[ Pobierz całość w formacie PDF ]

największa praca dlagospodyni, trzeba robić zapasy na zimę, zanim śnieg i lódpokryją ziemię.
Wyjrzała więcEwa tylko przez okrągłe okieneczko, doktóregozaglądały czerwoneliście
dzikiego wina, i zobaczywszy na trawnikuTomka, który blaszanym kubełeczkiempodlewałswój
dąbek,zawołała:
- Tomek!
A kuku!
Gdzie ja jestem?
Na grzyby
Podeszczu słońce chodzi sobie po lesie, uśmiechasięłagodnie do liliowego wrzosu, błyska w
kropelkach rosyi pajęczych niteczkach, zagląda ciekawiepod krzaczki.
A pod krzaczkamipełno jakichśpociesznych jegomościów w kapeluszach.
Stoją sobie na jednej nodze i wcale niewiedzą, co je za przygoda czeka.
A tu od leśniczówki idzie sam gajowy w zielonym mundurze, a za nim drepcze cała czwórka dzieci,
a wszyscy z koszyczkami i z kwitami na zbieranie grzybów.
Rozsypały się dzieci po lesie, tak żeby jedno drugiemuw drogę nie wchodziło.
Wiedzą dobrze, jak trzeba grzybyzbierać, żeby lasowi nie robić krzywdy - to przecież
dziecigajowego!
%7ładne dziecko nie potrafi tak grzybów zbierać,jak Małgosia.
Wypatrzy kapelusz borowika, żeby sięnie wiem jakw mech zaszył,wytropi rydza, żeby się schował
w najgęstszykrzak jałowca.
a potem delikatnie, ostrożnie wyjmie gorazemz "korzeniem" i dołeczek zasypieziemią.
Tomek zbiera oślizłemaślaczki i maże sobie nimi palce.
- Te maślaczki to takie zaślimaczone jak ślimaczki,prawda, tatusiu?
Kołopaproci rośniemuchomor, ma śliczny, czerwonyberet w białe groszki.
- Tatusiu, dlaczego się muchomora nie zbiera?
-Bo jest trujący.
- ToJa^qjT)zdepczę!
-Nie trzeba.
Niech soBieTośnieTNtkomu tu nie szkodzi,a las ozdabia.
-
- A gdybym ja zjadł muchomora, to co by było?
-Tobardzo byśchorował, a może umarł!
- A jakbyAzorek zjadł,toco bybyło?
Aletatuś przepadł gdzieś wkrzakach i Tomek niemógł siędowiedzieć, co by było, gdyby
Azorek zjadłmuchomora.
Przykucnął więc przy ślicznym muchomorze, przyjrzał sięjego czerwonej czapeczce, której
każdy krasnoludek mógłbymu pozazdrościć, i powiedział:
- Siedz sobie tutaj,boś ładny!
Wtem zza krzaczków rozległo się wołanie tatusia:
- Ratunku!
Ratunku!
78.
Cała czwórka dzieci w jednej chwili była przy gajowym.
Leżał on podmłodą sosną i wzywał pomocy.
Dzieci dopadły doniego i dalejżego dzwigać.
Nie mogę wstać!
Niemogę!
Przewróciłem się przez takiwielkipień!
- jęczy gajowy.
Spoglądają dzieci, przez co się tatuś przewrócił, a tu rośniesobie grzyb - ale jaki!
"Korzeń" naprawdęjak pieniek,akapelusz jak Tomka czapka!
- Och, ten nasz tata!
Zawsze nam figla spłata!
- śmiejesię Ewa.
A gajowy skoczył na równe nogi i zabralisię wszyscyrazem do wyciągania zziemi tego
"wielkogrzyba".
Nieproszony gość
Słonko nie piecze, tak jak latem, ale łagodnie, miło grzejei całuje pyzate, rumiane jabłuszka
na jabłoniach w sadzie.
Mama wyniosła przed dom podsuszone w piecu po chlebiegrzyby,a Ewa siadła sobie na płachcie
pod krzakiem bzu,zdejmuje grzyby z patyczków i nawleka je na grube nici.
CoEwa nawlecze wianek grzybów, toTomek wiesza go nastojaczkuz patyków.
Niech grzybki dosychają sobie na wietrze i słonku.
Stojaczka trzeba pilnować, bogo zaraz Azorprzewróci.
Kury pousiadają na nim jakna grzędziealbo Czarnulekprzyjdzie grzybów spróbować.
Siedzi Tomek napłachcie i grzybki podsuszone Ewiepodaje do nawlekania, aż tu nagle!
Co to?
Zrodkiem uliczki międzykrzakami porzeczek i agrestubiegnieco sił w łapkach, zadarłszy
kitkę jak pióropusz, rudawiewiórka.
Pędzi prosto doich domu.
Tomek wypuścił suszony grzybek z ręki, Ewa została z igłąw powietrzu.
Byle tylko się nie ruszyć!
Byle nie spłoszyć!
- To ta, cośmy ją przez jezioro przewiezli - szepce Ewa.
-Po co ona tu przyszła?
- Chcenam pewno za przejazd zapłacić!
Roześmiali się cichutko.
Tymczasem wiewiórka już jest pod domem.
Zatrzymała się chwileczkę.
Popatrzyła w górę.
Oho! już się pnie po dzikim winie jak po drabinie dookienka na strychu.
Myk!
błysnęła jak złota strzałai wskoczyła do okrągłego wyglądka.
Dzieci, przytulone do siebie, patrzą, co będzie dalej.
Pochwili wiewiórka wyskoczyła z okienka, spuściła się po winiena ziemię i pędzi co tylko sił do
lasu!
80.
- Patrz!
Tomek!
Patrz!
Ona w pyszczku trzyma orzeszek!
Poderwały się dzieci ipobiegły opowiedzieć mamie, jakito rudy gość orzeszki im przyszedł
rabować!
A mama się śmieje:
-Ano, cóż,przyszła po swoje!
Ona też gospodyni!
Robizapasy na zimę!
- To ta, conamza bilet nie zapłaciła!
-Trudno,orzeszki- wiewiórczy przysmaczek!
Musimybronić naszych skarbów!
Skocz, Ewuś,zamknij okienko nagórze, bo się zlecą wszystkie wiewiórki z LeszczynowejGórki jak
pszczoły do miodu i wyniosą nam laskowe orzeszki co do jednego.
Ledwo dzieci zdążyływrócić do przerwanejroboty z nawlekaniemgrzybów, atujuż dróżką
sunie ich wiewiórka,a za nią dwie mniejsze wiewióreczki.
Skoczyła Ewa, zastąpiła im drogę, dygnęła grzecznie i zawołała:
- Przepraszam paniusie bardzo, alenasz kramik zamknięty!
Niech się panie pofatygują dotatusiowego lasu naszyszki i żołędzie.
My też chcemy mieć trochę orzeszków nazimę.
Stara wiewiórka stanęła, fuknęła groznie i zawróciła namiejscu.
Małepomknęły za nią z powrotem do lasu,żetylkotrzy kitki w powietrzu zafurczały.
Wykopki
Miga w słońcumamusina motyka i odwala pulchną, ciepłąziemię, a spod ziemi wytaczają się
jak kulki jędrneziemniaki.
Mamusia kopie pierwsza z brzegu, a za nią wszyscy, ktożywy,nawet tatuś zlasu i ciocia z Majdanu
przyszli pomagać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl