[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podskoczyła mu o pięć stopni, a na grodzi sufitu zaczęła skraplać się woda.
. 8
OSTATNIE WYZWANIE
W "ZWITYM BARZE Z GRILLEM"
Okazało się, że dotarcie do celu podróży zajęło im ponad tydzień i Rick Boski Bohater musiał
wykorzystać pewną odmianę napędu rozdymającego, zwaną "czarem fasoli", którą zakupił w
salonie używanych kosmolotów. Bill na zawsze znienawidził napęd rozdymający, kiedy jako
kawalerzysta wykorzystywał go do przeskakiwania z gwiazdy na gwiazdę. A "czar fasoli" był
zdecydowanie gorszy, ponieważ wymagał wypełnienia całego statku potwornie odrażającą
mieszaniną ksenonu, wodoru i związków siarki, które sprawiały, że wszystko - jeśli wierzyć Biblii
cuchnęło jak diabli. Kiedy uzyskało się odpowiednią mieszaninę gazów, ich cząsteczki poddawano
elektronicznej wibracji, aż gaz, statek i cała jego zawartość zaczynały drżeć jak szalone,
synchronicznie z atomowym pulsem miejsca przeznaczenia. W tym momencie wszystko potężnym
czknięciem przelatywało przez Kosmos, w niezwykle niewygodny i obrzydliwy sposób. Gdy do
tego doszło, Bill ciepło pomyślał o starym napędzie rozdymającym.
Kiedy jednak gwiazdolot zwany "Pożądaniem w końcu zaniosło do układu Ad Hoc, Bill ujrzał
migotanie gigantycznych neonów głoszących: "Zwięty Bar z Grillem", "Zamek z Piasku: dziś
Wayne Newton!" oraz "Drinki nago" i "Bez Góry i Dołu" - przy czym miał nadzieję, że ten ostatni
zapowiadał więcej nagości, a nie spotkanie z pacjentami po lobotomii czy amputacji kończyn. Aza
w oku, drapanie w gardle - i pierwsze objawy marskości wątroby na horyzoncie - Bill wiedział, że
w końcu znalazł swój dom.
"Zwięty Bar z Grillem" był właściwie dużym kompleksem wiszących na antygrawitacyjnej
poduszce budynków, przycupniętych niewinnie na dywanie bladozielonych obłoków, wysoko nad
metanowym światem Zeusa.
- Stary Zeus lubi tę ogromną planetę głównie dlatego, że ona nosi jego imię - wyjaśnił Rick,
sprowadzając gwiazdolot zwany "Pożądaniem" na lądowisko na słupie szkarłatnego płomienia.
- O rety! - rzekł Bill. - Jak to możliwe, że na środku tego kosmoportu pali się słup szkarłatnego
ognia?
- Bezpłatne jonizacyjne czyszczenie kadłuba statku!
- Zostaniemy ugotowani!
- Zabija również wszelkie bakterie przyczepione do stateczników, asteroidalne pąkle i tym
podobne stworzenia. Nie martw się, Bill. To zupełnie nieszkodliwe.
Pózniej, kiedy opatrzono im oparzenia, a pieczony Archimedes, który wystrzelił swoją ostatnią
salwę guana, został podany na kanapkach jako poczęstunek dla udzielających im pomocy lekarzy w
białych fartuchach, Rick przyznał, że zapomniał, iż lądując na Zwiętym Słupie Oczyszczającego
Statki Płomienia należy włączyć klimatyzację. Bill przyjął to pogodnie. Sprzątanie papuzich
gówien nie było specjalnie uciążliwe, ale nieustanny strumień starych dowcipów opowiadanych
przez Archimedesa działał mu na nerwy. Miło było pomyśleć, że już nigdy nie usłyszy się żartów
w stylu: "Puk, puk!" "Kto tam?" "Partyzanci!" "A ilu was?" "Zwei und zwunzig!"
Ponadto nie mógł doczekać się, kiedy znów wychyli kufel zimnego piwa!
"Zwięty Bar z Grillem" był największym saloonem, jaki Bill widział w swoim życiu.
Wprowadziwszy się do pokoju w zbyt drogim i niezbyt czystym hotelu Hiltom, buszowali wśród
rzędów, rzędów i jeszcze raz rzędów automatów do gry, stolików do blackjacka i budek kolektur
galaktycznej loterii. Bill był oszołomiony. Bar w głównym budynku miał dwie mile długości, więc
jego koniec ginął w chmurach. Stała za nim rzędem armia klonowanych barmanów-androidów,
wszyscy jednakowo odrażający: o świńskich łbach, ociekających śliną kłach i dwunastopalcych
dłoniach, które doskonale nadawały się do przenoszenia wielu kieliszków jednocześnie.
Z kraników lały się wszystkie gatunki piwa znane we Wszechświecie, od "Starego Osobliwego"
z planety Anglia, przez "Naprawdę Stare i Jeszcze Osobliwsze" z planety Irlandia, po "Mocne
Straty Beczkowe" z Nowej Południowej Walii. Rzędy wszelkiego rodzaju butelkowanych trunków
ciągnęły się całymi kilometrami jak kolorowe błyskotki na gigantycznej przewróconej choince.
Billa raz po raz atakowały zapachy i opary boskich napojów, upajających drinków. Och, cudowny
chmielu! Och, zdradliwy słodzie! Ach, błogosławione rozkosze alkoholu! Nagle przyszło mu do
głowy, że w tym miejscu pewnie nawet ścierka do wycierania kontuaru ma niezły smak, ale oparł
się pokusie i nie spróbował.
W światowych sprawach takich, jak kobiety a kawalerzyści, Bill był prostodusznym,
impulsywnym facetem, pozbawionym resztek sumienia i wszelkich śladów rozsądku w wyniku
wieloletniej militarnej indoktrynacji. Jednak do picia często podchodził filozoficznie, jako że ono i
przeklinanie były jedynymi dziedzinami, w jakich kawaleria pozwalała na odrobinę oryginalności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]