[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uśmiechem.
W rzeczywistości nie groziło jej przeciążenie nadmiarem
obowiązków. Potrzebowała spokoju, żeby zebrać myśli.
Bystry dziennikarz jak zwykle odgadł jej rozterki bez słów.
- Jeżeli cię to pocieszy, ja również czuję się bardzo
zagubiony - próbował dodać jej otuchy.
Niewiele jej to wyznanie pomogło. I bez tego wiedziała,
że toczy ciężką wewnętrzną walkę. Przewidywała, że w jego
przypadku rozum zwycięży nad uczuciem, przeciwnie niż u
niej.
Pożegnała go i wyszła. W drodze do domu pomyślała, że
ona i Beau przypominają dwa magnesy, które równocześnie
przyciągają się i odpychają. Nie potrafiła powiedzieć, która z
sił przeważy.
ROZDZIAA PITNASTY
Gdy tylko otworzyła drzwi, ujrzała na dywaniku znajomą
białą kopertę. Kolejny anonim zawierał trzykrotnie
powtórzone słowo:
Kłamczucha, kłamczucha, KAAMCZUCHA,
Jaz odniosła wrażenie, że w autorze podczas pisania
narastała złość. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Kompletnie
wyczerpana, usiadła na schodach. Azy pociekły jej z oczu
obfitym, nieprzerwanym strumieniem. Wreszcie wypłakała
cały żal. Kiedy ochłonęła, poczuła palącą potrzebę
zawierzenia swoich trosk jakiejś bratniej duszy. Wybrała
jedyną przyjazną osobę: Madelaine. Niecierpliwie czekała, aż
przyjaciółka wróci z salonu piękności. Kiedy uznała, że
powinna być już w domu, wyruszyła na spotkanie.
Opowiedziała jej całą historię, nie pomijając żadnych
szczegółów. Madelaine wysłuchała jej z rosnącym
zaniepokojeniem, spoglądając raz po raz na ostatni z
anonimów, który wręczyła jej Jaz. Krwistoczerwone, świeżo
umalowane paznokcie kontrastowały z bielą papieru.
- Przypuszczam, że nie rozmawiałaś o tym z Beau?
- Nie. Już wcześniej wspominał, że pobyt na wsi go
rozczarował. Rozważał nawet pomysł powrotu do Londynu.
Gdyby zobaczył na własne oczy, jak podli bywają nasi
ziomkowie, uciekłby stąd natychmiast gdzie pieprz rośnie -
wyjaśniła Jaz.
- Nie doceniasz go. Sądzę raczej, że spróbowałby ci
pomóc rozwikłać zagadkę.
Jaz nic podzielała jej optymizmu. Była pewna, że
przenikliwy dziennikarz odgadłby bez trudu, że to ich
przyjazń sprowokowała prześladowcę do działania. Mógłby
zerwać znajomość, żeby ochronić Jaz przed kolejnymi
atakami. Nie zdradziła przyjaciółce swych obaw. Popatrzyła
jej tylko błagalnie w oczy.
- Wolałabym nie rozgłaszać tej wstydliwej historii.
Przyrzeknij, że nikomu nic powiesz - poprosiła.
- No dobrze. - Madelaine popatrzyła na nią z troską. -
Uważam jednak, że powinnaś zameldować o przestępstwie na
policji. Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo. Listy przychodzą
coraz częściej, są coraz bardziej zjadliwe. Szkoda, że
zniszczyłaś poprzednie. Mogłyby ułatwić śledztwo -
przekonywała, coraz bardziej zmartwiona.
- Naprawdę wierzysz, że prześladowca zaatakuje
bezpośrednio? - spytała Jaz z niedowierzaniem.
Do tej pory nie rozważała takiej ewentualności. Jednak na
widok rozszerzonych z przerażenia oczu Madelaine ogarnął ją
lęk. Spróbowała przegnać złe przeczucia i uspokoić
roztrzęsioną przyjaciółkę:
- To tylko słowa. Złe, niesprawiedliwe, ale nic poza tym.
Podejrzewam, że jakiś złośliwiec dokucza mi z powodu
uczynków mojej matki - zapewniła zdecydowanym tonem.
- A nie z powodu twojego związku z Beau Garrettem? -
zasugerowała Madelaine.
