[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wsze protestowała, lubił ją nosić.
Ale dzisiaj nie protestowała. Objęła go za szyję i po-
wiedziała.
- Nie musimy iść na górę. Na dole też jest kilka
pokoi.
Poczuł przyśpieszone tętno. Zamiast iść na górę,
skierował się do kuchni.
- Masz rację - powiedział i posadził ją na kuchen-
nym blacie. Przytulił ją mocno i namiętnie pocałował.
Po chwili wydawało im się, że cały świat przestał ist-
nieć.
Tak bardzo ją kochał, tę drobną, spokojną kobietę,
która nigdy go o nic nie prosiła, była szczęśliwa zosta-
jąc jego żoną i mieszkając z nim. Uczyniła jego życie
lepszym, niż kiedykolwiek było.
Wtedy uzmysłowił sobie to, do czego się przed sobą
przyznał. Kochał ją! Jasne, że ją kochał. Walczył i po-
woli przegrywał bitwę.
Jak tylko złapie oddech, powie jej.
- Gdzie kotka? - zapytał.
- Na górze, śpi na mojej poduszce.
- To miło - znowu ją pocałował. - Gdyby widziała,
co robiliśmy, spowodowałoby to nieodwracalne zmiany
w jej psychice.
W tym momencie zadzwonił telefon.
S
R
Kane szeroko się uśmiechnął.
- Lepiej ty odbierz. Bo jeśli ktoś usłyszy, jak oddy-
cham, od razu się domyśli, co robiliśmy.
- Rezydencja Fortune'ów. Mówi Allison.
- Cześć, Allison -jowialny męski głos wypełnił po-
kój. Allison ogarnęło przerażenie. - Chciałem ci po-
dziękować za spotkanie. Wiem, że zrobisz wszystko, by
Kane zrozumiał.
Już przy pierwszym słowie ciało Allison znierucho-
miało. Kane zdał sobie sprawę, że ona od razu poznała,
kto dzwonił. Patrzył na nią płonącym wzrokiem. Naj-
pierw zbladła, a potem gwałtownie się zaczerwieniła.
- Ja...
- Chętnie się z tobą jeszcze kiedyś spotkam. Następ-
nym razem to ja będę słuchał. Jesteś moją jedyną na-
dzieją na pojednanie z synem.
- Nie, Carter. - Głos Kane'a brzmiał chłodno
i wściekle. - Nie ma nadziei, że ty i ja kiedykolwiek się
pojednamy. Odczep się od mojej żony. Nie próbuj kon-
taktować się z żadnym z nas.
- Kane? - głos Cartera brzmiał niepewnie. - Kane,
ja...
Jednym gwałtownym ruchem odłożył słuchawkę
i popatrzył na żonę.
- Do diabła z tobą - powiedział ochryple. - Od jak
dawna spotykasz się z nim za moimi plecami?
- Tylko raz - powiedziała cicho. Wiedziała, że zle
S
R
postąpiła. Poczuł, jak rośnie w nim gniew. Ufał jej.
Zaczął na niej polegać, potrzebował jej i wierzył w jej
umiejętność uczynienia jego życia szczęśliwym. Zamie-
rzał jej powiedzieć, że ją kocha!
- Zadzwonił dwa razy. Za pierwszym razem chciał
rozmawiać z tobą. A za drugim...
- Nie obchodzi mnie drugi raz - odwrócił się od
niej, zbyt zdenerwowany i zły, żeby na nią patrzeć.
- Wiesz, co o nim myślę. Wiedziałaś, że nie chciałem,
żeby spotykał się z moją rodziną. Wiedziałaś! - ryknął.
- Ufałem ci, a ty potajemnie spotkałaś się z tym czło-
wiekiem.
Allison zbladła jeszcze bardziej.
- Przykładasz to tego zbyt wielką wagę. A zobacz,
co z tego wynikło. Nawet jeśli zrobił to z egoistycznych
pobudek, dzięki temu znalezli się Emma i Justin.
- Wiedziałaś, że nie chcę go znać.
- Wiem, że ma wady. Ale wierzę, że jest szczery.
- Akurat! - wrzasnął. - Teraz należę do rodziny
Fortune'ow. Nabrałem wartości w jego oczach. Uważa,
że może na tym skorzystać. Wiedziałaś, że nie chcę mieć
z nim nic wspólnego!
- Wiedziałam, ale sądziłam, że się mylisz -jej głos
drżał, ale starała się nad nim panować.
Zaskoczyło go, że mu się przeciwstawiła. Przyzwy-
czaił się myśleć o Allison jak o osobie ugodowej, oazie
spokoju. Po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że pod
delikatną osobowością kryje się stalowa wola. Doszedł
S
R
do wniosku, że jego żona nie jest tak uległa, jak sądził.
Kiedy to sobie uświadomił, jeszcze bardziej się zdener-
wował.
- Nie obchodzi mnie, co uważasz - powiedział bru-
talnie.
Lecz ona kontynuowała tym samym spokojnym
tonem.
