[ Pobierz całość w formacie PDF ]

klejnoty, rozchodził się zapach wyrafinowanych perfum. Na galerii roz-
lokowali się muzycy.
Bal zapowiadał się wspaniale, od pierwszej chwili było wiadomo, że
okaże się towarzyskim sukcesem, jednak Sara nie mogła oprzeć się myśli, że
znacznie bardziej woli kameralne spotkania niż wystawne gale.
Od razu otoczyli ją panowie, jeden przez drugiego zapraszali do tańca;
niektórzy mieli szczęście znalezć się w jej karneciku, choć na dalszych
pozycjach, bo pierwsze tańce obiecała księciu i znajomym z poprzednich
zabaw. Wkrótce tańczyła, wymieniając żartobliwe uwagi z partnerami i śmie-
jąc się wesoło. Bawiła się doskonale. Nie minęła godzina, a karnecik miała
wypełniony do ostatniego tańca. Nie domyśliła się, że ktoś obserwował ją
ukradkiem z galerii, po czym wyszedł niezauważony. Gdyby wiedziała, że na
balu pojawił się John Elworthy i nie podszedł do niej, zapewne straciłaby
dobry humor. Jednak nie miała pojęcia o jego wizycie i wieczór upłynął jej
beztrosko.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Zatańczyła dwa razy z księciem Pentyre, tak jak mu obiecała. Książę był
czarujący, okazał się znakomitym tancerzem, odnosił się do niej z najwyższą
atencją i po tańcach odprowadzał do mamy. W czasie kolacji podszedł na
chwilę do stołu, przy którym siedziało towarzystwo Sary, by upewnić się, czy
niczego im nie brakuje. Jako gospodarz wieczoru, dokładał wszelkich starań,
by jego goście czuli się dobrze i byli należycie obsłużeni. Pomimo licznych
obowiązków zdążył zapytać Sarę, czy wolno mu zaprosić ją na przejażdżkę po
parku następnego dnia popołudniu.
- Proszę mi wybaczyć, sir, ale jestem umówiona. Może kiedy indziej?
- Oczywiście. W jakie dni panie przyjmują? Z przyjemnością złożyłbym
krótką wizytę...
- We wtorkowe popołudnia. Mama będzie zaszczycona, jeśli zechce pan
nas odwiedzić.
- W takim razie pojawię się na pewno - przyrzekł Pentyre i odszedł.
- Mówiłam ci, żebyś nie przyjmowała żadnych zaproszeń na jutrzejszej
popołudnie. - Pani Hunter nie mogła powstrzymać się. - Gdybyś miała więcej
rozumu, pojechałabyś z księciem na przejażdżkę.
- Ale mnie zależało na spotkaniu z kółkiem literackim Elizabeth. Na
spacer z księciem wybiorę się innego dnia. Obiecał cię odwiedzić, wówczas się
umówimy - tłumaczyła spokojnie Sara.
- Może masz rację. Czasem dobrze zasugerować, że nie jest się zbyt
dostępną, lecz pożądaną w towarzystwie - stwierdziła pani Hunter w
zamyśleniu. - W końcu prawie go nie znamy i nie wiemy, jakie ma zamiary.
- Do domu wracamy dopiero za kilka tygodni. Nie musimy się śpieszyć,
mamo.
Pani Hunter posłała córce wymowne spojrzenie, ale nic nie powiedziała.
Goście zaczynali powoli wracać do sali balowej i przed Sarą stanął
dżentelmen, który miał ją poprowadzić do następnego tańca. Pani Hunter i lady
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Tate zostały jeszcze chwilę w sali jadalnej.
- Chyba jest nią naprawdę zainteresowany. Myślisz, że byłaby to
odpowiednia partia, Hester?
- Może - odparła lady Tate w zamyśleniu. - Wydawało mi przez chwilę,
że wśród gości widzę Johna Elworthy'ego. Ty też go zauważyłaś? Przyglądał
się twojej córce.
- Kiedyś go lubiła, ale on ożenił się z inną. Poza tym Sara zasługuje na
kogoś o lepszej pozycji i uznaniu. Pan Elworthy to miły dżentelmen,
przyznam, ale widzę ją raczej u boku księcia.
- Może - powtórzyła lady Tate - ale nie ponaglaj jej, Selino.