- Z całą pewnością nie. Po pierwsze, nie łączy nas nic
poza przyjaznią. Po drugie, Beau nie jest obecnie żonaty ani
zaręczony. Komu mogłaby przeszkadzać niewinna
znajomość?
- Na przykład Davisom - orzekła po namyśle wdowa. -
Margaret Davis jest najbardziej sfrustrowaną starą panną, jaką
w życiu spotkałam. Niewykluczone, że przybysz wpadł jej w
oko. W dodatku Beau Garrett zwolnił dzisiaj jej brata. I on, i
ona mają wszelkie powody, żeby was nienawidzić.
Jaz doskonale pamiętała złośliwe komentarze Dennisa.
Nigdy nie ukrywał niechęci do Jaz. Nie szukał jednak
okrężnych dróg. Bez wahania mówił, co mu leżało na sercu.
Jego niezamężnej, zgryzliwej siostry również nie posądzała o
podstępne knowania. Zdecydowanie pokręciła głową.
- Chyba żadne z nich nic zna nawet podstaw obsługi
komputera - powiedziała z powątpiewaniem.
- Ależ Margaret doskonale sobie radzi. Prowadzi bratu
dokumentację, sporządza wszystkie faktury. - Podeszła do
biurka, wysunęła szufladę, pogrzebała chwilę, wreszcie
wyciągnęła złożoną kartkę papieru. Wręczyła ją Jaz.
Rachunek za prace remontowe został wypisany na
identycznym papierze jak anonimowe listy, tą samą,
standardową czcionką.
- To żaden dowód - stwierdziła Jaz. - W dzisiejszych
czasach prawie każdy posiada komputer i umie go obsługiwać.
- Jednak radziłabym ci zameldować o wszystkim na
policji - nalegała Madelaine, coraz bardziej zaniepokojona.
- Nie widzę powodu. Wez pod uwagę, że nadawca
kierował pod moim adresem zniewagi, a nie grozby.
Wolałabym o nich zwyczajnie zapomnieć - dodała.
%7łałowała teraz, że zdradziła swój wstydliwy sekret
przyjaciółce. Przyrzekła sobie, że sama znajdzie autora
obrazliwej korespondencji i powie mu prosto w oczy, co o nim
myśli.
Madelaine nie wyglądała na przekonaną. Nadal patrzyła z
troską na młodszą przyjaciółkę.
- Obawiam się, że przestępca nie zechce zapomnieć o
tobie.
Mimo najlepszych intencji na nowo zasiała niepokój w
sercu Jaz.
- Wstawaj, Jaz! Najwyższa pora na poważną rozmowę, o
ile już nic jest za pózno.
Jaz rozpoznała ukochany, szorstki głos. Jeszcze nie
oprzytomniała. Ledwo uchyliła ciężkie powieki. Nadal
walczyła z sennością. Z trudem rozpoznała własny kominek.
Ze zdumieniem stwierdziła, że zasnęła w fotelu.
- Nie udawaj, że śpisz! - Beau podniósł głos. - Nie wyjdę
stad, póki nie uzyskam wyjaśnień.
Jaz nie rozumiała, jakim sposobem znalazł się w jej
salonie. Otworzyła oczy. Zastosowała swą zwykłą taktykę
obronną - atak:
- Nie znasz przysłowia: Mój dom jest moją twierdzą"?
- Znam. - Beau posłał jej zgryzliwy uśmiech. - Powinnaś
już wiedzieć, że twoje docinki na mnie nie działają.
Zapukałem, jak nakazuje dobry obyczaj, odczekałem, ile
trzeba, a ponieważ nie usłyszałem odpowiedzi, nacisnąłem
klamkę. Nie zaniknęłaś drzwi - wyjaśniał krok po kroku jak
małemu dziecku. Uniósł w górę zmięty skrawek papieru. - Co
to jest?
Jaz od razu rozpoznała anonimowy list. Sama zgniotła go
w kulkę i rzuciła w kąt godzinę wcześniej, kiedy wróciła od
Madelaine. Poczerwieniała na twarzy. Wzruszyła ramionami.
- Jakiś świstek - mruknęła. - Przyłapałeś mnie na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]