- Nie cierpisz go. I nie dajesz mu żadnej szansy.
- Miał szansę! - krzyknął Kane. - Ale zajmował się
wtedy szantażowaniem mojej rodziny! Zachęcał moją
żonę, żeby kłamała.
- Nigdy nie kłamałam!
- Przemilczenie też jest kłamstwem. Jeśli o mnie
chodzi, to pomagałaś mu przy jego brudnych intrygach.
- To absurdalne.
- Czyżby? - Wiedział, że to prawda. Ale chciał ją
zranić! - Czego mi jeszcze nie powiedziałaś o jego pla-
nach względem mojej rodziny?
- On też należy do twojej rodziny -jej oczy pocie-
mniały z bólu, ale głos był stanowczy. - Któregoś dnia
będzie za pózno, żeby z nim porozmawiać. Ja straciłam
tę szansę i będę tego żałowała przez całe życie.
Nie mógł na nią spojrzeć. Był za bardzo wściekły.
- Nigdy ci tego nie wybaczę.
Godzinę pózniej Kane siedział na brzegu basenu
i ciągle rozmyślał nad tym, co się wydarzyło.
Minął już szok. Teraz przypomniał sobie swoje ostre
S
R
słowa i wyraz jej twarzy.
S
R
Nie patrzył na nią, kiedy wypowiedział te złośliwe
słowa: Nigdy ci tego nie wybaczę.
Ale usłyszał, jak zaskoczona gwałtownie wciągnęła
powietrze. Potem wymknęła się z kuchni i poszła na
górę. Właśnie wtedy wybiegł na zewnątrz.
Teraz wyczerpany po fizycznym wysiłku, poczuł
się... pusty.
I winny. No dobrze, był wściekły, że Allison rozma-
wiała z jego ojcem. Dobrze wiedział, że nie potrafiła
odmówić niczyjej prośbie, jeśli uznała ją za uczciwą.
Na ogół uważał, że doskonale potrafi ocenić ludzi.
Zmarnowałam swoją szansę na pojednanie się z oj-
cem i będę tego żałowała do końca życia.
Boże. Czyżby miała rację? Nie wiedział. W tej chwil
nie mógł współczuć Lloydowi. Ale kto wie...
Ważniejsze wydawało mu się, żeby pogodzić się
z Allison. Rzadko tracił panowanie nad sobą, bo potem
zawsze tego żałował. Złość go oślepiła i zachował się
niewybaczalnie. Allison nigdy nie spiskowałaby prze-
ciwko niemu. Kochała go. Co mógłby powiedzieć, żeby
zmniejszyć ból, który spowodował?
Niewiele, zdał sobie sprawę. Mógł tylko błagać
o wybaczenie.
Kilka minut pózniej otworzył drzwi do garażu i jęk-
nął. Jej samochód zniknął,
Poszedł szybko na górę. Rozglądając się, zauważył
brak kilku drobiazgów: kosmetyków, szczotki do wło-
sów, książki, którą czytała. Zostawiła kotkę, śpiącą spo-
S
R
kojnie na poduszce. I wtedy poczuł pierwsze ukłucie
strachu.
Zostawiła go. Nigdy nie wyobrażał sobie, że może
to zrobić. Tylko się pokłócili. Ale widocznie dla niej
było to czymś więcej.
Musiała odejść, kiedy pływał. Plusk wody zagłuszył
dzwięk silnika mazdy i odgłos otwieranych drzwi gara-
żowych.
Nagle przypomniał sobie, że miał jej powiedzieć, że
ją kocha. Nawet nie mogła pocieszyć się tą świadomo-
ścią. Nic dziwnego, że pomyślała, że już jej nie chce.
Nigdy ci tego nie wybaczę. Wiedział, jak jej życie
zmieniło się po odejściu ojca. Wyobrażał sobie, jak cięż-
ko było mieszkać z kimś, kto był w depresji.
Ukryła się za nijaką powierzchownością, bo widzia-
ła, jak niewiele znaczy uroda. Jak mało znaczyła w ży-
ciu jej rodziców. Przez lata unikała angażowania się
w związki, które mogłyby ją zniszczyć.
Ale on ją przejrzał. Była piękna. Miał wielkie szczę-
ście, że ją dostrzegł, zanim ktoś inny odkrył, jakim była
skarbem.
Lecz dla niej nawet małżeństwo nie gwarantowało
zobowiązania na całe życie. Dorastała w przekonaniu,
że żaden związek nie trwa wiecznie.
Sięgnął po telefon. Najpierw zadzwonił do szpitala.
Dowiedział się, że dzisiaj nie pracuje. Potem zadzwonił
do siostry. Gabriela kilka razy zabrała Allison na lunch.
Zaczynały się przyjaznić. Może pojechała do niej.
S
R
Lecz Gabriela z troską w głosie oznajmiła, że Allison
się nie odzywała.
Wreszcie zadzwonił do matki. Wstydził się jej mó- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl