[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lekko opalonej skórze. Ten widok dodał jej ducha. Jeśli przeżył tamte rany, przeżyje ite.
- Niech panienka wezmie go za nogi. Ja postaram się w miarę możności podnieść
go równo. - George ukląkł, wsunął ramiona pod barki i biodra Hala, zaczekał, aż Julia
mocno schwyci kostki nóg, a potem wstał. Julia przesunęła nogi rannego na prowizo-
ryczne posłanie.
- Kiedy go poruszyliśmy, otworzyły się rany zmartwiła się Julia, wycierając lewą
stronę twarzy Hala. Najgorsze zostawiła na koniec.
- To wymaga szycia - oświadczył George, otwierając swoją torbę.
- Umiesz to zrobić? - Julia odwróciła się, gdy wyjął cienką, zagiętą igłę i czarną
nitkę.
- Tak. To znaczy zszywałem końskie rany. Wydaje mi się, że różnica nie powinna
być zbyt wielka. Najpierw trzeba je porządnie oczyścić. Jeśli w ranie zostaną kawałki
materiału, to zacznie się jątrzyć. Stajenni mówią, że mam konszachty z diabłem, ale ja
wiem swoje: czyste rany i czyste ręce, a wszystko dobrze się wygoi. - Zerknął na czubek
igły. - Nie wiem czemu tak jest, ale to fakt. Nie żałuję alkoholu. - Wyciągnął butelkę
brandy i szklany pojemnik, nalał do niego ciemnej brandy i wrzucił do środka igłę i nić.
Julia zaczęła przemywać rany ciepłą wodą z garścią soli, którą dał jej George.
- Słona woda też dobrze robi - wyjaśnił stajenny i poszedł zająć się Maksem, Hala
na razie zostawiając Julii. - Również i tego nie potrafię wyjaśnić, ale jak się zaprowadzi
rannego w nogę konia do morza, to szybciej się goi.
Postrzał z broni palnej byłby gorszy, pocieszała się w myślach Julia. Kula głębiej
wbija materiał w ranę niż cięcie szablą. Każdą partię umytej skóry przykrywała płócien-
nym ręcznikiem, żeby nie siadały na niej muchy. Kiedy dotarła do piersi, gdzie spoczy-
wał jej notesik, Hal otworzył oczy. Były bardzo ciemne, prawie czarne z bólu.
- Odejdz - wychrypiał. - Powinnaś być w Antwerpii z rodziną.
R
L
T
- Nie - odparła stanowczo. - Zaraz poczujesz się lepiej. Wypij to.
Podała Halowi przegotowaną w wielkim czajniku madame wodę z brandy. Wsunę-
ła mu rękę pod głowę, uniosła ją nieco i przysunęła mu do ust napój. Wypił wszystko i na
jego twarz wróciły kolory.
- Nie chcę cię. Odejdz.
Postanowiła nie dać się zranić jego słowami. Uznała, że z bólu nie wie, co mówi.
- Julio. - Jego oczy wpatrzone w jej twarz był teraz całkowicie przytomne i natar-
czywe. Zrozumiała, że Hal doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co powiedział. - Kto
wie, że tutaj jesteś?
- Kapitan Will Grey, Rick Bredon, moja gospodyni - wyliczała zaskoczona Julia. -
Baron pomógł mi zostać w Brukseli.
- Rick i Will będą trzymać język za zębami. A gospodyni możesz zapłacić za mil-
czenie. Wracaj natychmiast do Brukseli.
- Nie można cię jeszcze stąd ruszyć - odparła ze spokojem, którego bynajmniej nie
czuła. - Najpierw George zeszyje twoje rany, a potem będziesz musiał odpocząć. Mamy
do dyspozycji tylko gig, a w nim nie ma dość miejsca, żeby cię położyć.
- Zostaw mnie - poprosił natarczywie. Poruszył prawą ręką, jakby chciał objąć jej
nadgarstek i syknął z bólu. - Już i tak nie jest dobrze, ale jeśli spędzisz tutaj noc, będziesz
skompromitowana.
- To nieważne!
- Ważne! Jeśli zostaniesz, będę musiał się z tobą ożenić, oczywiście o ile i przeży-
ję. Wiesz, że nie powinnaś wyjść za mnie za mąż.
Usiadła na piętach i spojrzała mu w twarz.
- Przeżyjesz - powiedziała, jakby to zależało od siły jej woli. - Nie wolno ci się
poddawać. Słyszysz?
- Słyszę. Nie powinno cię tu być. Ja... zachowałem się głupio, zle. Nie zamierzam
się żenić. Nie z tobą. - Wyrzucał te słowa z taką gwałtownością, że całkiem opadł z sił.
Julia wpatrywała się tępo w mizerną, posiniaczoną twarz, w zbielałe usta, opusz-
czone powieki Hala i starała się powstrzymać łzy. Próbował się jej pozbyć, posługując
się słowami jak bronią? Jeśli tak, to za mało ją znał.
R
L
T
- Przykro mi, majorze Carlow, ale nie zdoła pan mnie przegonić - oświadczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl