[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadto dokładnie.
I jeszcze jedno. Worcey trzymał w prawej dłoni pistolet, to była niezaprzeczalna prawda, która
wystarczyła Mallone owi. Trzymał go jednak w sposób wykluczający strzelanie. Oczywiście po
odniesieniu śmiertelnej rany palce mogły się rozluznić i pistolet mógł się z nich częściowo
wyśliznąć. Takie historie się zdarzały. Jednak nienaturalne położenie pistoletu stanowiło również
okoliczność, którą aż do wyników badań odcisków palców na jego powierzchni należało zaliczyć do
niewiadomych.
XXVII. PISTOLET, Z KTÓREGO STRZELANO ZBYT DAWNO
Mallone powolnym ruchem odłożył słuchawkę.
- Aadna historia - patrzył w ponurym milczeniu na aparat telefoniczny - i co dalej?
Spadło to na niego jak grom z jasnego nieba.
Fiasko. Co do tego nie było dwóch zdań. Znowu wszystko trzeba było zaczynać od początku. I
kto wie czy nie obu spraw naraz.
Ociężałym krokiem powlókł się do salonu.
Pentham wygodnie wyciągnięty w fotelu grzał się przed kominkiem.
- I co? - podniósł głowę - jakie wyniki ekspertyzy? Mallone przystanął przed fotelem, krzyżując
ręce na piersiach.
- Kula nie pochodzi z pistoletu Worceya.
- Która? Ta w wypadku Woodsona, czy ta od której zginął Worcey?
- %7ładna. Analiza nalotu w lufie wykazała, że ostatni raz strzelano z niego przed kilkoma
miesiÄ…cami.
Twarz Penthama nie wyrażała żadnych uczuć. Inspektor nie spuszczał wzroku z jego twarzy.
- Nie jest pan zdumiony, pułkowniku? - zapytał z naciskiem.
- Owszem - potwierdził obojętnie Pentham - jestem zdumiony. Przynajmniej jeżeli chodzi o
jeden z tych wypadków... - dorzucił w zamyśleniu.
- O który?
- Niestety tymczasem muszę się powstrzymać od wypowiedzi na ten temat.
- W ten sposób oczywiście najłatwiej - sarknął. - W ogóle w tej sprawie dużo rzeczy jest
zastanawiających - dorzucił.
- Od razu zwracałem panu na to uwagę - zauważył Pentham.
- Tak... pan zawsze zwraca uwagÄ™ na to, co dla pana jest wygodniejsze. Ale powracajÄ…c do
Worceya. Przede wszystkim kula wydobyta z jego mózgu jest pociskiem z pistoletu automatycznego
kaliber 6,35. Czy to pana nie dziwi?
- Dlaczegóż ma mnie dziwić? Przecież w ostatnich czasach pociski kalibru 6,35 spadają w
obfitości biblijnej manny. Wielu ludzi posiada tego rodzaju pistolety.
- Owszem, wielu. A ja dla odmiany posiadam doskonałą pamięć. I akurat sobie przypomniałem
o niektórych posiadaczach pistoletu tego kalibru - powiedział znacząco.
Pentham spojrzał na niego chłodno.
- O niektórych? - powtórzył. - Czyżby pan podejrzewał, ze Worceya zastrzelił sir Gordon
poprzez dziesięć solidnych ścian? I z pistoletu, który od tygodnia spoczywa w szafie Scotland Yardu?
- To moja rzecz, co podejrzewam - odciÄ…Å‚ siÄ™ ostro.
- Słusznie - potwierdził obojętnie Pentham. - Ale wobec tego nie widzę celu naszej dalszej
rozmowy...
Mallone był rozdrażniony. Opanował się jednak.
- Chciałbym zapytać pana o kilka rzeczy. Czy mi pan odpowie? - głos brzmiał wymuszoną
grzecznością.
- To zależy od rodzaju pytań - odparł Pentham.
- Lepiej byłoby, gdyby jednak pan odpowiedział.
Inspektor oparł się plecami o gzyms kominka. Zachowanie jego świadczyło, że nie zamierzał
zbyt szybko kończyć rozpoczętej pogawędki.
Mina Penthama była coraz senniejsza. Niezupełnie jednak odpowiadała rzeczywistemu
nastrojowi. Myśl pracowała intensywnie. Domyślał się bowiem, jakiego rodzaju pytania paść mają
za chwilÄ™.
- Sądząc po wczorajszym wyczynie, umie pan gładko otwierać drzwi od pokoju Worceya -
zaczÄ…Å‚ inspektor.
Pentham poprawił się w fotelu.
- Dziękuję za uznanie. Jeżeli jednak ma pan zamiar wyliczać wszystkie moje umiejętności,
rozmowa grozi przeciągnięciem się do świtu.
Inspektor zdawał się nie dostrzegać ironii.
- Należy zatem sądzić, że przedwczorajszej nocy pan właśnie był tym tajemniczym
włamywaczem, który zbudził Worceya.
- Sadzi pan, że jestem jedynym w całej Anglii szczęśliwcem posiadającym szlachetną
umiejętność otwierania drzwi bez klucza?
- Czy to pan był wtedy u Worceya? - Rzucił już wprost pytanie Mallone.
- Nie - pokiwał przecząco głową Pentham - niech pan nie sądzi, inspektorze, że tak ważne
przyznanie zdoła pan ze mnie wydusić bez użycia co najmniej badania trzeciego stopnia.
- Więc odmawia pan odpowiedzi?
- Coś w tym rodzaju - potwierdził uprzejmie. - Zresztą jakież znaczenie może mieć identyczność
niefortunnego włamywacza, skoro nie zdołał się przecież dostać do pokoju?
- Wtedy tak. Ale jeżeli powrócił tam po raz drugi? Tym razem miałby ułatwione zadanie. Nie
słyszałem bowiem, by Worcey rekonstruował barykadę przed drzwiami.
- Taki ma pan dobry słuch?
- Owszem, wystarczajÄ…cy.
- A wystrzału by pan nie usłyszał?
- Istnieje przecież tłumik Maxima!
- Naturalnie. Widziałem go nawet na własne oczy. Bardzo dobry przyrządzik dla osób nie
znoszących hałasów.
- Reasumujemy: pan mógł dostać się do pokoju Worceya! - nacierał Mallone.
- Mogłem.
- Mógł pan zamknąć za sobą drzwi na klucz za pomocą tego małego instrumentu, który wczoraj
widziałem.
- To dla mnie drobnostka.
- A w międzyczasie mógł pan zastrzelić Worceya...
- Zastrzelić Worceya. Dziecinnie łatwa robota. Robiłem już w życiu stokroć trudniejsze rzeczy.
Tylko w jakim celu miałbym go zastrzelić? Przecież w niczym mi nieborak nie przeszkadzał.
- To też nie byłoby takie trudne do wytłumaczenia - atakował dalej Mallone. - Powiedzmy,
Worcey zbudził się w momencie, gdy pan myszkował po pokoju, złapał za rewolwer. W takich
okolicznościach byłby pan bez wątpienia zdolny go zastrzelić.
Pentham pokiwał głową w demonstracyjnym podziwie.
- Patrzcie, jak pan to sprytnie zdołał wykoncypować, inspektorze! Oczywiście, że byłbym
zdolny wystrzelać nawet tuzin ludzi, o ile by mi przeszkadzali myszkować po swoich pokojach.
Nawet pan sobie nie wyobraża, do jakich makabrycznych wyczynów jestem w skrytości ducha
zdolny. Zapomina pan jednak jeszcze o pistolecie kalibru 6,35, który musiałem w takim wypadku
mieć w garści.
Inspektor uśmiechnął się z triumfem.
- O niczym nie zapominam tym razem. Ale o ile pamiętam, swego czasu miał pan w Gordons
Hill browning właśnie tego kalibru.
Pentham machnął ręką.
- Niech mi pan nie przypomina czasów młodości. To było dawno. Na starość ludzie wolą coś
solidniejszego. Ja też nie stanowię wyjątku pod tym względem. Od pewnego czasu nie mam zaufania
do pistoletów poniżej dziewiątki.
Mallone podszedł ku Penthamowi, opierając lewą rękę o poręcz jego fotela. Prawą zagłębił
niby przypadkiem w odstajÄ…cej kieszeni marynarki.
Pentham obserwował go ukradkiem. Nie miał najmniejszych wątpliwości, po co inspektor
włożył rękę do kieszeni. I z jakiego powodu kieszeń ta odstawała. Twarz jego jednak nie wyrażała
nic poza sennym rozleniwieniem.
- No, jaką kolejną rewelację ma pan zamiar wyciągnąć teraz z zanadrza? - zapytał drwiąco.
- Ma pan przy sobie broń, pułkowniku? - głos jego brzmiał stanowczo.
- Przy sobie? - wargi Penthama drgnęły w niefrasobliwym uśmiechu - skądże takie niedorzeczne
pomysły, inspektorze? Czy sądzi pan, że zejście do salonu w tym domu wymaga kompletu bojowego
rynsztunku? Nie, do drzemki przed kominkiem nie zabieram broni.
- A gdzież jest pański rewolwer?
- Tam, gdzie każdy przyzwoity pistolet powinien się znajdować w czasie pokojowych zajęć
swego właściciela - odparł niedbale.
- To znaczy, mówiąc dokładniej, gdzie? Pentham westchnął drwiąco.
- Jakiż z pana pedant, inspektorze. Dobrze, określę panu najdokładniej jak tylko umiem. Otóż na
górze. Na pierwszym piętrze. Drugie drzwi na prawo od schodów. W biurku. Prawa szuflada. Taki
duży czarny przedmiot ze stali. Z hiszpańskim napisem, którego pan i tak nie rozumie. Tym się różni
od kapciucha z tytoniem, że...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]