunona.
- Dotrzymaj jej towarzystwa. Kiedy się ocknie, spytaj, co jeszcze zrobił jej Tommy. Przekonaj
się, czy to skłoni cię cło ożywienia tego nieboszczyka.
- Sądziłam, że Dominga zechce rzucić zaklęcie, aby zmusić mnie do współpracy.
- Odkąd tak fatalnie spieprzyła sprawę, Graynor już jej nie ufa. - Wzruszył ramionami.
- Chyba nie przywykł do dawania innym drugiej szansy - skomentowałam..
- To prawda. - Położył Wandę otok mnie, na podłodze. - Lepiej przyjmij jego propozycję,
dziewczyno. Jedna martwa dziwka i milion dolców jest twój. Zgódz się. Zgarnij szmal.
- Zamierzacie złożyć Wandę - w ofierze - powiedziałam ze znużeniem w głosie.
- Gaynor nikomu, nie daje drugiej szansy.
- Jak twoje kolano? - Skinęłam głową.
- Nastawiłem. - Skrzywił się.
- Musiało boleć jak diabli - stwierdziłam.
- Bolało. Jeżeli nie pomożesz Graynorowi, przekonasz się jaki to ból. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl