[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tamtego miesiąca w Camp Bastion często wysiadał prąd i w ogóle to był o wiele
trudniejszy pobyt niż poprzedni. Colleen przełączyła rozmowę na głośnik, żeby
zgromadzona przy stole rodzina też mogła słyszeć, ale kiedy wszyscy życzyli Willowi
wesołych świąt, on zupełnie się rozkleił.
Ze słuchawką przy uchu Colleen wybiegła do drugiego pokoju. Chciała zamienić z
narzeczonym parę słów na osobności. Po jakimś czasie Joan poszła sprawdzić, czy
wszystko w porządku, i nie mogła powstrzymać łez, kiedy zobaczyła, jak jej przyszłej
synowej od gwałtownego płaczu aż leci krew z nosa. To był pierwszy okres służby
Willa, kiedy musieli się na długo rozstać. Dopiero teraz Colleen w pełni zdała sobie
sprawę, że kochać kogoś, kto służy w armii, nie jest łatwo, zwłaszcza jeśli bywa
wysyłany do stref zagrożenia.
A poza tym bała się jeszcze jednego.
Oczywiście, byłam dosłownie chora ze strachu o jego bezpieczeństwo, ale dręczył
mnie też lęk, że gdyby Willowi coś się stało, straciłabym nie tylko miłość swojego
życia, ale też chłopca, który stał się dla mnie prawie jak własne dziecko. Sąd
automatycznie przekazałby małego pod opiekę Kim. I słusznie, ona jest jego matką. Ale
taka wizja naprawdę mnie przerażała.
Colleen niepokoiła się nie tylko ze względu na siebie. Nie chodziło jej tylko o
własne uczucia. Wiedziała, że Little B rozpaczliwie potrzebuje taty. Aączyła ich silna
więz, byli niemal nierozłączni. Gdyby Willa zabrakło, to przy częstych służbowych
wyjazdach Kim Owen byłby zapewne przekazywany od jednego wytrwałego członka
rodziny do drugiego.
Colleen nie pozostawało nic innego, jak tylko przestać myśleć o najgorszym i
czekać, aż Will szczęśliwie wróci. Co też, ku uldze całej rodziny, nastąpiło w lutym
2011 roku.
Nareszcie mieli czas, żeby zabrać się do stworzenia przytulnego domu dla Little B,
dla siebie i dla Mr Pixela. Dwa pracujące psy Colleen zamieszkały w nowym ogrodzie
w specjalnie wybudowanych budach.
Mogli również więcej uwagi poświęcić Owenowi, który teraz już potrzebował
regularnej fizjoterapii i hydroterapii, a także częstych wizyt u kręgarza. Kurczenie się
mięśni twarzy ściągało chłopcu rysy i zwężało powieki, przez co coraz gorzej widział.
Lekarze powiedzieli Willowi, że niewykluczone, że w końcu trzeba będzie powieki
zoperować, aby Little B w ogóle mógł mieć oczy otwarte. W dodatku częściowo na
skutek zażywania leków chłopcu osłabił się wzrok i niezbędne okazały się okulary.
W Southampton Hospital często poddawano Owena badaniom podczas snu, żeby
sprawdzić pobór tlenu. Skurcze w klatce piersiowej nasiliły się, co oznaczało, że kiedy
chłopiec kładł się spać, naprężone mięśnie ściskały mu pierś, utrudniając oddychanie.
W rezultacie nieustannie budził go kaszel czasami nawet po pięćdziesiąt razy w ciągu
jednej nocy. Ponieważ klatka piersiowa nie mogła się w pełni rozszerzać, rozwinęła
się również astma, a to z kolei spowodowało spadek zawartości tlenu we krwi, czyli
hipoksję, która może uszkadzać serce lub mózg.
Początkowo Will i Colleen obawiali się, że to psia sierść pogarsza stan Owena, ale
zapewniono ich, że akurat z jego problemem nie ma ona związku. Little B kasłał od
najmłodszych lat (zanim jeszcze zetknął się z psami), a kaszel był znanym objawem
zespołu Schwartza-Jampela.
Doktor Thomas ze szpitala w Southampton przyznawał, że te kłopoty z oddychaniem
są powodem do niepokoju. Sztywnienie niekorzystnie wpływało na mięśnie
oddechowe do tego stopnia, że Owen nie mógł ani całkowicie wypuścić, ani głęboko
wciągnąć powietrza. To zwiększało ryzyko infekcji dróg oddechowych, a możliwości
leczenia były bardzo ograniczone.
Lekarze opiekujący się chłopcem nie mieli innego wyboru, jak zalecić mu maskę
tlenową na noc. Specjalistyczna firma musiała wyposażyć jego pokój w aparat
nadmuchowy i dostarczyć butle z tlenem, które mogą być legalnie przewożone tylko
przez licencjonowanego dostawcę i opatrzone są całą masą ostrzeżeń na przykład nie
wolno w pobliżu nich palić i trzeba uważać, żeby stały stabilnie.
Tlen pomógł, chociaż Little B nie lubił połączonej z rurką maski na nos ani
koniecznej do jej przytrzymania tasiemki. Will nastawiał budzik i każdej nocy wstawał
cztery, pięć razy, żeby sprawdzić, czy maska jest na swoim miejscu. Inaczej synowi
groziły duszności.
Kłopoty z oddychaniem oznaczały, że Little B mógł sypiać wyłącznie tam, gdzie jest
aparatura tlenowa i oczyszczacz powietrza. W innym przypadku trzeba było wszystko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]