[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niła, po kobiecemu składając ręce przed sobą.
Czy odpowiedz z Kręgu będzie? Czy panowie stamtąd? Myśmy myśleli, że
Kamyk. . . pan Kamyk poprawiła się szybko nie żyje. Jak teraz będzie?
dopytywała się. Czy pan Kamyk tu nastanie?
Rzuciła mu niespokojne spojrzenie.
Umiem pracować! zastrzegła szybko, a w jej głosie pojawiły się błagalne
nuty. Niedużo jem. A Jesion posłuszny jest bardzo.
Kamyk delikatnie wziął ją za ramiona i posadził z powrotem. Wierzba z niepo-
kojem patrzyła, jak ten wysoki chłopak krzyżuje spojrzenia z tym drugim, równie
postawnym. Kiwają trochę głowami, niby naradzają się w myślach jak to ma-
gowie. Nawet ten grzeczny Wędrowiec dołączył. Czy jej nie wyrzucić, pewnie
się zastanawiają. Ale przecież już tak długo tu żyła, a poczciwy pan Płowy lubił
ją bardzo i chciał zatrzymać. I dom wcale inaczej teraz wyglądał niżeli wprzód.
A co z Jesionem będzie? Na wiosnę pan Płowy pisania go uczyć zaczął i mówił,
jaki pojętny chłopiec jest. A tu szkoła we wsi. . . Zmarnuje się lepszy los dla jej
dziecka. . . Wierzbie łzy zakręciły się w czach.
Wężownik twierdzi, że Płowy nie zostawił testamentu przekazał Kamy-
kowi Pożeracz Chmur. W każdej chwili może pojawić się tu jakaś wywłoka
z Zamku i zająć chatę .
Jest karta przysposobienia mnie przez Płowego, zarejestrowana u Strażnika
Słów. To czyniło ze mnie spadkobiercę. W tym kłopot, że ja oficjalnie nie ży-
ję i cały ten kram jest teoretycznie niczyj, czyli Krąg może osadzić tu każdego
rezydenta, na jakiego przyjdzie mu ochota .
Wężownik, którego smok równolegle związał kontaktem mentalnym, wtrącił
się:
Może nie byłoby to takie złe? I tak nie masz zamiaru tutaj zostać. A Wierzba
po staremu mogłaby prowadzić gospodarstwo dla kogo innego .
Jaką masz gwarancję, że ten następny pozwoli jej zostać? Może będzie już
miał kobietę?
150
Chyba Krąg nie pozbawi dachu nad głową matki z małym dzieckiem?
Ty naiwny baranku, a co zrobił wcześniej, jak nie to właśnie? Ojcem Jesiona
był mag tak mi pisał Płowy i gdzież to jest ten ojczulek? Gdyby dzieciak
miał choć cień talentu, Krąg łożyłby na jego utrzymanie i wykształcenie, ale tak
nie jest, więc oboje z matką przymierali głodem. Wierzba nie ma żadnej rodziny.
Tułała się po wsiach, najmując się do pracy, a czasem nawet żebrząc o jedzenie.
Znów ma iść na poniewierkę?
Płowy miał spisać testament, cedujący prawa do majątku na Wierzbę, ale nic
takiego nie znaleziono .
Majątek jak to świetnie brzmi wtrącił Pożeracz Chmur ironicznie.
Nikt by się nie domyślił, że chodzi o chałupę z niepewnym dachem i skrzypiącą
podłogą, sad wielkości obrusa i parę kóz .
Zapytaj Wierzbę, czy zaglądała do skrytki!
Ale zagadnięta kobieta potrząsnęła głową.
Skrytka? Ja nic nie wiem. Pan Płowy chował rzeczy w szafce i w pudełku.
Trochę pieniędzy tam było, ale mało zerknęła z obawą na Kamyka. Dach
należało przed deszczami poprawić. Strzecharzowi płaciłam. . .
Kamyk zerwał się na równe nogi, odsunął szerzej sfatygowaną kotarę, po
czym wyciągnął spod stołu Płowego drewnianą skrzyneczkę z podręcznymi na-
rzędziami. Wybrał małe dłutko. Obecni z zaciekawieniem obserwowali, jak na-
stępnie pada na kolana przed posłaniem starego maga i odlicza deski podłogi.
Podważył czwartą od wezgłowia. Pod nią była wolna przestrzeń, akurat taka, by
zmieścić grubą tuleję na zwoje. Kamyk wyciągnął ją tryumfalnie i starł z niej kurz
rękawem, nie dbając o schludność stroju. Po zdjęciu pokrywki wytrząsnął na stół
ciasny rulon papierów oraz zawiniątko, które zabrzęczało metalicznie, padając
na blat. Teraz nawet mały Jesion zainteresował się znaleziskiem i porzucił zaba-
wę, piastując jednak troskliwie w objęciach swój nowy skarb. Pożeracz Chmur
rozwinął szmatkę, wysypując z niej sporą garść srebra, wśród którego błysnęły
nawet dwa złote talenty. Kamyk wraz z Wężownikiem pilnie przeglądali papiery.
Był tam wspomniany wcześniej akt adopcyjny, umowa kupna kawałka ziemi, na
którym stał dom maga, trochę listów z pieczęcią Węzła Wędrowców na znak, że
zostały dostarczone z samego Zamku Magów szybką pocztą. Trzy z nich napi-
sał sam Kamyk. Kilka było znacznie starszych papier pożółkł. Zaczynały się
nieodmiennie staroświecką manierą od słów: Ukochany synu, pisałam do cie-
bie dnia. . . . Te Kamyk troskliwie odłożył na bok. Wreszcie dotarli do złożonego
w kilkoro kawałka pergaminu. Dwie głowy pochyliły się nad pismem Płowego,
zderzając się skroniami.
To jest to! zawołał Wężownik. Słuchajcie! Wyrwał Kamykowi doku-
ment i zaczął czytać głośno:
Z wolnej woli i bez spodziewania korzyści wcześniejszej, piszę co następuje:
wraz z moją śmiercią całość posiadanego dobytku ma przejść na własność Wierz-
151
by, córki Wikliny i %7łarka. Zgodnie z obyczajem kronikę oraz wszystkie zanotowa-
ne wyniki pracy naukowej należy przekazać do Zamku Magów pod opiekę Kręgu.
Księgi oraz wyposażenie pracowni pozostawiam Jesionowi, synowi Wierzby z ojca
Sznura, z nadzieją, że skorzysta z nich i przyniosą mu one pożytek.
Nie ma podpisu. . . zakończył Wężownik z rozczarowaniem.
Nie ma podpisu powtórzył Pożeracz Chmur jak mentalne echo.
Kamyk z zastanowieniem przyjrzał się pergaminowi. Bez podpisu dokument
był wart akurat tyle, co materiał, na którym go sporządzono. Płowy na pewno nie
zaniedbałby tak ważnej rzeczy bez istotnego powodu.
Płowy był bardzo schludny, a pergamin jest złożony kilkakrotnie i wygląda,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]