[ Pobierz całość w formacie PDF ]

był ślepy!
- Właśnie! - powiedziałam. - Teraz rozumiesz? To nie jest
sztuka Szekspira. Przyjmij to wreszcie do wiadomości, Troy.
Wszystko tu jest nieprzewidywalne. I tak było od początku,
odkąd wylądowaliśmy w tym miejscu. Nie ma sposobu, żeby
przewidzieć, czy Tybalt zabije Romea, czy Romeo Tybalta.
Z zewnątrz dobiegły krzyki.
- Idę zobaczyć, co się dzieje. Chodz ze mną. Wszedł za mną na
schody. Drzwi pokoju Romea były
na oścież otwarte. Kiedy tylko znalezliśmy się w środku, Troy
zamknął je na klucz.
Wychyliliśmy się przez okno. Po bezchmurnym nocnym
niebie płynął okrągły księżyc, rzucając blade światło
na scenę, która rozgrywała się w dole. Po raz pierwszy od
naszego przybycia do Werony otoczenie wydało mi się sztuczne,
jakbym patrzyła na teatralne dekoracje i aktorów na scenie. Ale
nawet wspaniały zespół teatru Wallingford nigdy nie trzymał
publiczności w tak wielkim napięciu, jakie przeżywaliśmy w
tamtej chwili.
Pan Monteki stał na stopniach w otoczeniu swoich
gwardzistów. Przy wejściu tłoczyła się zdenerwowana służba.
- Gdzie się podziali? - spytał.
- Nie wiemy, Wielmożny Panie - odparł gwardzista. -
Merkurcjo i Benwolio rzucili się w pościg za Tybaltem, a z nimi
nasi ludzie.
- Gdzie mój syn?
- Przyłączył się do pościgu.
- Wziął szpadę? - pytał dalej pan Monteki. - Powiedz mi,
człowieku, czy ma przy sobie szpadę.
Sługa wbił wzrok w ziemię.
- Nie, panie. Mówił, że spróbuje ich przekonać do poniechania
walki.
- Wyślijcie więcej ludzi! - Pan Monteki, chodził tam i z
powrotem, wyłamując sobie palce i raz po raz rzucając
przekleństwa. - Nie chcę, żeby ten szalony chłopak zginął z rąk
Kapuletich.
- Stój! - zawołał wartownik. - Kto idzie?
Z ciemności wynurzył się Benwolio z czyimś ciałem na
rękach. Stąpał ciężko, a przy każdym kroku falowały
ogni-storude włosy. Benwolio złożył zwłoki Merkurcja u stóp
głowy rodu.
-Merkurcjo zginął - powiedział, ciskając wzrokiem gromy. -
Zabił go Tybalt Kapuleti.
- A gdzie mój syn? - spytał rozpaczliwie pan Monteki. - Gdzie
jest Romeo?
- Romeo żyje.
Troy i ja odetchnęliśmy z ulgą. Zwracając się do tłumu
gwardzistów i służących, Benwolio mówił dalej:
-Romeo chciał powstrzymać walczących. Prosił Ty-balta o
pokój, ale Tybalt rzucił się na Merkurcja i zgładził go. I Romeo
zrobił to, co honor nakazuje. Chwycił szpadę Merkurcja i
przeszył nią serce Tybalta.
- Romeo? Mój syn podjął walkę? - Pan Monteki uśmiechnął
się z dumą i wypiął pierś. Ale naraz utracił równowagę i usiłował
ją odzyskać, machając rękami.
- Benwolio, podejdz do mnie. Muszę się z tobą rozmówić na
osobności.
Oboje z Troyem schowaliśmy się za zasłoną, bo Benwolio
stanął z panem Montekim pod samym oknem.
- Są świadkowie? - spytał ślepiec.
- Tak. Ludzie Tybalta. Zabrali zwłoki tego drania do pałacu
Kapuletich.
Pan Monteki chwycił Benwolia za ramię.
- Romeo złamał dekret książęcy.
-To Tybalt jest mordercą - powiedział Benwolio. -Romeo
spełnił tylko swój obowiązek. Pomścił śmierć Merkurcja.
- Książę nie będzie pytał o szczegóły. Nakaże aresztować
Romea. Grozi mu teraz śmierć. Gdzie on jest?
- Schował się. Wstydzi się tego, co zrobił.
- Idz do niego. Powiedz mu, że musi natychmiast opuścić
Weronę. Powiedz mu... Będę musiał publicznie ogłosić, że
wyklinam go na zawsze. To pozwoli nam zyskać na czasie w
negocjacjach z Księciem - głos mu się załamał. - Po-
wiedz mu, że nigdy jeszcze nie byłem z niego tak dumny. I że
go kocham. Powiedz mu to wszystko.
- Powiem, mój panie.
- Serce mi dzisiaj pęka, Benwolio.
- Mnie także.
- Chodzmy - szepnęłam do Troya. - Musimy znalezć Romea.
Jest człowiek czasem
panem swego losu
(Juliusz Cezar, akt I, scena 2)
Wiedziałam, gdzie szukać Romea, ale Benwolio był szybszy.
Kiedy dotarliśmy do kościoła Zwiętego Franciszka, zdążył już
przekazać złe wiadomości.
-Więc jestem banitą - powiedział Romeo, ściskając w dłoni
rękojeść zakrwawionej szpady, która należała kiedyś do
Merkurcja. - Na zawsze wygnany z Werony.
- Na zawsze. Tak zdecydował twój ojciec.
-A Merkurcjo nie żyje. Drogi, kochany Merkurcjo. Nie ma już
naszego przyjaciela, Benwolio. Zginął.
Troy i ja stanęliśmy przy wejściu, zachowując stosowną
odległość. Zaczęłam już ufać Montekim, czułam się przy nich
bezpiecznie, ale na moje zaufanie padł cień. Benwolio obrócił się
przeciwko mnie. A Romeo znalazł się razem ze mną na liście
ściganych. Dzieliliśmy teraz niepewny los bezdomnych
wygnańców, prześladowani przez siłę, na którą nie mieliśmy
wpływu. Przez szaloną, nieobliczalną siłę, wypuszczoną z małej
fiolki z popiołem.
Ojciec Laurenty załamywał ręce, patrząc ze współczuciem na
Romea.
- Zwięty Franciszku, jakaż to tragedia!
- Merkurcjo przed śmiercią przeklął oba domy - powiedział
Romeo. -  Niech zaraza pochłonie Kapuletich i Montekich". To
były jego ostatnie słowa.
-Zginął z rąk Tybalta, tego krwawego potwora -warknął
Benwolio.
- Merkurcjo nie żyje, a ja zostałem wypędzony - powiedział
Romeo, przyciskając rękojeść szpady do piersi. -I nigdy nie
zobaczę już mojej Rozaliny.
-Wygnanie jest znacznie lepszą rzeczą niż wyrok śmierci -
zauważył Benwolio. Wyjrzał przez jedno z okien i podszedł do
drugiego. - W tym mieście nikt nie zna litości.
-Tak, mój synu, wygnanie jest lepsze od śmierci -zgodził się
mnich.
Benwolio wyjrzał przez drugie okno.
- Na razie nie widać pościgu. Ale Książę i pan Kapule-ti skoro
świt zaczną cię poszukiwać.
- Jestem mordercą - powiedział Romeo. Szpada upadła na
posadzkę. Metaliczny brzęk odbił się echem pod sklepieniem.
Serce zamarło we mnie na chwilę.
Benwolio uderzył dłonią w parapet.
- Zapomnij o Rozalinie - rzucił gniewnie. - Musisz wyjechać
natychmiast. - Wyciągnął sakiewkę zza pasa i wręczył ją
przyjacielowi. - Wez ją!
Romeo nie poruszył się. Patrzył gdzieś w przestrzeń. W
nieznaną przyszłość.
- Wez ją! Bierz i znikaj!
-Wezmę ją dla niego - odezwałam się, wychodząc z cienia.
Choć przyszło mi to z trudem, nie odwróciłam wzroku, kiedy
Benwolio podawał mi sakiewkę. Podniosłam wysoko głowę i
spojrzałam z pasją i determinaqą w jego czekoladowe oczy. Troy
też zrobił krok w jego stro-
nę, napięty jak lew zbierający się do skoku. Ten chłopak
naprawdę był gotów mnie bronić.
Benwolio ani drgnął i nie odwrócił wzroku.
- Ród Kapuletich nie odwołał decyzji o twoim wygnaniu,
Mimi. Ty także jesteś w niebezpieczeństwie. Doradzam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl