[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bardzo cię pragnę, Amy, ale ja... ja nie jestem ciebie
wart. Musisz zdawać sobie z tego sprawę.
Poczuła się tak, jakby ją uderzył. Odsunęła się gwałtownie i
objęła się ramionami, mocno, jak odtrącone dziecko.
- Pan siebie deprecjonuje - powiedziała z gory
czą. - I mnie także. Mówi pan, że jest zbiegiem,
a oboje wiemy, że to wkrótce się skończy. Dowód, który udało
mi się zdobyć, może i nie jest wystarczający, żeby przekonać
sędziego o winie pańskiego kuzyna, ale bez wątpienia oczyści
pana z zarzutów. Poza tym... - Gwałtownie potrząsnęła głową,
jakby zmagając się z coraz większym wzburzeniem. -Mówi pan,
że nie jest mnie wart A ja myślę, że jest inaczej. Pan po prostu
lubi, jak kobiety padają panu do stóp. Uwodzi pan je i porzuca...
- Amy!
Wyciągnął ramiona, pragnąc ją objąć.
- Proszę trzymać się ode mnie z daleka! - krzyk
nęła. - Jestem głupia, przyznaję. Powinnam wsty
dzić się mojego zachowania, które bez wątpienia
wkrótce będzie przedmiotem rozmów w londyń
skich klubach. A pan będzie się tym bawił!
Otarła łzę, odwróciła się i jak strzała pomknęła do kopuły.
Marcus pobiegł szybciej, żeby zagrodzić Amy drogę. Nie mógł
pozwolić jej teraz odejść, teraz, kiedy płonęła ze wstydu i
nienawiści do samej siebie. Przecież ona nie uczyniła nic złego,
jej jedynym błędem było to, że chciała ofiarować siebie zbiego-
wi.
74
Napotykając na przeszkodę w postaci jego rosłego ciała, nie
krzyknęła ani nie zemdlała. Przeciwnie. Spojrzała bardzo
wyniośle.
Będę wdzięczna, jeśli pan łaskawie usunie mi się z drogi. Już
dostatecznie pan mnie upokorzył.
Nie, Amy. Nie pozwolę pani odejść, dopóki pani mnie nie zro-
zumie. Ja nie jestem żadnym uwodzicielem pozbawionym serca.
Gdybym taki był, czy poniechałbym przed chwilą naszego poca-
łunku. Ja... ja żywię względem pani pewne uczucia, proszę,
bardzo proszę, żeby pani w to uwierzyła. Ale teraz, w tej sytuac-
ji... Amy, błagam, niechże pani się na mnie nie gniewa! Ja nie
chciałem pani zranić.
- Na prawdę ? - Glos Amy wręcz ociekał sarkaz
mem. Próbowała sprawiać wrażenie osoby silnej
i nieprzejednanej. Ale całe jej ciało wyglądało na
pokonane. Cóż on takiego jej zrobiło - Naturalnie,
że nie! - rzuciła z gniewem. - Pomogłam panu
udowodnić pańską niewinność. A teraz pan odtrąca
mnie w gniewie. Nawet mi pan nie powiedział, co
zrobiliście z Nedem.
Marcus złapał ją za ramiona.
- Z Nedem?- Do kroćset! Pani brat chyba jeszcze
nigdy nie był tak bezpieczny! Siedzi w piwnicy
domku myśliwskiego North Lodge. Podobno wcale
nie narzeka na swoje więzienie. Cały dzień gra
w karty, a wieczorem upija się prawie do nie
przytomności.
Amy krzyknęła cicho i zbladła jeszcze bardziej.
- Amy, ja wcale pani nie odtrącam. Próbuję
uchronić panią przed związaniem się z mężczyzną,
który ma zrujnowaną reputację. I który może skoń
czyć w więzieniu. Nie wolno mi prosić, żeby pani
75
płaciła taką cenę.
Amy podniosła głowę i spojrzała mu prosto w twarz. Przez
moment Marcusowi wydawało się, że widzi łzy w jej oczach.
Ale pomyślał, że to nie łzy, tylko gra świateł w tych uderzająco
pięknych, wyrazistych oczach.
- To cena, którą bym zapłaciła - powiedziała po
prostu. - Gdyby pan mnie o to poprosił. - Stała
przed nim. Niewysoka, bezradna i bezbronna. A jed
nak i tak silna jak stal.
Marcus nie był w stanie dłużej ze sobą walczyć. Objął ją ramio-
nami i zagarnął w ciepło swego ciała.
- Och, Amy, moja Amy! Próbowałem panią
odtrącić, a pani nie chce odejść. Jakaż uparta
z pani osoba! Pani doskonale wie, co ja do pani
czuję. Próbowałem się temu oprzeć, dla dobra nas
obojga. Ale wobec pani czuję się całkowicie bez
radny.
Spojrzała na niego z drżącym uśmiechem. Nie, nie mylił się co
do łez. Tym razem na pewno nie.
Jest pan głuptasem, Marcusie.
A pani, panno Devereaux, jest najcudowniejszą kobietą, jaką w
życiu spotkałem. Zakochałem się w pani do szaleństwa. I co my
teraz zrobimy?-
Nie mam pojęcia - szepnęła Amy, wtulając się w niego z
lubością. - Ale przede wszystkim musi pan odzyskać wolność.
Trzeba udowodnić pańską niewinność. Tylko jak?
Jak?- Marcus powziął już decyzję. Ten list, choć bez nazwisk,
przekona Anthony'ego, a to sprawa najistotniejsza. Z
oskarżaniem Williama na razie należy się wstrzymać, żeby nie
zrazić do siebie Johna. Mając potężnego hrabiego Mardona po
76
swojej stronie, Marcus na pewno nie zostanie pojmany. Praw-
dopodobnie. Bez wątpienia rozniosą się plotki o mrocznej
przeszłości Marcusa, ale plotki można zignorować. Anthony
przeżył gorsze rzeczy, musiał zaszyć się w swoim majątku.
Marcus zrobi to samo, jeśli zajdzie taka potrzeba. A co do
Amy...
Spoczywała w jego ramionach tak ufnie, jakby to od zawsze
było jej miejsce. I słusznie. Bo to jest jej miejsce.
Znalazłem rozwiązanie.
To cudownie! Proszę powiedzieć!
Poślubię panią jak najprędzej.
Ale co tu małżeństwo ma do rzeczy- W ten sposób przecież nic-
zego pan nie udowodni... - Amy zarumieniła się. Jej oczy
jaśniały.
Chcę mieć panią u swego boku, Amy. Na zawsze. Chcę, żebyś
była moja. Potrzebuję cię... - Podniósł dłoń Amy do ust i
spoglądając głęboko w jej oczy, delikatnie ucałował jej palce. -
Zgadzasz się, Amy?-
Naturalnie, że nie!
Amy!
Nie mam zamiaru przyjmować oświadczyn w sukni
przypominającej worek i w czepku, który nadaje się przede
wszystkim do przecedzania kwaśnego mleka na twaróg!
Marcus uśmiechnął się. Amy była już sobą- silna, prędka w
słowach, oburzająca i zachwycająca.
- Zmiem zauważyć, pani, że jeden z twoich
argumentów sam wymknął ci się z rąk, a mówiąc
dokładniej, zsunął ci się z głowy.
Wsunął palce w ciężki gąszcz bujnych włosów Amy i rozsypał
je na jej ramiona.
- Bądz poważny, Marcusie!
Próbowała odsunąć jego rękę, ale on trzymał mocno. -Jestem
77
poważny - powiedział. - Nigdy nie
byłem bardziej poważny. Właśnie poprosiłem cię
o rękę, Amy.
Ale ja nie przyjmuję twoich oświadczyn. Marcus zaczął delikat-
nie całować płatek jej ucha.
Naprawdę?- mruknął. Amy westchnęła cicho.
Nie przyjmuję. Jak na razie.
Aha... A potem?
Jednym płynnym ruchem porwał ją na ręce i zaniósł z powrotem
na legowisko ze skórzanych poduszek. Nachylił się nad nią.
Ciemna sylwetka przesłoniła rozgwieżdżone niebo. Ale nawet w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]