X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego rozwód i jakieś alimenty. Jednakże i tak prędzej czy pózniej musiałaby po-
rozmawiać z mężem. Nie mogła przecież przez całe życie uciekać przed nim i
ukrywać istnienie Gina.
Lecz oświadczenie Andrew poprawiło jej sytuację. Przestała odczuwać tę
okropną panikę.
- To bardzo miłe z twojej strony - powiedziała. - Jestem ci naprawdę
wdzięczna.
- Drobiazg, nie ma o czym mówić - rzucił szorstko. Przez chwilę mieszał
herbatę, a potem z zaciekawieniem podniósł wzrok na Emmę. - Jeden z dzierżaw-
ców wspomniał mi, że ubiegłej nocy przyjechała tu jakaś limuzyna.
Dziewczyna zatrzymała łyżkę z bananową papką w pół drogi do buzi Gina.
- Czy umowa najmu tego zabrania? - spytała lekkim tonem.
- Oczywiście, że nie. Chodzi mi tylko o to, że nieczęsto miewasz gości, a ja...
- urwał i gwałtownie potrząsnął głową.
Wrzaski Gina zagłuszyły stukanie do drzwi. Emma usłyszała dopiero po-
wtórne, głośniejsze - i ledwo zauważyła, że synek wepchnął jej we włosy garść ba-
nanowej papki.
- Ktoś puka - zauważył całkiem zbędnie Andrew.
Chciała kazać mu wyjść albo usunąć go niepostrzeżenie tylnymi drzwiami.
Opamiętała się jednak. Czyż nie przyrzekła sobie, że będzie silna? Zatem nie po-
winna zachowywać się, jakby robiła coś złego. Andrew jest właścicielem domu i
ma pełne prawo tutaj być.
Otworzyła drzwi i na widok Vincenza serce podskoczyło jej w piersi. W ni-
czym bowiem nie przypominał biznesmena i miliardera, który tak skutecznie ją
wczoraj uwiódł. Dziś był ubrany niezobowiązująco w czarne dżinsy i kurtkę. Z po-
S
R
zoru wydawał się odprężony - a jednak przez to jeszcze bardziej niebezpieczny. Jak
śpiący w słońcu jadowity wąż, który, gdy zakłócisz mu spokój, unosi głowę i wpa-
truje się w ciebie groznym wzrokiem.
- Dzień dobry - powiedziała, świadoma, że ów powitalny zwrot jest czysto
konwencjonalny, gdyż ten dzień bynajmniej nie zapowiadał się dobrze.
Nie zareagował, tylko zerknął nad jej ramieniem w głąb domu. Siedzący na
wysokim dziecięcym krzesełku Gino odpowiedział mu zaciekawionym spojrzeniem
wielkich ciemnobrązowych oczu.
Vincenzo wpatrywał się w niego z nie mniejszą fascynacją. Zapragnął podejść
i wziąć synka na ręce, jednak powstrzymał go widok mężczyzny - mężczyzny! -
rozpartego przy kuchennym stole nad kubkiem herbaty.
- Kim, u diabła, jesteś? - zapytał lodowatym tonem.
- Słucham? - odrzekł zaskoczony Andrew.
- Dobrze słyszałeś. Kim jesteś i co robisz w domu mojej żony?
- Pańskiej żony? - Skonsternowany Andrew zerwał się z krzesła i odwrócił z
oskarżycielską miną do Emmy. - Ale przecież powiedziałaś mi, że nie utrzymujesz
już kontaktów z mężem!
- Ach, tak? - rzucił ponuro Vincenzo.
To jakiś koszmar - pomyślała Emma. Przełknęła nerwowo i powiedziała:
- Myślę, Andrew, że najlepiej będzie, jeśli już sobie pójdziesz.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Jesteś pewna, że dasz sobie radę?
Miło z jego strony, że się o nią martwił, ale uświadomiła sobie z lekkim od-
cieniem histerii, że w tej sytuacji nie mógłby jej w niczym pomóc. Nie wyrzuci
przecież kipiącego z gniewu Vincenza ze swojej posiadłości!
- Naturalnie - odpowiedziała, zmuszając się do uśmiechu.
W krępującej ciszy Andrew wyszedł frontowymi drzwiami. Gdy zamknął je
za sobą, Vincenzo odwrócił się do Emmy.
S
R
- Sypiasz z nim? - zapytał z hamowaną furią.
Dziewczyna poczerwieniała z gniewu.
- Co ty sobie myślisz?
- Myślę, że on nie wygląda na dostatecznie męskiego, by zaspokoić twój nie-
nasycony seksualny temperament, cara. To mogłoby tłumaczyć, dlaczego tak
ochoczo zareagowałaś na moje pieszczoty. - Spojrzenie jego czarnych oczu zdawa-
ło się przeszywać ją na wylot. - Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- Oczywiście, że z nim nie sypiam - wyjąkała, drżąc z urazy i oburzenia.
Lecz Vincenzo odwrócił się od niej, jakby ta kwestia już przestała go intere-
sować. Jakby pytał tylko po to, aby upokorzyć ją i wprawić w zakłopotanie. I rze-
czywiście mu się to udało.
Podszedł do Gina - który wciąż wpatrywał się w niego z napiętą uwagą - i
długo mu się przyglądał, a serce biło mu ciężko i powoli.
- Mio figlio - powiedział wreszcie głosem, w którym brzmiały ból i radość. -
Mój syn.
Emma wzdrygnęła się w duchu, słysząc jego władczy ton, choć zarazem była
zachwycona, że chłopczyk nie cofnął się przed nim, jak zwykle czynił wobec ob-
cych.
Ale przecież Vincenzo nie jest obcym człowiekiem, lecz kimś równie bliskim
Ginowi, jak ona. Być może, synek podświadomie to wyczuł.
- Vene - powiedział łagodnie, wyciągając do niego ręce. - Chodz.
Gino zamrugał zawstydzony, wcisnął się w oparcie plastikowego krzesełka i
pokręcił główką, zerkając na mężczyznę kątem oka. Jednak Vincenzo nie nalegał, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.