[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od ścisłości, niekiedy wręcz bałamutne i rzucające fałszywe światło na okoliczności
zabójstwa Brunona Schulza. Spośród odbiegających od prawdy informacji na ten temat
jedynie przypuszczenia Witolda Gombrowicza, odnotowane w jego Dzienniku, znajdują
usprawiedliwienie. Wspomnienie o przyjacielu snuł na dalekiej obczyznie, pozbawiony
możności sprawdzenia faktów. A zresztą były to tylko jego domniemania wysnute na
podstawie znajomości wojennego losu %7łydów w Polsce. Gombrowicz sądził, że Schulz
zginął, jako jeden z wielu więzniów hitleryzmu, w obozie zagłady.
Nastał czas bez ciszy, a jeśli nawet zdarzała się niekiedy, była zaprzeczeniem tej upragnionej:
ciszą wstrzymywanego oddechu, ochronnym milczeniem w kryjówce, nie wypowiadanymi
słowami, które tłumił łęk. Sytuacja Schulza była
9
Stan śmiertelnego zagrożenia był dla Schulza rujnujący nerwowo. Starał się, mieszkając już w
getcie nie odgrodzonym od reszty miasta kupić sobie życie, być potrzebnym.
Wykonywał więc różne zamówienia gestapowca, Feliksa Landaua, stolarza z Wiednia, który
nabywał za żywność prace plastyczne Schulza, kazał mu się portretować, zamówił u niego
malowidła ścienne w swoim mieszkaniu oraz freski w tzw. Reitschule. Poza tym Schulz
pracował przy katalogowaniu skonfiskowanych przez okupantów księgozbiorów,
zgromadzonych w budynku byłego żydowskiego Domu Starców. W tym czasie wysyłał do
dalekich znajomych (m.in. do swej byłej narzeczonej) alarmujące listy z prośbą o radę lub o
pomoc. W dniach chwilowej nieobecności Landaua w Drohobyczu ukrywał się w piwnicy
willi swego znajomego, Zbigniewa Moronia, w obawie, że bez protektora" zginie od
pierwszej lepszej kuli. Ucieczki w marzenie, w bezpieczeństwo fikcji, stawały się wątpliwą
osłoną przed śmiercią, której bał się panicznie. Bał się o siebie i o swoje rękopisy. W takim
osaczeniu twórczość została sparaliżowana, niemożliwa. Pisał kiedyś:
mimo wszystko lepsza od wielu innych mieszkańców drohobyckiego getta. Nie musiał
pracować ciężko fizycznie, czemu by zresztą nie podołał. Prace, które mu powierzano miały
także niewolniczy charakter, ale pozwalały trwać ,53
W tym się Pani myli, gdy Pani sądzi, że do tworzenia potrzebne jest cierpienie. To jest stary
utarty schemat może czasem słuszny ale w moim przypadku nie. Ja potrzebuję dobrej
ciszy, trochę tajnej, pożywnej radości, kontemplatywnego łakomstwa na ciszę, na pogodę.
Nie umiem cierpieć".
gwałtownej utraty sił i przygotowywać się go ucieczki. Myślał o niej często i coraz
konkretniej; nie chciał jej podejmować pochopnie, bez odpowiedniego zabezpieczenia w
postaci fałszywych dokumentów i pieniędzy. Nieznośna *C)0 dlań już nie myśl o porzuceniu
Drohobycza tak niemożliwa do zrealizowania przed wojną ale o porzuceniu chorej
siostry, którą musiałby uciekając zostawić. Utracił dom, znalazł się w piekle, i wiedział, że na
dalszą metę tylko ucieczka dałaby mu szanse przetrwania.
Potajemnie, nie zwierzając się nikomu, prócz najbliższych, nawiązał kontakty w tej sprawie
z ludzmi ze Lwowa i z Warszawy. Ktoś z ocalałych znajomych wspomina, że
Liedererówna, która przed wojną publikowała w lwowskich Sygnałach", także pośredniczyła
w tych staraniach. Inne, bardziej ogólnikowe, relacje mówią o pomocy ze strony kręgów
akowskich", co, być może, oznacza koła delegatury rządu na kraj. Jeden z koronnych
świadków ostatnich godzin i niemal chwil życia Schulza, Emil Górski, tak właśnie
określa zródła pomocy, której pisarzowi udzielono: AK, ludzie z Armii Krajowej. Drugi bliski
Schulzowi człowiek, Izydor Friedman, w swej listownej relacji z 1948 r. pisze, że
warszawscy przyjaciele" nadesłali fałszywą kenkartę, aby Schulz mógł się nią legitymować i
precyzując, o jakich przyjaciołach mówi, dodaje: Szturm de Sztrem. Opatruje tę informację
znakiem zapytania, nie całkiem pewny, czy dobrze zapamiętał. Należy sądzić, że nie popełnił
omyłki. Tadeusz Szturm de Sztrem, człowiek wielkiego charakteru, uczynności i skromności
osobistej, urodzony społecznik znał Schulza, nieraz przed wojną służył mu i jego
narzeczonej pomocą, a w czasie okupacji istotnie miał do czynienia z zaopatrywaniem
ukrywających się w tzw. lipne" dokumenty. Izydor Friedman mógł tę informację otrzymać
od Schulza w czasie codziennej pracy M,8 przy katalogowaniu książek, kiedy to mogli
rozmawiać względnie swobodnie w cztery oczy. Friedman (po wojnie Tadeusz
Lubowiecki) dodaje, że sam wręczył Schulzowi aieniądze w związku z zamierzoną ucieczką.
Wśród okoliczności, które termin potajemnego wyjazdu z Drohobycza opózniały, jedną z
najistotniejszych dla Schul-:a spraw było zabezpieczenie rękopisów i rysunków oraz >calonej
przezeń z domu na Floriańskiej części archiwum )rywatnego - głównie tysięcy listów od
różnych osób oraz 7
kopii listów własnych do nich. W okresie, gdy Friedman skierowany został do prac nad
księgozbiorami, Schulz już zdążył swoje skarby ukryć czy też powierzyć komuś na
przechowanie.
Tajemnica tej skrytki, czy też depozytariusza, nie została do dziś wyjaśniona, a tym samym
Schulzowski skarbiec" w którym były rzeczy tak bezcenne, jak nigdy nie
publikowane jego utwory nie doczekał się odnalezienia. We wspomnieniu Friedmana
czytam: Długie godziny spędzaliśmy na rozmowach. Poinformował mnie wtedy
Schulz, że wszystkie swoje papiery, zapiski, korespondencję zdeponował u jakiegoś katolika
poza murami getta. Niestety nie podał mi nazwiska, a być może zapomniałem je".
Zbigniew Moroń także w odpowiedzi na moje zadane listownie pytanie stwierdza, że
słyszał o depozytariuszu, ale nie zapamiętał jego nazwiska. Można przypuścić, że jeśli
wersja o oddaniu papierów na przechowanie była prawdziwa
człowiekiem spoza kręgu osób znanych ludziom Schulzowi bliskim, skoro nazwisko jego nie
utkwiło w pamięci świadków.
Ale być może wiadomość ta jest błędna i taką miała być w intencjach samego Schulza.
Miejsca schowania skarbów nie ujawniało się w ówczesnej sytuacji nawet najbliższym. Jeśli
jednak tak uczynił, mógł kierować się chęcią zmylenia tropów, odwrócenia uwagi od miejsca,
gdzie ukrył papiery naprawdę. Mimo licznych kwerend nie udało mi się nawet pośrednio
natrafić na jakąkolwiek wiadomość o istnieniu kogoś, kto zaopiekował się rękopisami, na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]