[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w imponująco bujną fryzurę. Uległ nawet nowemu stylowi mody, któremu poddawali się również
najsławniejsi prezenterzy wideo, zwanego z powodu swej swobody  draperią . Sprawiał on, że
George czuł się niczym grecki filozof lub członek senatu rzymskiego.  Tato, uważaj, żebyś się nie
potknął na scenie  powiedział Paul Charney, który był bardziej konserwatywny od swego ojca. 
Spróbuję  odparł George.  Jeżeli na mocy Drugiego Prawa Robotyki  argumentował w swych
wystąpieniach  nakazujemy jakiemukolwiek robotowi nieograniczone posłuszeństwo pod wszelkimi
względami, wyłączając wyrządzenie krzywdy człowiekowi, wówczas jakakolwiek osoba ma potężną
władzę nad tym robotem. W szczególności, ponieważ Drugie Prawo ma pierwszeństwo przed
Trzecim Prawem, każdy człowiek może wykorzystać przymus posłuszeństwa, by unieważnić prawo
umożliwiające robotowi ochronę swego istnienia. Może rozkazać mu również, by z jakiegokolwiek
powodu lub po prostu dla kaprysu uszkodził się, a nawet zniszczył. Ale zostawmy na razie sprawę
praw dla robotów, choć przecież nie należy ona do trywialnych, i zajmijmy się zwykłą ludzką
przyzwoitością. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś rozkazuje napotkanemu przypadkowo robotowi, by
dla zabawy zdemontował swoje kończyny lub uszkodził się w jakiś inny sposób. Albo wyobrazmy
sobie, że sam właściciel w chwili rozgoryczenia lub nudy wyda taki rozkaz... Czy to właściwe? Czy
potraktowalibyśmy tak zwierzę? Zwierzę może przecież w ostateczności się obronić. A nasze roboty
są niezdolne, by podnieść rękę na człowieka.
Nawet martwy obiekt, który dobrze nam służy, zasługuje na nasze względy. A robot nie jest
przecież nieczuły. Nie jest zwykłą maszyną i nie jest też zwierzęciem. Potrafi myśleć, rozmawiać,
wyciągać wnioski i żartować. Ci z nas, którzy pracują z robotami przez całe życie, uważają je za
przyjaciół, a nawet członków swych rodzin. Szanujemy je, darzymy uczuciem. Czy proszę o zbyt
wiele, chcąc zapewnić naszym przyjaciołom  robotom  ochronę ze strony prawa? Jeśli człowiek
może wydać robotowi rozkaz nie czyniący krzywdy drugiemu człowiekowi, czy nie powinien być na
tyle przyzwoity, by nie wydawać mu rozkazów wiążących się z jego uszkodzeniem? Oczywiście mam
na myśli sytuację, w której nie jest zagrożone bezpieczeństwo człowieka. Z pewnością nie
powinniśmy lekkomyślnie prosić robota, by działał przeciwko sobie. Z władzą idzie bowiem
w parze odpowiedzialność. Jeśli roboty mają swoje Trzy Prawa, które chronią ludzi, czyż i my nie
powinniśmy mieć jednego, dwóch praw, które chroniłyby roboty? Istniała oczywiście druga strona tej
sprawy i mówcą, który ją reprezentował, nie był nikt inny tylko James Van Buren, prawnik, który
występował w Sądzie Regionalnym przeciwko petycji Andrew o uznanie go za wolnego robota. Był
już bardzo starym, ale ciągle pełnym wigoru adwokatem o wielkich wpływach i tradycyjnych
poglądach społecznych. Spokojnie, w sposób wyważony i rozsądny występował w imieniu tych,
którzy sprzeciwiali się przyznaniu robotom jakichkolwiek praw.  Oczywiście  mówił James Van
Buren  nie bronię wandali, którzy bez żadnego powodu niszczą robota nie należącego do nich, lub
rozkazują mu, by sam się zniszczył. To przestępstwo, które powinno być ścigane zwykłymi drogami
prawnymi. Nie potrzebujemy do tego specjalnego prawa, tak samo jak nie potrzebujemy specjalnych
przepisów, które zakazywałyby wybijania okien w domach innych ludzi. Ogólne prawo własności
w zupełności tutaj wystarcza. Ale prawo zabraniające niszczenia własnego robota? Cóż, wkraczamy
tutaj na zupełnie odrębne obszary myślenia. Mam roboty w swoim biurze i nie częściej zdarzało mi
się zniszczyć jakiegoś, niż porąbać biurko siekierą. Lecz dlaczego mam zostać pozbawiony prawa, by
robić z moim robotem, biurkiem lub innym meblem to, co mi się podoba? Czy jakikolwiek urzędnik
państwowy ma przyjść do mojego biura i powiedzieć:  Stop, Jamesie Van Burenie. Od dzisiaj masz
być miły dla swojego biurka i chronić je przed zniszczeniem. Musisz traktować swoje szafy
z szacunkiem i po przyjacielsku. To samo dotyczy również twoich robotów. Nie wolno ci w żaden
sposób narażać ich na niebezpieczeństwo .  James Van Buren przerwał na moment i uśmiechnął się
miło, by dać wszystkim do zrozumienia, że nie jest człowiekiem, który mógłby kogokolwiek
skrzywdzić.  Już słyszę, jak George Charney replikuje, iż robot różni się diametralnie od biurka czy
szafy, że jest inteligentny i wrażliwy, że może być w zasadzie uznany za człowieka. Zatem odpowiem
mu, że się myli, gdyż jest tak zaślepiony uczuciem do robota, którego jego rodzina ma od wielu lat, że
stracił właściwy pogląd na to, czym są roboty. A one są maszynami, przyjacielu. Są narzędziami,
urządzeniami. Są tylko mechanizmami, które tak samo zasługują na ochronę prawną, jak każdy inny
przedmiot. Tak. Powiedziałem: przedmiot. Owszem, potrafią mówić. Potrafią również myśleć, na
swój własny zaprogramowany cyfrowo sposób. Ale czy gdy zranisz robota, będzie on krwawił?
A jeśli go połaskoczesz, będzie się śmiał? Roboty mają ręce i zmysły. Zgadza się. Tak je właśnie
skonstruowaliśmy. Lecz czy ulegają ludzkim uczuciom i namiętnościom? Chyba nie! Dlatego też nie
możemy mylić maszyn zbudowanych na ludzkie podobieństwo z żywymi istotami. Muszę również
nadmienić, że w ciągu tego wieku ludzkość uzależniła się od pracy robotów. Na świecie jest więcej
robotów niż ludzi i wykonują one w większości pracę, na którą nikt z nas nie miałby ochoty.
Uwolniły nas od ciężkiej harówki i upodlenia. Pomieszanie sprawy robotów ze starożytnymi
debatami na temat niewolnictwa, potem z debatami dotyczącymi wolności dla niewolników i jeszcze
pózniejszymi na temat przyznania ich potomkom pełnych praw publicznych doprowadzi w końcu do
chaosu ekonomicznego. Nasze roboty zaczną bowiem żądać nie tylko ochrony prawnej, ale
i niezależności od swoich właścicieli. Niewolnicy byli przecież ludzmi, których okrutnie
wykorzystywano i maltretowano. Nikt nie miał prawa zmuszać ich do niewolniczej pracy. Ale roboty
stworzono właśnie po to, by nam służyły. Istnieją tylko po to, byśmy ich używali, traktowali nie jak
przyjaciół, lecz jak służących. Każdy inny sposób myślenia jest błędny, sentymentalny, a nawet
niebezpieczny. George Charney był przekonującym mówcą, lecz James Van Buren w niczym mu nie
ustępował. Tak więc cała batalia, rozgrywająca się głównie na forum publicznym, a dopiero potem
w sądach, zakończyła się czymś w rodzaju pata. Wielu ludzi zdołało już pokonać strach i niechęć,
które przez ostatnie kilka pokoleń były wszechobecne, w związku z czym argumenty George a zdołały
ich przekonać. Oni również patrzyli na roboty z dozą pewnego uczucia i chcieli, by chroniło je
prawo. Ale byli również inni, którzy może nie tak bardzo obawiali się samych robotów, jak
finansowych skutków przyznania im praw publicznych. To oni właśnie najbardziej nalegali na
zachowanie ostrożności. Tak więc gdy batalia była już zakończona i zatwierdzono prorobocią ustawę
określającą zasady dopuszczające wyrządzenie krzywdy robotowi za nielegalne, wyrok wydany przez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl