[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gwałtownie obudziłam się godzinę pózniej. Sen i niepokój nie idą w parze.
Zapaliłam światło i pomyślałam, że poczytam. Wiercąc się i kręcąc w łóżku, wywaliłam niechcący
Biga. Gdy się po niego schyliłam, wypadła karteczka.
Gray Garrison jest miłością mojego życia.
Napisałam to na początku drugiej klasy liceum. Wyraznie pamiętam, jak głęboko byłam o tym
przekonana. Przysłał mi całą masę linków do filmu Peter and Starcatcher na YouTube. Może nic
wielkiego, ale znaczyło, że rozumie mnie i moje pasje.
Z tego samego powodu zgodził się jechać dziś ze mną.
Wyjęłam z Biga następną karteczkę, a potem następną, aż był pusty. Wspominałam przeszłość.
Te karteczki były jak wehikuł czasu, ale prowadziły do epoki, której nie chciałam wspominać.
Zaliczyłam ją i nie chciałam wracać. Wazon od Graya pochodził z tych samych czasów, więc włożyłam
karteczki do niego, a Biga posadziłam na półce. Jeszcze nie chciałam się rozstawać ze starym
przyjacielem. Ale jakoś nie mogłam już trzymać wazonu w pokoju, więc podreptałam korytarzem do
szafy w przedpokoju i tam go schowałam.
Ale i to mnie nie usatysfakcjonowało. Chciałam, żeby te papierki zniknęły na dobre i przyszło mi do
głowy doskonałe miejsce.
O czwartej nad ranem, na bosaka, wyszłam z domu i wsiadłam na skuter. Jazda pod wzgórze Willit
zajęła mi dziesięć minut.
Nikt nie postawił krzyża ani tabliczki z informacją, co się tu stało, ale sosny nosiły ślady tamtego dnia.
One też miały blizny. Zatrzymałam się na poboczu i uświadomiłam sobie, że nie jechałam tędy od roku.
Mama unikała tej drogi.
Tata unikał tej drogi.
Ja unikałam tej drogi.
Ale już dość. Zostawiłam skuter przy słupku i na piechotę doszłam na miejsce wypadku. Ziemia karała
moje stopy za nieobecność. Oparłam się o drzewo, a potem uklękłam jak na cmentarzu. Chciałam
porozmawiać z Trentem.
Minął już rok, wiesz? Naprawdę trudny rok bez ciebie. Gdy cię straciłam, czułam się, jakbym
skoczyła z mostu, ale zapomniała, w którą stronę mam płynąć, żeby się wynurzyć. Nie wiem, czy
kiedykolwiek do końca to przeboleję, ale zaczynam chyba znajdować drogę. Moja mama powiedziała, że
jak ktoś umiera, nie radzimy sobie z tym, zapominając. Pamięć nam pomaga. Ostatnio wszystko sobie
przypominam. Powiedziałam Maxowi, Grayowi i Ginie o tobie. Przeżyli. I myślę, że też by tak było,
gdybyś ty im powiedział. Bałeś się, ale oni cię kochają. Tak jak ja. Max nawet gadał z Chrisem.
Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć. Sporo czasu spędziłam na szukaniu siebie. Odkrywaniu. W czasie
takich poszukiwań powinieneś być ze mną. Czasem nie mogę znieść tej niesprawiedliwości, że cię nie
ma. Staję bez ruchu, a Ziemia się kręci. Byłbyś wściekły. Nie zniósłbyś mnie takiej. Chcę ci powiedzieć,
że dzisiaj zaczynam od nowa. Bez ciebie. Zostawię tu coś, żeby dotrzymywało ci towarzystwa. Ty
pierwszy włożyłeś do Biga karteczkę z dobrą wróżbą. Prawie wszystko, co dokładałam, opowiadało o
tym, co kochałeś we mnie i w nas wszystkich. Będzie tutaj, z tobą. Wykopałam dołek w igłach
sosnowych i ustawiłam tam wazonik.
Potem zasypałam.
Oblałam łzami.
Pożegnałam się z moim przyjacielem.
Potem nasłuchiwałam refrenu jego ostatnich słów, ale odpowiedziała mi tylko cisza.
Chyba on też się w końcu pożegnał.
Gwiazdy jeszcze świeciły, gdy wsiadałam z powrotem na skuter. Popatrzyłam w niebo i dałam sobie
chwilę na patrzenie. A może i na wahanie. Przypomniałam sobie naszą rozmowę, moją i Trenta, jak
byliśmy dziećmi.
On dopiero co wrócił z wakacyjnego Kosmicznego Obozu i leżeliśmy na molo. Mieliśmy naszą
godzinę gwiezdnej ciszy.
Słyszałaś, że widzimy gołym okiem trzydzieści miliardów kilometrów? Trzydzieści miliardów!
Zrobiło to na nim wrażenie. Cały czas o tym mówił. Pokazywał mi gwiazdy i opowiadał, jak daleko
się znajdują od Ziemi. Tydzień na obozie nie zrobił z niego eksperta od kosmosu, ale chyba o tym nie
wiedział.
Chciałam mu pokazać, że to dla mnie ważne. I że jak go nie było, też czytałam o kosmosie w Internecie
i w książkach z biblioteki.
Super. Patrz powiedziałam. Podniosłam do góry kciuk, zamknęłam lewe oko i zakryłam Oriona.
Neil Armstrong tak zrobił, gdy wyleciał w kosmos.
Co? Pokazał Ziemi podniesiony kciuk? dociekał.
Byłam zachwycona, że wiem więcej niż on!
Tak. Opowiadał potem, jak zdał sobie sprawę, że w tym miejscu, gdzie się znalazł, może podnieść
lewy kciuk i zakryć całą Ziemię. Ale podobno nie czuł się jak olbrzym. Przeczytałam to, jak ciebie nie
było.
Trent też uniósł kciuk i zakrył Wielki Wóz.
Ale jaja! zawołał. Czasem małe rzeczy są wielkie!
Mądrość Neila Armstronga, gwiezdna cisza i nasze trzynastoletnie wcielenia wróciły, gdy się
wpatrywałam w to doskonałe niebo, równie ciemne jak jasne.
Uniosłam kciuk i zakryłam przeszłość, aż nie było nic widać. Potem wróciłam do domu.
Czasem małe rzeczy są wielkie.
Właśnie zrobiłam małą.
Rozdział 40
Max zapukał w szybę o szóstej trzydzieści.
Po powrocie zasnęłam jak dziecko.
Rusz się, Kingston! pogonił mnie, gdy podniosłam trochę okno.
Już idę.
Kręciłam się przez pięć minut, wykonując czynności koniecznie, jak zmiana bielizny, użycie
dezodorantu i zapakowanie potrzebnych rzeczy, a przez drugie pięć miotałam się niepotrzebnie, kilka razy
zmieniając ciuchy i fryzurę. Wepchnęłam do torby to, co zostało z Biga.
Nie jedziemy do Trzeciego Zwiata przypomniał Max, gdy zobaczył mój bagaż.
Cicho, dla mnie wyprawa poza moją ulicę to jak lot na księżyc.
Pocałował mnie w policzek.
No właśnie. Lepiej im powiedz wskazał na sypialnię rodziców dokąd jedziemy.
Zostawiłam liścik na blacie w kuchni, ale nie umiałam stwierdzić, czy się ucieszą, czy spanikują.
Chcieli, żebym znów zaczęła jezdzić samochodem, ale pewnie nie od razu w pięciogodzinną podróż.
Według nich nigdy nie dotarłam choćby do mostu na drugim końcu ulicy. Na wszelki wypadek
dorysowałam dużą, uśmiechniętą buzkę, żeby ich dobrze nastroić.
Jestem szczęśliwa. Dam radę. Będę prowadzić przez dziesięć godzin.
Kontrolny telefon miałam jak w banku.
Ruszyliśmy na moim skuterze, a pierwsze promienie słońca zaczęły się właśnie z wysiłkiem
przedzierać przez powłoki bladoszarego nieba. Domy lśniły niczym próbki farb, prezentując odcienie
brzoskwini, brązu, niebieskiego i akwamaryny. Jeden biały, ze stiukami, półkolistym dachem, miał już za
sobą kilka remontów. W niektórych punktach dachu wciąż było widać płachty niebieskiego brezentu
ślady po uszkodzeniach wywołanych przez ostatnią burzę.
Ale dom trwał.
I ja trwałam.
Za kilka minut usiądę za kierownicą i pojedziemy do St. Augustine. Jak byłam mała, zachwycałam się
samolotami i wahadłowcami. Obserwowałam samoloty wojskowe wylatujące z bazy Eglin Air Force. Na
niebieskim niebie zostawiały białe ślady. Raz tata nawet mnie zabrał na przylądek Cape Canaveral,
żebym zobaczyła start. Wydawało mi się niemożliwe, że te kolosy latają. Samochody nigdy mnie tak nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]