Rozdrażniasz ją tylko niepotrzebnie. Jestem pewna, że Sara otrzyma co
najmniej kilka propozycji, zanim sezon się skończy. Pozwól, by sama
dokonała wyboru, moja droga.- Pragnę jej szczęścia. - Pani Hunter wyjęła
obszytą koronką chusteczkę, mięła ją przez chwilę w palcach, po czym otarła
kąciki oczu. - A nade wszystko chcę, żeby była bezpieczna. Ciągle nie mogę
zapomnieć o tamtych przerażających wydarzeniach, Hester. Gdyby sprawa
wyszła na jaw, mogłoby to oznaczać dla Sary przekreślenie wszelkich nadziei
na odpowiednie zamążpójście.
- Rozumiem, ale sądzę, że niepotrzebnie się obawiasz, Selino. Mało kto
wiedział, co wówczas zaszło, a ci, co wiedzieli, dawno zapomnieli. Bądz
cierpliwa, moja droga. Sara z pewnością cię nie zawiedzie.
Po wyjściu z balu księcia Pentyre John skierował kroki w stronę
londyńskiej rezydencji Cavendishów. Cały dzień wahał się, czy powinien pójść
na bal, ale w ostatniej chwili zdecydował, że zajrzy tylko po to, by popatrzyć
na Sarę. Obserwował ją z bezpiecznego oddalenia; zdawała się być szczęśliwa,
bawiła się, otoczona gronem adoratorów. Nic dziwnego, że panowie zabiegają
o jej względy, jest taka piękna. Od przyjazdu do Londynu, gdziekolwiek
poszedł, słyszał o Sarze. Znalezli się ponoć śmiałkowie, którzy twierdzili, że
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Pentyre jej nie zdobędzie. Wskazywano innych kandydatów, czyniono
zakłady.
John zasępił się na myśl, że Sara mogłaby poślubić księcia. Daniel nie
cierpiał tego człowieka, twierdził, że to łajdak i nicpoń bez sumienia, a
pieniądze zdobywa grą w karty. Co więcej, niegdyś często widywano go w
towarzystwie sir Montague'a Forsythe'a. Kiedy John to usłyszał, przeniknął go
lodowaty dreszcz.
- Nie sądzisz chyba... - Spojrzał pytająco na Daniela. - Należał do tej
piekielnej bandy, która porwała Sarę, by ofiarować ją swoim bożkom w
zbrodniczym rytuale?
- Nie wydaje mi się... W każdym razie nic mi nie wiadomo na ten temat -
odrzekł Daniel. - Jego nazwisko nigdy nie padło w związku z tamtą sprawą.
Wiem jednak z całą pewnością, że ma dość szczególne gusta. Kilka lat temu
krążyła niepokojąca opowieść na jego temat. Dawno o niej zapomniano, nie-
mniej ostrzegłem Charlesa, by uważał na siostrę. Sara nie powinna pozwolić,
aby książę się do niej zbytnio zbliżył. Niech lepiej trzyma go na dystans.
Wiem, że Charles nie dopuści do tego małżeństwa, chyba że Sara zakocha się
w księciu. Może się zmienił... Moje wiadomości pochodzą sprzed kilku lat. W
końcu zdarza się, że ludzie przechodzą metamorfozy.
- Może - przytaknął John, ale, podobnie jak Daniel, nie bardzo w to
wierzył. - Tak czy inaczej, wolałbym, żeby Sara nie wiązała się z księciem
Pentyre.
- Ja też nie, ale zostawmy go. Mów, Johnie, co u ciebie. Jak twoje
sprawy?
- Nic nowego. Nie dostałem następnego listu. Od kiedy rozmówiłem się
z gospodynią, przestałem znajdować drobiazgi należące do Andrei pomiędzy
swoimi rzeczami. Musiała je podrzucać jedna z pokojówek. Pani Raven doszła
najwidoczniej która to i wymówiła dziewczynie służbę.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- To dobrze - powiedział Daniel. - Może wreszcie będziesz miał spokój.
Niewykluczone, że człowiek, który chciał ci dokuczyć, skapitulował, ale bądz
czujny. Ostrożności nigdy za wiele...
John zastanawiał się pózniej, czy instynkt go ostrzegł, czy też miał w
pamięci przestrogę Daniela. Wyszedłszy z rezydencji księcia, wracał ciemną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl