[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Masz jeszcze jakieś wątpliwości? Zamiast odpowiedzi, Kristian
wyciągnął rękę i niespodziewanie dotknął jej policzka. Drgnęła,
zaskoczona podniecającym ciepłem jego dłoni, lecz szybko
opanowała niebezpieczne emocje.
- Nie, Kristianie - szepnęła i odwróciła twarz. - Zrobiłeś
ogromne postępy... - zaczęła mówić, byle mówić. - Pod każdym
względem... Nawet nie wiesz, jak dumna jestem z ciebie, jak cię po-
dziwiam.
- Obawiam się, że to brzmi, jak mowa pożegnalna.
- To nie jest mowa pożegnalna, lecz masz rację, niedługo będę
musiała cię opuścić. Praktycznie jesteś już niezależny i wkrótce
przeniesiesz się do Aten.
- Nie lubię Aten.
- Ale twoja praca...
- Mogę pracować tutaj.
- Twoja rodzina...
- Nie mam rodziny.
Napięcie pomiędzy nimi narastało i stawało się niemal
namacalne.
- Ale masz przyjaciół - Elizabeth rzekła mocnym tonem. - Wielu
ludzi za tobą tęskni i pragnie twojego powrotu.
Przede wszystkim Cosima.
Kristian stanął do niej bokiem. Chwilę milczał, potem spytał:
- Kiedy?
80
R S
- Co kiedy?
- Kiedy zamierzasz wyjechać? Wzruszyła niepewnie ramionami.
- Wkrótce. Szybciej, niż się spodziewałam - dodała szybko.
- Czyli kiedy? W przyszłym tygodniu? W jeszcze następnym?
Elizabeth nerwowo splotła dłonie.
- Pózniej o tym porozmawiamy, dobrze?
- Czyli wcześniej? - Nie odezwała się. Skinęła tylko głową.
- Dlaczego?
- Obowiązki. Agencja w Paryżu ma jakieś kłopoty. Moja
zastępczyni grozi rezygnacją z pracy. Nie mogę jej stracić. Muszę
wrócić i uporządkować te sprawy.
- Czyli kiedy planujesz wyjechać? Elizabeth zawahała się
chwilę, zanim odpowiedziała:
- Myślałam o poniedziałku. - Gardło jej się ścisnęło, lecz zdołała
jeszcze dodać: - Po powrocie Pirra. - Kristian, wysoki, wyniosły, stał
w milczeniu. Słuchał. - Porozumiałam się z Cosimą - ciągnęła
Elizabeth. - Powiedziałam, że zrobiłam już wszystko, co mogłam, i że
nie mogę brać od niej więcej pieniędzy.
Zataiła fakt, że poleciła księgowemu w Londynie, żeby zwrócił
Cosimie honorarium, ponieważ Kristian obywał się bez jej pomocy.
- Do poniedziałku zostały dwa dni - odezwał się Kristian.
- Trzy. I nie mówmy o poniedziałku. Znajdzmy sobie jakieś
zajęcie - zaproponowała. - Może pobawimy się w ciuciubabkę?
Kristian uśmiechnął się z przymusem.
- Jesteś okropna!
81
R S
- Wiem.
- Trudna z ciebie przeciwniczka.
- Dzięki za komplement.
- To nie był komplement! - Elizabeth roześmiała się. Lubiła się z
nim droczyć. Uwielbiała jego towarzystwo. Był inteligentny,
wykształcony, przystojny, potrafił ją rozbawić. - Nie wiem dokładnie,
która jest godzina - Kristian zmienił temat - ale chyba dochodzi piąta,
prawda?
Elizabeth zerknęła na zegarek.
- Dziesięć po.
- Zamówiłem kolację. Zdążysz się przyszykować na szóstą?
- Zjemy tutaj?
- Nie.
- Idziemy do restauracji?! - wykrzyknęła, patrząc na dolinę i
strome zbocza.
- To dla ciebie jakiś problem?
- Nie.
Gdzie chce mnie zabrać?, zastanawiała się. Zejście na dół zajmie
kilka godzin, a niedługo przecież zrobi się ciemno. Może on o tym nie
pomyślał?
Kristian wyłowił nutę wahania w głosie Elizabeth. Straszliwie
irytowało go, że nie może jej zobaczyć, szczególnie w takich
momentach jak ten. Gdyby mógł zobaczyć wyraz jej twarzy, wie-
działby, co znaczy owo wahanie. Czuł się bezradny.
- Może wolisz zostać tutaj... - zaczął niepewnie.
82
R S
Może nie chce się ze mną pokazać publicznie? Ta okropna
blizna na twarzy...
- Nie - zapewniła i dotknęła jego ramienia. - Chętnie gdzieś
pójdę. Po prostu nie wiem, co na siebie włożyć. Sukienkę? Zwyczajną
czy elegancką? A jak ty się ubierzesz?
Kristian kurczowo ścisnął rączkę laski. Pragnął pogładzić
Elizabeth po policzku, poczuć pod palcami aksamitną gładkość jej
skóry.
- Włożę ciemny garnitur, ale ty ubierz się tak, żeby ci było
wygodnie. Niewykluczone, że wrócimy bardzo pózno.
W czterech ścianach swojej sypialni Elizabeth nie ukrywała
radości.
- Kristian zabiera mnie do jakiejś restauracji. Wrócimy pózno.
Dokąd pojedziemy? Jak pózno wrócimy?
Pamiętając, jak Kristian zamierza się ubrać, przejrzała swoją
garderobę i ostatecznie wybrała czarną koktajlową sukienkę z
kremową koronkową wstawką.
Potem, stojąc pod prysznicem, starała się opanować narastające
w niej podniecenie.
Jesteś pielęgniarką, przypominała sobie. I nikim więcej.
Nie podziałało.
Wysuszyła włosy. Miała zamiar nie związywać ich, lecz
ostatecznie splotła w dwa warkocze i nisko na karku upięła w kok.
83
R S
Na koniec wzięła czarny jedwabny szal, małą wizytową torebkę
i zeszła na dół. Kiedy przechodziła przez hol, zwrócił jej uwagę
dziwny szum gdzieś w oddali, lecz zanim zdążyła się nad nim
zastanowić, szum ucichł.
Kristian już czekał na nią w bibliotece. Również wziął prysznic i
się przebrał. Miał na sobie czarne spodnie i nieskazitelnie białą
koszulę. Czarny pasek i czarne pantofle dopełniały stroju. Z gładko
zaczesanymi włosami, świeżo ogolony, robił oszałamiające wrażenie.
- Nie za skromnie? - spytał, unosząc ręce, jak gdyby szukał jej
aprobaty.
- Nie - zapewniła go.
- A ty, co masz na sobie oprócz wysokich obcasów?
- Skąd wiesz, że włożyłam wysokie obcasy? Słyszałeś?
- Mmmm. Bardzo sexy.
Elizabeth zarumieniła się.
- Włożyłam czarną aksamitną sukienkę z koronką na staniku.
Trochę w stylu lat dwudziestych.
- Musisz wyglądać niewiarygodnie atrakcyjnie. Komplement i
przekonanie, z jakim go wypowiedział, wzruszyły ją do łez.
Kristian nie przypominał żadnego ze znanych jej mężczyzn. I nie
chodziło o jego majątek ani o towarzyską ogładę, lecz o rzeczy tak
ulotne, jak tembr głosu czy skupienie, z jakim jej słuchał, albo
staranny dobór słów, gdy do niej mówił.
- Ani w połowie tak niewiarygodnie jak ty - zrewanżowała się
komplementem.
84
R S
Uśmiechnął się przelotnie.
- Gotowa?
- Gotowa.
Szarmanckim gestem podał jej ramię, a ona wsparła się na nim.
Razem udali się do głównego holu, gdzie czekał Pano, gotowy
otworzyć przed nimi frontowe drzwi.
- Twój rydwan czeka - zażartował Kristian, przekraczając próg i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]