[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ujrzy?
Podwiązawszy tasiemką włosy wyszła z chaty. Na dawnym miejscu nie znalazła
Wenony. Zwarty tłum otaczał Plac Rady, na którym wojownicy śpiewając wirowali w
pełnym ekstazy tańcu. Przenikliwe tony muzyki głuszone hukiem bębnów doprowadzały do
oszołomienia. Z trudem wymijając podnieconych ludzi wypatrywała przyjaciółki. Wreszcie
dostrzegła ją w gromadzie dziewcząt. Dotarłszy do niej delikatnie dotknęła ją, mówiąc:
- Wenono, wybacz. Miałaś rację. Ten taniec i śpiew jest piękny.
Córka szamana po długiej chwili milczenia, nie odrywając wzroku od tańczących,
odrzekła:
- Wybaczam.
- Jesteś dobra.
- Zostań ze mną - Wenona rzuciła przelotne spojrzenie na Peggy. - Uszanuj
wabeno.
- Dobrze.
Wszyscy uczestniczyli w tym barwnym widowisku. Zawodząca pieśń zmieszana z
dzwiękami muzyki budziła przedziwne uczucia. Krąg tańczących kołysał się rytmicznie.
Wielu mężczyzn poruszało się ostatkiem sił. Niektórzy padali pod nogi tancerzy. Wówczas
młodzi szamani szybko wynosili ich poza plac tańca. Pod wieczór, gdy słońce zachodziło,
tańczyło już tylko kilkunastu czerwonoskórych.
Bębny, flety i grzechotki złagodniały, wreszcie umilkły. W uszach ludzi nawykłych
do intensywnej muzyki cisza, która rozpostarła się nad miastem, była niezwykła, jeszcze
pulsująca echem melodii i zarazem kojąca dostojnym spokojem.
Tłum nie poruszył się. Milczał. Jedynie zmęczeni wojownicy siadali wokół Placu
Rady. Dorzucono drew do licznych ognisk. W asyście szamanów pojawił się sędziwy
Czarny Niedzwiedz. Wymawiając słowa modlitwy wychylił podane mu dwie czarki peyotlu.
Opuścił na twarz maskę o dużych, żółtą farbą obwiedzionych oczach, o policzkach
skrzywionych grymasem ironii i złośliwie odsłoniętych zębach. Stał z podniesionymi i dłońmi
zwróconymi ku zachodowi. W absolutnej niemal ciszy, dostojnie, poważnie rozległy się
słowa szamana:
- O, Gicze Manitou, wabeno dobiegło końca, ześlij do Tukhabatchee wszystkie
opiekuńcze duchy i niech Nepawin odsłoni przed nami prawdę przyszłych wydarzeń...
W głębi miasta przeciągle zawył pies. Stary szaman wyżej podniósł głowę, a
bardziej zabobonni Indianie poruszyli się niespokojnie. Czarny Niedzwiedz opuścił ręce.
Powiódł spojrzeniem po szeregach starszyzny i wojownikach. Zakołysał się nagle tracąc
równowagę. Dwóch szamanów v ujęło go pod ramiona.
- O, bracia i siostry! - zawołał. - Nepawin wszedł we mnie, obezwładnia moje
członki, przyćmiewa spojrzenie i wywołuje obrazy j przyszłości... - Zdjął z twarzy maskę i
zawiesiwszy ją na piersi ciągnął dalej: - Widzę nieskończenie długie wojenne ścieżki...
Słyszę zgiełk bitewny... W osiedlach Pięciu Cywilizowanych Plemion popiołem żałoby
posypane głowy... Miczi-malsa idą ku nam... Krew... Wokół Tukhabatchee krążą zli
ludzie...
Opuścił głowę, ciężko oddychając. Indianie przejęci usłyszanymi słowami nie mogli
oderwać spojrzeń od Czarnego Niedzwiedzia nawiedzonego przez Ducha Snu. Z napięciem
oczekiwali dalszego ciągu przepowiedni. Starzec, wskazując ręką w przestrzeń, zawołał:
- Tam! Tam! Spójrzcie!... Widzę wielkiego sagamore wszystkich czerwonych
plemion: Tecumseha! - Wszyscy spojrzeli w dal za wyciągniętym palcem szamana, ale
dostrzegli jedynie samotny obłok wędrujący błękitem. Czarny Niedzwiedz wyprostował się
i dokończył: - Tecumseh mówi do nas:  Pójdzcie, o bracia, moimi śladami! W jedności
ocalenie czerwonoskórych narodów!
Szaman znowu począł się słaniać. Słabnącym głosem zwrócił się do
podtrzymujących go towarzyszy:
- Nepawin skleja już moje powieki, zaprowadzcie mnie do Domu Tajemnic. Zbliża
się czas uczty.
Powiedli go po stopniach kopca ku okazałemu budynkowi. Gdy zamknęły się za
nim drzwi szamańskiego wigwamu, Indianie gwarnie otoczywszy ogniska, nad którymi na
rożnach wisiały połacie smakowicie upieczonej dziczyzny, rozpoczęli ucztę. Wenona podała
Peggy kawał bizoniej szynki. Jadły z apetytem. Początkowo nie rozmawiano dużo. Pózniej,
gdy Indianie zaspokoili głód, zaczęli żywo rozprawiać o przebiegu uroczystości i
komentować przepowiednie Czarnego Niedzwiedzia.
- Jestem senna - rzekła Wenona do przyjaciółki.
- Ja też.
Wytarłszy palce ociekające tłuszczem poszły do swego wigwamu. Peggy kilka razy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl