[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdrowia.
To prawda, pomyślała Sally, odprowadzając wzrokiem karetkę.
Manchester jest zatłoczony i przesycony spalinami, lecz mieszkańcy wsi
także mają problemy zdrowotne.
Sheena właśnie szła do samochodu, aby pojechać za karetką. Nagle
odwróciła się, jakby sobie coś przypomniała.
- Rob, znalazłeś Micka? W tym zamieszaniu całkiem o nim zapomniałam!
- Znalazłem. Jak jastrząb pilnuje Barnaby'ego. Psiak zawędrował na skalną
półkę nad rzeką, ale wszystko jest pod kontrolą, bo zjawił się twój zięć.
Został z Mickiem, a ja wróciłem po linę potrzebną do wyciągnięcia
szczeniaka.
- Wciąż nowe kłopoty! - Sheena wzniosła oczy ku niebu. - Nie chcę być
niedobra dla Micka, ale nie pozwolę mu zatrzymać tego zwierzaka.
Najbliższe tygodnie i tak będą trudne. - Otworzyła drzwi auta. - Bardzo
dziękuję wam obojgu. John, mój zięć, zabierze Micka do siebie. Bill i ja
wkrótce przeprowadzimy się do chaty, a córka i John zamieszkają tutaj.
Może wtedy odetchniemy.
Sally i Rob zaczęli szybko schodzić ze wzgórza. U jego stóp płynęła dość
szeroka rzeczka. Woda szumiała i bulgotała, a wokół wystających z niej
kamieni tworzyły się spienione wiry, świadczące o dużej sile nurtu.
Tuż nad brzegiem Sally ujrzała mężczyznę szaleńczo machającego ręką.
- Chodzcie tu! - zawołał. - Szybciej! Dłużej go nie utrzymam!
Potykając się, ruszyli biegiem po nierównym, spadzistym terenie. Sally
kilkakrotnie zawadziła o rosnące tutaj krzaki jeżyn, które porwały jej
rajstopy i podrapały nogi. Nagle rozległ się krzyk i odgłos chrupnięcia, a w
pobliżu jazgotliwie rozszczekał się psiak.
- Mick chyba wpadł do wody - powiedział Rob. - Idziemy! - krzyknął. -
Trzymajcie się!
Dotarli na brzeg, gdzie zięć Sheeny mocno trzymał rękę zanurzonego w
wodzie Micka, który nie mógł znalezć oparcia dla nóg i miotając się,
stopniowo wciągał Johna.
- Nie dam rady - jęknął mężczyzna. Zachwiał się na błotnistej ziemi i
przewracając się, wypuścił dłoń Micka.
Mick zanurzył się po szyję, a prąd pociągnął go w dół rzeki. Rob
błyskawicznie zrzucił buty, koszulę i spodnie. Gdy wchodził do wody, Sally
ujrzała jego muskularny tors i szerokie ramiona. Po chwili Rob płynął
kraulem w stronę Micka.
- Och, Rob... - Sally splotła ręce. - Uważaj! - Z przerażeniem patrzyła na
dwie szybko oddalające się głowy.
- Zaraz im pomogę. - John także się rozbierał. - Próbowałem zatrzymać
Micka, ale mi się wyrwał. Był pewien, że szczeniak skoczy do rzeki, i
pobiegł go ratować.
Sally dopiero teraz stwierdziła, że Barnaby stoi na małym skalnym
występie. Miała nadzieję, że nie skoczy do wody. Znów spojrzała na Roba,
który właśnie dotarł do Micka. Czy zdoła pokonać silny nurt i doholować
chłopaka'? Zerknęła na zwój liny i krzyknęła do Johna, aby obwiązał sienią
w pasie. Gdyby obu mężczyznom udało się przewiązać nią Micka, byłoby im
łatwiej go ciągnąć.
Minęła chyba cała wieczność, zanim John dopłynął do Roba i Micka. Był
kiepskim pływakiem, ale posuwał się z prądem, a Rob powolutku wlókł
szarpiącego się Micka do brzegu. Po chwili John zarzucił pętlę liny na
ramiona chłopaka i zaczął go holować wspólnie z Robem.
Sally odetchnęła z ulgą, gdy wydostali się na brzeg kilkadziesiąt metrów
dalej. Teraz znów spojrzała na psiaka. Podskakiwał tuż nad wodą i szaleńczo
na nią szczekał. Gdyby wpadł do rzeczki, chyba nie udałoby się go uratować.
Sally bez namysłu zsunęła pantofle i pochylona, aby nie stracić
równowagi, powolutku dotarła do występu, na którym miotał się Barnaby.
Psiak odwrócił się i na jej widok zamerdał ogonkiem.
- Nie ruszaj się, piesku. Zaraz będziesz bezpieczny... - powiedziała cicho. -
Wyciągnęła ręce, a Barnaby skoczył prosto w jej ramiona i polizał ją po
policzku. Przytuliła zwierzaka i ostrożnie wróciła na brzeg. Rob właśnie
zdjął z Micka mokrą odzież i ubrał go w swoją koszulę i marynarkę.
- Na razie ponosisz moje ciuchy, Mick. Lepiej, żebyś nie dostał zapalenia
płuc.
Ujrzawszy Barnaby ego, Mick natychmiast zapomniał o przymusowej
kąpieli i uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Masz go! - zawołał radośnie. - Jest niegrzeczny!
- To mały szczeniaczek. Ma prawo robić głupstwa - oznajmił Rob,
wkładając spodnie. - Trzeba znalezć mu opiekuna, który będzie o niego dbał.
Na farmie już jest kilka psów, Mick. Chcesz, żebyśmy oddali Bamaby'ego w
dobre ręce?
- Tak. - Mick entuzjastycznie kiwnął głową. - Wy go wezcie, pan i doktor
Sally. Zostaniecie jego tatą i mamą. Razem byście go kochali, prawda? -
Mick patrzył na nich rozpromieniony.
Przelotnie spojrzeli na siebie i Sally dostrzegła tańczące w oczach Roba
iskierki humoru.
- Mick rzeczywiście na nas liczy - lekkim tonem stwierdził Rob. -
Wezmiemy psa, ale tylko na pewien czas. Pózniej znajdziemy mu wspaniały
dom, więc nie musisz się martwić.
Mick mocno uścisnął Sally. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl