[ Pobierz całość w formacie PDF ]

okno i na trawniku dostrzegł Tarę uruchamiającą czerwoną kosiarkę. Jej włosy i
twarz zasłaniało szerokie rondo słomianego kapelusza, ale resztę ciała ledwo okry-
wała skąpa góra od kostiumu kąpielowego w połączeniu z bardzo krótkimi szortami
i białymi tenisówkami. Wzrok Randa powędrował od jej pełnych piersi do wąskiej
talii, wzdłuż długich, smukłych nóg i z powrotem. Tętno wyraznie mu przyspieszy-
ło.
Z wysiłkiem powrócił do arkuszy kalkulacyjnych, ale widniejące na nich cy-
fry mogłyby być równie dobrze zaszyfrowane. Ze zniecierpliwieniem odsunął od
siebie raport finansowy. Jego rozum znowu został pokonany przez libido.
Przez cały ubiegły tydzień Tara wystawiała jego cierpliwość na próbę. Za-
chowywała się jak idealna asystentka: była bystra, skuteczna i ciężko pracowała.
Zdawało się, że uprzedza wszystkie jego polecenia, zanim jeszcze zdążył je sfor-
mułować.
Ale też nieustannie odciągała jego uwagę od pracy. Czuł zapach jej perfum w
biurze i słyszał jej każdy ruch po drugiej stronie dzielącej ich pokoje cienkiej ścia-
ny. Nigdy wcześniej nie miał problemu z ignorowaniem rozmów swoich asysten-
tek, ale tym razem jego polityka otwartych drzwi wisiała na włosku.
W czwartek wieczorem zastosowała najstarszy uwodzicielski chwyt w histo-
rii. Nawet w tej chwili krew uderzyła mu do głowy na samo wspomnienie jej za-
chłannych ust. Choćby bardzo chciał, to nie mógł zaprzeczyć, że stopił się jak wosk
w jej rękach i to go wkurzało. Unikając Tary i promieniującego z niej erotyzmu,
przesiedział cały dzień zamknięty w swoim pokoju.
Przeklinając teraz niemożność stłumienia żywych obrazów przewijających się
w jego pamięci, zamknął z trzaskiem laptopa i poddał się pokusie wyjrzenia jeszcze
S
R
raz przez okno. Co było takiego w Tarze Anthony, że zapominał przez nią o obo-
wiązkach i zdrowym rozsądku?
Zabębnił palcami o blat biurka. Nie mógł się skoncentrować na pracy z po-
wodu hałasującej kosiarki. Zerwał się z krzesła, zbiegł po schodach i wypadł przez
drzwi do ogrodu. Trzydziestostopniowy upał uderzył go w twarz niczym gorący,
wilgotny ręcznik.
Idąc za warczeniem maszyny, zszedł z rozgrzanych, kamiennych płyt chodni-
ka, obszedł dookoła wysoki żywopłot, wokół którego różowych, drobnych kwiat-
ków brzęczały pszczoły, i stanął jak wryty na widok wypiętej pupy Tary. Właśnie
podnosiła coś z ziemi z jedną dłonią wciąż na rączce kosiarki. Rąbek króciutkich
szortów odsłaniał wąskie paski jaśniejszej skóry na jej pośladkach.
Oblał go żar zupełnie niezwiązany z palącymi promieniami słońca. Wcisnął
pięści w kieszenie, żeby powstrzymać się od chęci dotknięcia tych nieopalonych
skrawków jej krągłości. Większość kobiet wstydziła się pokazywać te miejsca,
gdzie kończyła się opalenizna, ale on to właśnie uwielbiał. Bledsze fragmenty skó-
ry symbolizowały tajemnicę, tabu kobiecego ciała.
Tara wyprostowała się, przerzuciła znalezioną żółtą piłeczkę ponad prawie
dwumetrowym ogrodzeniem oddzielającym jej działkę od ogrodu sąsiadów i kosiła
dalej.
- Tara! - Nie słyszała go albo postanowiła ignorować. Zawołał jeszcze raz
głośniej.
Odwróciła się tak szybko, że silnik kosiarki zgasł.
- Co tam?
Podchodząc do niej, czuł, że zasycha mu w ustach. Miseczki niebieskiego sta-
nika obejmowały i podnosiły jej jędrne piersi, a szorty były tak znoszone, że aż
dziw, że nie pękły, kiedy się wcześniej nachylała. Po dokładniejszej inspekcji oka-
zały się też o wiele za obszerne i ledwo trzymały się na biodrach, a pasek opadł ni-
sko, odsłaniając pępek. Jej skóra lśniła od potu.
S
R
Jedno pociągnięcie i mógłby zedrzeć z niej te szorty. Zaświerzbiły go palce i
przełknął ślinę, ale nic to nie pomogło na suchość w ustach ani sztywność w roz-
porku. Wieczorne powietrze pachniało świeżo skoszoną trawą i olejkiem do opala-
nia.
- Dlaczego nie wynajmiesz kogoś do tej roboty? - spytał zirytowany, obraca-
jąc swoje podniecenie w pozory gniewu.
Wzruszyła ramionami i wytarła spocone czoło.
- Za dużo to kosztuje.
- Chyba nie przy pensji, jaką ci płacę.
- Pensja idzie na coś innego.
- Na co?
Przestąpiła z nogi na nogę i szorty zsunęły się o kolejny centymetr. Jeszcze
jedno zakręcenie biodrami i znajdą się na trawniku. Czy w ogóle miała na sobie
majtki? I czy paradowanie w skąpych ciuszkach było częścią jej planu zaciągnięcia
go przed ołtarz?
Jakby czytając w jego myślach, podciągnęła szorty.
- Większość mojej pensji jest przeznaczona na spłatę rachunków za leczenie
mamy. Jeśli szybko ich nie ureguluję, bank wezmie w zastaw dom. - Westchnęła. -
Potrzebujesz czegoś, Rand? Bo jeśli nie, to chciałabym skończyć, zanim przyjdzie
zapowiadana w wiadomościach burza. - Jakby dla potwierdzenia jej słów rozległ
się daleki grzmot. Przepocona koszulka polo przykleiła mu się do pleców.
- W poniedziałek ściągnę tu ekipę ogrodniczą, więc możesz to zostawić.
Pokręciła głową.
- Ale ja chcę to robić. Dla samej siebie i dla mamy, która uwielbiała ten
ogród.
Cholera, kolejne ckliwe wspomnienie. Już nie dość, że cały dom był usiany
zdjęciami z jej szczęśliwego dzieciństwa - dzieciństwa, jakiego on i jego rodzeń-
stwo nigdy nie mieli. Zdjęcia przedstawiające takie życie, jakie pięć lat temu Tara
S
R
powiedziała, że chciałaby wieść. Z nim.
Zaakceptuj to w końcu. Kłamała tylko, że cię kocha.
Instynkt podpowiadał mu, żeby wrócić do środka i zająć się pracą. Nie chciał
dzielić z nią domu, jej obowiązków ani jej życia. Ale z drugiej strony nie był obi-
bokiem i sumienie nie pozwalało mu schować się w klimatyzowanym pokoju, gdy
ona harowała w upale.
A skoro nie wynagradzasz jej tego w łóżku...
Cholera. Wcale mu nie przeszkadzało, że nie zbliżyła się do niego od tamtego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl