[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozmowę, jaką wiódł Antek z siostrą; wywodził swoje żale, w czym mu już i przywtarzała, ale niedługo
to trwało, bo wpadła Jagustynka i jakby od niechcenia mówiła:
- Od organistów lecę, do prania mnie zawołały... Dopiero co był tam Maciej z Jagną prosić na wesele.
Pójdą! Juści, swój do swego, bogacz do bogacza ciągnie... i księdza też prosili...
- I dobrodzieja prosili?... - wykrzyknęła Hanka.
- A cóż to, święty czy co? Prosili, powiedział; że może przyjdzie... laczego nie?... Bo to młoducha nie
urodna, a bo to jadła dobrego i napitku nie naszykują? Młynarze się też obiecali i z córką. Ho, ho,
takiego wesela, jak Lipce Lipcami, jeszcze nie było! Wiem dobrze, bo z Jewką od młynarzów
kucharować będziemy. Wieprza już im Jambroży sprawił, kiełbasy robią... - przerwała nagle, bo nikt nie
mówił i nie pytał, siedzieli chmurni, więc przyjrzała się wszystkim uważnie i wykrzyknęła:
- Zanosi się u was na coś!
- Zanosi czy nie zanosi, a wam nic do tego! - powiedziała tak ostro kowalowa, aż Jagustynka się
obraziła i poszła na drugą stronę, do Józi, która ustawiała ławki i stołki, bo dzieci się już porozchodziły,
a Roch polazł na wieś.
- Pewnie, że ojciec nie będzie sobie żałował niczego- szepnęła kowalowa rozżalonym głosem.
- Nie ma to na to? - powiedziała Hanka i zmilkła zastrachana, bo Antek spojrzał na nią groznie. Siedzieli
więc prawie w milczeniu i czekali; czasem które niecoś rzekło i znowu zapadało głuche, ciężkie,
niepokojące milczenie...
Przed chałupą i na ganku Witek z dziećmi wyprawiał takie brewerie, aż Aapa szczekał i chałupa się
trzęsła.
- Gotowych pieniędzy musi mieć też dosyć, ciągle coś sprzedaje; a wyda na co?...
Antek machnął ręką na to siostrzyne słowo i wyszedł z izby na powietrze, ckniło mu się w chałupie i
niepokój w nim rósł i strach, sam nie wiedział czego... czekał na ojca i niecierpliwił się, a rad był w
duszy, że tamtego tak długo nie widać. - "Nie o gront tobie idzie, a o Jagusie przypomniał sobie, co mu
kowal wczoraj powiedział... - Aże jak ten pies! - wykrzyknął zapamiętale. Wziął się do ogacania ściany
od podwórza, Witek nosił mu ściółkę z kupy, a on ubijał i zakładał żerdkami, ale mu ręce drżały i raz w
raz zaprzestawał roboty. Wspierał się o ścianę i przez nagie, bezlistne drzewa patrzył za staw, hań, na
Jagusiną chałupę... Nie, nie miłowanie w nim wzrastało, ino złość i tysiące uczuć nienawistnych, aż się
zdziwił temu! Suka, ścierwa, rzucili jej gnat, to i poszła! - myśłał.
Ale przyszły nań wspomnienia, wypełzły skądściś, z tych pól nagich, z dróg, z sadów sczerniałych i
pokurczonych i obsiadły mu serce, czepiały się myśli, majaczyły przed oczami... aż pot pokrył mu
czoło, oczy rozbłysły i dreszcz go przechodził mocny, ognisty!... Hej, a tam w sadzie...a wtedy w lesie...
a kiedy razem powracali z miasta...
Jezus! Aż się zatoczył, bo z nagła ujrzał tuż przed sobą jej twarz rozpłomienioną, dyszącą namiętnie,
jej modre oczy i te usta pełne i tak czerwone, a tak bliskie, że ich tchnienie czuł, buchnęły na niego
żarem... i ten głos cichy, urywany, nabrzmiały miłością i ogniem....- Jantoś!... Jantoś! - przechylała się
do niego blisko, że czuł ją całą przy sobie, jej piersi, jej ramiona, jej nogi - aż oczy przecierał i
odpędzał precz od się te mary mamiące, i cała jego złość zawzięta skapywała mu z serca niby te lody
ze strzech, gdy je wiośniane słońce przygrzeje, a budziło się znowu kochanie i wznosiła swój łeb
kolczasty tęskność bolesna, taka straszna tęskność, że choćby głową tłuc o ścianę i ryczeć
wniebogłosy!
- A żeby to siarczyste zatrzasnęły! - wykrzyknął przytomniejąc i bystro spojrzał na Witka, czy ten nie
domyśla się czego... Od trzech tygodni był w gorączce, w oczekiwaniu jakiegoś cudu, a nic nie mógł
poredzić, niczemu się przeciwić! A bo to raz przychodziły mu szalone myśli i postanowienia, że biegł,
aby się z nią zobaczyć, bo to jedną noc na deszczu i chłodzie warował jak ten pies przed jej chałupą!
Nie wyszła, unikała go, na drodze już z dala omijała!...
Nie, to nie! I coraz bardziej zawzinał się przeciwko niej i przeciw wszystkiemu! Ojcowa ona, to i obca,
to i ta przybłęda, ten pies bezpański, ten złodziej, co gront, dobro najwyższe im kradnie - a to kijem go
choćby i na śmierć zakatrupię !
A bo to raz chciało mu się ojcu do oczów stanąć i rzec: nie możecie się z Jagną żenić, bo ona moja! Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl