[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Strzeliłem o ułamek sekundy za pózno. Tamten zdążył już nacisnąć cyngiel - odparł Tom
Sommerton, patrząc na ładną młodą kobietę, która obmywała Lythamowi twarz. - Musisz mi
pomóc, Belle. Nie mogę tkwić nad nim cały czas, muszę nanieść drewna na ognisko. Trzeba mu
dać coś ciepłego... kleik albo co... - Potrząsnął głową z desperacją. - Niech to diabli, nie mam
pojęcia! Co się daje ciężko chorym?
- Rana na ramieniu nie wygląda najlepiej - przyznała Belle. - Sprowadzę babcię Robins, ona
będzie wiedziała, co zrobić.
Chwycił ją za ramię.
- Można jej ufać? Nie wypaple?
- Nie ma obawy - uspokoiła go Belle. - Jest inna niż wszyscy. Niektórzy mówią, że ma zle w
głowie. Widzi rzeczy, których my nie widzimy, ale to dobra znachorka. Jeśli trzeba, wypali tę
ranę i da mu coś na uśmierzenie bólu.
- Więc idz po nią. Tylko pamiętaj, jeżeli ktoś tu za wami trafi, to jestem zgubiony. Chyba że on
zaświadczy, iż uratowałem mu życie.
- Szkoda takiego przystojniaka jak ty! - Uśmiechnęła się do mężczyzny, którego ledwo znała, ale
dla którego znalazła miejsce w łóżku i w sercu zaraz po tym, jak wypatrzyła go w gospodzie
ojca, skulonego w kącie z nieszczęśliwą miną. Zastanawiała się, dokąd potem poszedł, i dopiero
po tygodniu odkryła jego grozny sekret. Wiedziała, że może dostać pokazną nagrodę za
wskazanie miejsca, w którym przebywa ranny, jednak nie zamierzała zdradzać młodego
kochanka. Poza tym, jeśli jaśnie pan wyzdrowieje dzięki niej i babci Robins, z pewnością wy-
nagrodzi ją hojniej. - Nie martw się, kochasiu. Zaraz wracam i nikogo za sobą nie przyciągnę.
Tom odprowadził ponętną barmankę wzrokiem i wrócił do Lythama. Przeczesał palcami włosy,
zastanawiając się, dlaczego nadstawia karku, zamiast wziąć nogi za pas. Gdyby miał odrobinę
oleju w głowie, dawno by zniknął, zostawiając Belle decyzję, co zrobić z markizem.
- Wielkie nieba, lady Agata! - wykrzyknęła pani Warren. - Nigdy w życiu nie cieszyłam się tak
na czyjś widok. Odchodzę już od zmysłów, co robić z tą biedną dziewczyną. Nie chce nic jeść,
ledwo da się namówić na łyk herbaty i jestem pewna, że w ogóle nie śpi. Jak tu przyjechała, wy-
glądała całkiem ładnie, ale teraz zostały skóra i kości.
- Dlaczego, na miłość boską, nikt nie dał mi znać wcześniej? - zagrzmiała Agata Lynston. -
Powiedziano mi tylko, że Lytham zniknął, i nie widziałam powodu, żeby przyjeżdżać i robić
zamieszanie, kiedy mógł równie dobrze lada chwila zjawić się w Bath.
- Nie chcieliśmy jaśnie pani martwić. Poza tym nikt się nie spodziewał, że ta biedulka tak
wezmie to sobie do serca. Chyba ten wypadek pomieszał jej w głowie. Przedtem sprawiała
wrażenie normalnej. - Pani Warren przygryzła wargę i skonfundowana wbiła wzrok w podłogę. -
Nie byłam pewna, czy jaśnie pani o niej wie. Myślałam, że ona może być...
- Wyduś to z siebie wreszcie, kobieto! Co ci się ubrdało? Zaczynam się martwić, że to ty
straciłaś rozum!
- Bardzo przepraszam, jeśli urażę, ale tak sobie pomyślałam, że to może być... metresa pana
markiza.
- Nonsens! Skąd ten pomysł? Panna Sommerton jest przyzwoitą młodą damą. Lytham chciał się
z nią ożenić, ale postanowił najpierw lepiej ją poznać. Miałam nadzieję lada dzień usłyszeć o
zaręczynach.
- Narzeczona jaśnie pana... - Pani Warren była wstrząśnięta. - Proszę mi wybaczyć. Jaśnie pan
powiedział, że jest jego podopieczną, ale kazał umieścić ją w pokojach obok... Cóż, to nie moja
sprawa.
- Z całą pewnością - ucięła lady Agata ostro. - Dziękuję, że w końcu uznała pani za stosowne
powiadomić mnie o sytuacji. Ile to już minęło, trzy tygodnie?
- Wysłaliśmy wiadomość, że jaśnie pan zniknął, proszę jaśnie pani.
- Tak, ale nie wyjaśniliście, co się stało. Gdybym wiedziała, przyjechałabym od razu. Nie rób
takiej obrażonej miny, kobieto. Nie zwalam całej winy na ciebie. Inni też mogli mnie
poinformować. No, ale w końcu tu jestem i dość na tym. Gdzie panna Sommerton?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]