[ Pobierz całość w formacie PDF ]
takiego drobiazgu się bać... Co tu robić teraz?
Ale nie było dużo czasu na rozmysły, bo ledwo jedni stanęli na wozie, wnet inni podawać
im zaczęli przedziwne jakieś szkatuły i skrzynie, z których to biły owe blaski tęczowe, a
jeszcze insi ciskali na wóz coś, jakby sztaby złota i srebra, tak właśnie, jakby to było
zwyczajne żelastwo.
Brzęczało to wszystko, dzwoniło i świeciło w oczy, tak że chłop prawie od rozumu
odchodził i nie bardzo już sam teraz wiedział, czy mu się to tak śni tylko, czyli też naprawdę
takie dziwy widzi.
35
Tu mu ogniem buchną ze skrzyni czerwone kamienie niby rubiny, kamień w kamień jak
przepiórcze jajo; tu się aż modro w powietrzu zrobi od niebieskich szafirów, tak przednich, że
jak niebo świecą; tu nagle zielone światło obejdzie wszystkie twarze od szkatuły pełniutkiej
zielonych szmaragdów; tu perły, tu pierścienie, aż oczy rwie, nie wiadomo, na co pierwej
patrzeć.
Kręciły się Krasnoludki między tym bogactwem w przeróżnej barwie, żywo, składnie, a
tak pstro, jak kiedy tulipany zakwitną na wiosennej grzędzie.
Już wóz był pełen prawie, już reszta skrzynek i sepetów przed skałką wyniesiona stała,
kiedy wtem zajaśniało światło tak wielkie i cudne jak jutrzenna gwiazda. Zasłonił ręką oczy
Skrobek od nagłego blasku, a kiedy znów spojrzał, zobaczył wychodzącego z Groty króla
Krasnoludków, w złotej koronie, w purpurze i ze złotym berłem, z którego świecił ogromny
diament, rzucający jasność tak wielką, że zrobiło się widno jak we dnie.
Struchlał Skrobek, bo takiego majestatu jako żyw nie widział, a co króla, to znał tylko z
szopki, Heroda, co go chłopięta obnosiły po wsi na Gody.
Zląkł się tedy tak, że nie wiedział sam, co robić: czy temu maluśkiemu królowi pokłon
dać, czy uciekać zgoła?
Aż wtem król skłonił berłem dobrotliwie i rzecze:
Witaj, dobry człowiecze!
Bóg cię wez w swoją pieczę!
Zpiesz się, nim noc uciecze!
I zaraz począł na wóz siadać, w czym mu pomagali dworzanie kwapiąc się około majestatu
królewskiego, by mu służyć.
Ale z tym wsiadaniem wcale niełatwo było. Płaszcz purpurowy czepiał się półkoszka,
berło się zahaczało o luśnię, korona omal że nie spadła z królewskiej głowy, a złotem tkane
czerwone pantofle poginęły w sianie.
Gramoliło się królisko, jak mogło, ale największą zawadą był mu w tym paz nadworny,
Krężołek, który, jak klocek ciężki, ledwo się obracał i to królowi na płaszcz następował, to
mu ową purpurę w tył nadto ciągnął, to pantofli w sianie szukając, plackiem na króla padał i
tak się wszystkim pod nogami plątał jak piąte koło u wożą.
Zwiętej cierpliwości był ten król, że takiego gamonia trzymał przy swojej osobie!
Tymczasem Skrobek, widząc, że mu się nic złego nie dzieje, ochłonął ze strachu zupełnie i
roześmiał się w kułak, patrząc na ucieszne owo widowisko jakby na jasełka. O
Krasnoludkach słyszał nieraz, że po dobroci najlepiej z nimi, bo jak sobie upodobają kogo, to
mu najmniejszej szkody nie przyczynią, owszem, obdarzą jeszcze.
Wszak ci jego dziad nieboszczyk powiadał, że Krasnoludki takie, które też Ubożęta albo
Skrzaty zowią, chętnie u ludzi dobrych mieszkają, gdzie za piecem albo w mysiej norze
siedząc i stamtąd nocą na izbę wychodząc, a jaka w chacie robota jest, w takiej pomagają.
To masło za gospodynię ubiją, to chleb rozczynią, to na kołowrotku przędą tak cudnie, że
się ta przędza jak srebro mieni.
Czasem i z izby wyjdą, do stajni zajrzą, koniom drobniutko grzywy posplatają, zgrzebłem
wyczyszczą, że się na nich ta siartka jak woda świeci...
Jest żniwo, to na miedzy taki sobie siądzie i buja dziecko w płachcie, u gałęzi wierzbowej
uwiązanej, żeby dobrze spało, a matce, zgiętej z sierpem na zagonie, w pracy nie wadziło.
Zakwili dziecko, to mu śliczne pieśni śpiewają, a jak potem takie chłopię urośnie, to mu
się te pieśni nie wiedzieć skąd w myśli biorą, właśnie jakby mu je kto podszeptywał.
To się ludzie insi dziwią i mówią:
Co za chłopak taki! Chodzi a śpiewa, a na fujarce gra, jakby go kto uczył!
36
A nie wiedzą, że on tylko tak przypomina sobie, co tam za małych dni swoich u gałęzi
uwieszony, od Krasnoludków zasłyszał...
Powiadał dziadek, że jego samego Krasnoludki tak śpiewać uczyły, i zawsze im okruszyny
chleba albo i twarogu na ławie zostawiał, bo z ziemi takie jeść nie chcą, jako że swój honor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]