[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przestań! - fuknęła. - Nie masz za co przepraszać. Bałam się tylko, \e się na mnie o
coś obraziłeś.
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie zdą\ył.
- Naprawdę nie wiedziałam, \e to ty wchodzisz do oficyny. Myślałam, \e to Claire...
- Dajmy ju\ sobie z tym spokój.
Wstał z ławki. Kasey te\ się podniosła i spojrzała mu w oczy.
- Adam? O co chodzi? Co się stało?
- Nic. Pora spać - burknął. - Musimy jutro wcześnie wstać.
- To dlatego mnie szukałeś? - zapytała, a on zobaczył w jej oczach rozczarowanie.
- Dlatego.
Odwrócił się i ruszył przed siebie. Czuł się jak ostatni głupiec. Dogoniła go.
- Co ty tu w ogóle robiłaś? - warknął jak nauczyciel na niesforną uczennicę.
- Musiałam coś przemyśleć - odparła spokojnie.
- Niby co?
- Jak to się stało, \e odnosimy się do siebie tak, a nie inaczej.
- Nie wracajmy ju\ do tego - mruknął obcesowo. - Było, minęło.
- Naprawdę tak uwa\asz? - Weszła za nim do oficyny. - Nie minęło, dopóki o tym
szczerze nie porozmawiamy.
- A o czym tu rozmawiać? Zrujnowałem \ycie twojemu bratu. Odegrałaś się za to.
Koniec, kropka. - Roześmiał się gorzko.
- A jeśli się myliłam? Jeśli niesłusznie cię o to wsadziłam? Jeśli popełniłam straszny
błąd? - Postąpiła krok w jego stronę, a on dostrzegł w jej oczach udrękę. - Co w takim
przypadku powinnam zrobić?
- To pytanie nie do mnie. Sama powinnaś sobie na nie odpowiedzieć, Kasey.
- Dobrze. Ale mógłbyś mnie przynajmniej oświecić, jak to było naprawdę.
- Po co? Co to teraz zmieni? Nasz związek był od początku do końca mistyfikacją.
- Ja muszę wiedzieć i usłyszeć to z twoich ust!
- Ach, rozumiem. A co zrobisz, jeśli ci powiem, \e byłaś w błędzie? Uwierzysz mi?
Czy uznasz, \e kłamię?
- Nie wiem! Dlatego chcę usłyszeć twoją wersję wydarzeń! - Odetchnęła głęboko i
spokojniejszym ju\ tonem ciągnęła: - Chcę poznać prawdę, Adamie. Tylko o to cię proszę.
- Dobrze, ale uprzedzam, \e ta prawda ci się nie spodoba - powiedział, podchodząc do
okna.
- Muszę zaryzykować, bo chcę wiedzieć, co naprawdę zaszło między tobą a Keiranem,
i tylko ty mo\esz mi to powiedzieć.
- Otó\ twój brat sprawiał kłopoty od momentu, kiedy jego stopa postała na chirurgii.
Ostrzegano mnie, ale nie spodziewałem się, \e będzie a\ tak zle.
- Ostrzegano? Kto cię ostrzegał?
- Ordynator pediatrii, na której Keiran poprzednio pracował. Dostał tam oficjalną
naganę z wpisaniem do akt.
- Czyli od początku byłeś do niego uprzedzony?
- Nie musiałem. Kiedyś przez trzy dni z rzędu nie pojawił się na oddziale.
- Mo\e był chory. Mówił mi, \e zle się czuje...
- Był pijany, nie chory. Tak pijany, \e nie mógł zwlec się z łó\ka i przyjść do pracy.
- Bzdura! Keiran nie pije. Nigdy nie pił!
- Narkotyków te\ nigdy nie brał?
Kasey zaczerwieniła się i spuściła oczy.
- Owszem, sięgał kiedyś po narkotyki, ale wtedy cię\ko pracował. Wiesz, jak to jest,
kiedy wkuwa się do egzaminów. Uczył się całymi nocami i zaczął brać te prochy, \eby
odpędzić senność.
- A potem potrzebował czegoś innego, \eby zasnąć. - Adam westchnął cię\ko. - Tak,
wiem, jak to jest, a Keiran nie był pierwszym studentem, który popełnił ten błąd. Ale nie
zerwał z tym po zdaniu egzaminów. Nadal brał prochy i pił.
- Nie, to nieprawda! Nie był taki głupi!
- Był. - Adam uniósł rękę. - Wiem, Kasey, bo przyłapałem go kiedyś na tym w pokoju
dla personelu. Powiedziałem mu wtedy, \eby skończył z tym nałogiem, bo wyleci na zbity
pysk.
- I skończył? - Kasey zbladła i patrzyła na Adama szeroko otwartymi oczami.
- Myślałem, \e tak. Ale pewnego dnia pojawił się w sali operacyjnej naćpany. Nie
wiem, co wziął, nie pytałem. Kazałem mu wyjść i zaczekać na mnie w moim gabinecie.
Adam potarł ręką zesztywniały ze zdenerwowania kark.
- Poszedłem tam zaraz po operacji. Keiran był bojowo nastawiony i urządził mi
karczemną awanturę. Nie będę ci powtarzał, co wykrzykiwał, bo nie kontrolował się i sam nie
wiedział, co mówi. W końcu wezwałem ochronę i kazałem wyprowadzić go z budynku.
- To nieprawda. Keiran był zawsze taki... taki zrównowa\ony.
- I pewnie jest, ale narkotyki zmieniają człowieka. Postanowiłem zło\yć na niego
raport, bo swoim zachowaniem przekroczył wszelkie granice. Odwiedziłem go tamtego dnia
wieczorem, \eby go o tym uprzedzić.
- Byłeś u niego? Nic mi nie mówił...
- Owszem, byłem. Był ju\ spokojniejszy, nawet przygaszony. Chyba zdawał sobie
sprawę, jak narozrabiał, bo siedział tylko i słuchał, co miałem mu do powiedzenia.
- I co mu powiedziałeś?
- śe nie nadaje się na lekarza i powinien zastanowić się nad swoim postępowaniem.
- I nie przyszło ci do głowy, \e to najgorsze, co mogłeś mu powiedzieć? Tyle lat
studiów na marne przez jeden głupi błąd...
- Błąd, którego nie musiałby popełnić, gdyby potrafił pracować pod presją - wpadł jej
w słowo Adam. - Studia medyczne są trudne i nie ka\dy je kończy. Nie ka\dy te\ wytrzymuje
presję tego zawodu, kiedy ju\ go wykonuje. Twój brat sobie z tym nie radził. - Adam wziął
głęboki oddech. - Wyjaśniłem mu to, Kasey, \eby go ratować, i gdyby taka sytuacja się
powtórzyła, zrobiłbym to ponownie.
- śeby go ratować? - powtórzyła, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Tak. Gdyby twój brat brnął dalej w prochy, prędzej czy pózniej sam by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl