[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spust jeszcze raz i jeszcze raz. Uśmiechem starała się pokryć zawstydzenie.
- Nie martw się. - Odpowiedział jej uśmiechem. - Nie wykorzystam tego nigdzie bez
twojego pozwolenia. Tutaj już skończyłem. Pojadę chyba na chwilę do motelu i opłuczę się
trochę przed wizytą u ciebie.
- Jak chcesz. Chociaż u mnie też znalazłby się ręcznik, prysznic i pompa, czy co tam
jest ci potrzebne - powiedziała cicho, poważnie.
- Dobrze. Jedz przodem. Załaduję sprzęt do Harry ego - tak nazywam samochód - i
zaraz się zjawię.
Wycofała forda Richarda spod kępy drzew na główną drogę, skręciła w prawo i
pojechała ku Winterset, a potem skrótem na południowy zachód do domu. Poprzez gęsty kurz
nie mogła zobaczyć, czy ktoś za nią jedzie, chociaż raz, kiedy brała zakręt, wydawało jej się,
że dostrzega dobrą milę za sobą światła furgonetki Roberta - którą nazywał Harrym -
skaczącej po wybojach.
To musiał być on, ponieważ jak tylko wjechała na podwórko, usłyszała jego
samochód. Jack szczeknął na powitanie, ale już po chwili leżał na werandzie, jakby
pomrukując do siebie: Ten sam facet co wczoraj, wydaje się w porządku. Kincaid zatrzymał
się na chwilę, aby porozmawiać z psem.
Franceska stanęła w drzwiach na werandę.
- Prysznic?
- Byłoby wspaniale.
Zaprowadziła go do łazienki na górę. Zmusiła Richarda, żeby ją zbudował, kiedy
dzieci podrosły. To było jedno z niewielu żądań, z których nie ustąpiła. Lubiła długie gorące
kąpiele wieczorami i nie miała zamiaru pozwolić nastolatkom przeszkadzać sobie w takich
chwilach prywatności. Richard używał drugiej łazienki. Przyznawał, że czuje się nieswojo
wśród damskich drobiazgów.
- Za dużo tego. - To były jego słowa.
Do łazienki można się było dostać tylko przez sypialnię. Otworzyła drzwi i wyjęła z
szafki pod umywalką cały stos ręczników.
- Wybierz sobie, które tylko zechcesz - uśmiechnęła się, zagryzając lekko dolną
wargę.
- Czy mógłbym wziąć trochę szamponu? Zostawiłem swój w hotelu.
- Oczywiście. Bierz, który ci najbardziej odpowiada. - Pokazała trzy butelki na brzegu
wanny, wszystkie napoczęte.
- Dzięki. - Rozłożył świeże ubranie na łóżku. Franceska zauważyła szorty khaki, białą
koszulę i sandały. Nikt z miejscowych nie nosił nigdy sandałów. Niektórzy mężczyzni zaczęli
wkładać krótkie spodnie na wypady do klubu golfowego, ale nie farmerzy. Jednak sandałów
nie zakładał nikt i nigdy.
Zeszła na dół i usłyszała szum wody z prysznica. Teraz jest nagi, pomyślała i poczuła
dziwną sensację w podbrzuszu.
Wcześniej tego dnia, tuż po jego telefonie, pojechała aż do odległego o czterdzieści
mil Des Moines, do sklepu z alkoholem. Nie znała się na trunkach, więc zapytała sprzedawcę
o dobre wino. Wiedział niewiele więcej od niej, to znaczy tyle, co nic. Przenosiła wzrok od
jednej nalepki na drugą i nagle natrafiła na nazwę  Valpolicella . Przypomniała ją sobie z
bardzo dawnych czasów. Wytrawne, włoskie czerwone wino. Kupiła dwie butelki i jeszcze
jedną brandy. Czuła się jak osoba światowa, co było podniecające.
Następnie poszła do centrum w poszukiwaniu nowej letniej sukienki. Znalazła jedną,
bladoróżową, z ramiączkami. Miała dekolt z tyłu i jeszcze większy z przodu, dość odważnie
odsłaniający biust, a talię ściągniętą wąską szarfą. Do tego dokupiła białe sandałki z misternej
plecionki, na płaskim obcasie. Bardzo drogie.
Po południu przygotowała nadziewaną paprykę; do farszu dała brązowy ryż, ser,
posiekaną pietruszkę i przecier pomidorowy. Na drugie danie miała być sałatka ze szpinaku,
do niej pieczywo pełnoziarniste i wreszcie suflet jabłkowy na deser. Wszystko, poza sufletem,
powędrowało do lodówki.
Pośpiesznie skróciła sukienkę, żeby nie zakrywała kolan. Jakiś czas temu przeczytała
w  Rejestrze , piśmie wydawanym w Des Moines, że taka właśnie długość obowiązywała w
tym sezonie. Zawsze traktowała modę i wszystko z nią związane jako coś w rodzaju
dziwactwa, śmieszyło ją, że ludzie niby stado owiec podążają za paroma europejskimi
projektantami. Ale w takiej długości było jej dobrze.
Z winem wiązał się pewien problem. Jej sąsiedzi trzymali je zwykle w lodówkach, ale
we Włoszech nigdy się tego nie robiło. Było jednak za gorąco, żeby postawić butelki po
prostu na stole. Nagle przypomniała sobie letni domek. Panował w nim zawsze przyjemny
chłód, więc tam właśnie zaniosła wino.
Na górze woda przestała płynąć, w momencie kiedy rozległ się dzwonek telefonu. To
był Richard, dzwonił z Illinois.
- Wszystko w porządku?
- Tak.
- Wół Carolyn będzie oceniany w środę. Ale chcemy jeszcze coś obejrzeć następnego
dnia. Wrócimy do domu w piątek wieczorem.
- Bawcie się dobrze i jedz uważnie w powrotnej drodze.
- Frannie, czy na pewno wszystko jest w porządku? Masz jakiś zmieniony głos.
- To przez tę straszną duchotę. Muszę wziąć kąpiel.
- OK, powiedz ode mnie  cześć Jackowi.
- Jasne - zerknęła na psa rozciągniętego na cementowej posadzce werandy.
Robert Kincaid zszedł po schodach na dół do kuchni. Biała koszula z kołnierzykiem
na guziczki, rękawy podwinięte powyżej łokci, szorty, brązowe sandały, srebrna bransoletka,
dwa górne guziki koszuli odpięte, srebrny łańcuszek. Włosy jeszcze wilgotne, uczesane
starannie, z przedziałkiem pośrodku. Zachwyciła się sandałami.
- Zabiorę moje polowe ciuchy do samochodu i przyniosę sprzęt, jemu też należy się
lekkie czyszczenie.
- Dobrze. A ja tymczasem wskoczę do wanny.
- Chcesz się napić piwa w kąpieli?
- Jeśli masz za dużo.
Przyniósł z samochodu chłodziarkę, wyjął dla Franceski piwo i otworzył je, ona w tym
czasie znalazła dwie duże szklanki, które mogły zastąpić kufle. Kiedy wrócił do furgonetki po
aparaty, poszła ze swoim piwem na górę. Zauważyła, że umył po sobie wannę, mogła więc od
razu przygotować dla siebie dużą ciepłą kąpiel. Kiedy mydliła się i goliła nogi, szklanka stała
na podłodze obok. On był tu zaledwie kilka minut wcześniej, leżała w tym samym miejscu,
gdzie woda spływała z jego ciała, myśl ta wydała jej się bardzo erotyczna. Właściwie
wszystko, co wiązało się z Robertem Kincaidem, zaczynało jej się wydawać erotyczne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl