[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydawała mu się nadzwyczaj odległa. Muzyka była dla Siverta najważniejsza. Nigdy nie
przypuszczał, że cokolwiek będzie w stanie przysłonić mu miłość do muzyki. Tak się jednak
właśnie stało, kiedy pojawiła się Tordhild. Bywało, że godzinami nie mógł zasnąć i wtedy
wyobrażał sobie, że chyba nic więcej nie potrzebowałby do szczęścia, gdyby miał i ją, i swój
świat pełen muzyki. I może właśnie w strachu przed odrzuceniem, którego zapewne by nie
przeżył, wręcz kulił się w sobie i krył po kątach, kiedy ona się pojawiała. Stawał się coraz
bardziej milczący i niemal chudł w oczach, co bardzo niepokoiło gospodynię w Hogset.
- Nie mogę powiedzieć, że byłeś gruby, kiedy się u nas pojawiłeś, ale teraz, Sivert,
zrobiłeś się chudy jak szczapa - oświadczyła któregoś dnia Maria, stawiając przed chłopcem
dwie dodatkowe porcje ciasta. - Czyżby nie smakowały ci moje posiłki, a może zle się u nas
czujesz?
Sivert w jednej chwili poczuł się zażenowany i upuścił widelec. Sos z talerza bryznął na
wszystkie strony.
- Ależ nie, jest mi tu wyśmienicie - pospieszył z odpowiedzią, a na jego policzki wypłynął
rumieniec. - Wierz mi, Mario, mówię prawdę. Nigdzie nie mógłbym czuć się lepiej niż u was.
A jedzenie robicie wyborne, sami zresztą dobrze wiecie. To pewnie przez upał - dodał cicho.
- Albo chodzi o kobietę - Olaf Hogset, siedzący na końcu stołu, na honorowym miejscu,
wydobył z siebie niski, wesoły bulgot. - Kiedy chłop myśli o babie, to nie w głowie mu
jedzenie. Tak było zawsze i tak będzie. A ty pewnie nie możesz się opędzić od propozycji,
kiedy tam sobie pogrywasz na weselach. Aadny z ciebie kawaler, nie ma co, to nawet ja
potrafię zauważyć. Na brak powodzenia to ty pewnie nie narzekasz, co? - dodał i zerknął
badawczo na Siverta.
- On jest nie tylko ładny, ale i bardzo postawny - uśmiechnęła się Maria. - I do tego inny
niż wszyscy. Pomyśleć tylko: dziedzic, który woli skrzypce od okazałego dworu. Oj, Sivert,
Sivert. Ja to się nie rozumiem na takich jak ty.
- A ja akurat rozumiem, że to dla wielu może wyglądać dziwnie - Sandermann pospieszył
z pomocą kulącemu się z zakłopotania Sivertowi. - Zdarza się, że niektórym dany jest wielki
dar. Tak, nie boję się użyć tego słowa, Sivert otrzymał taki dar. To chłopiec niezwykle
uzdolniony, wielki talent, chociaż nie jestem pewien, czy wy to pojmujecie. Ja nie mam
wątpliwości. Jeszcze usłyszycie o tym chłopcu, wspomnicie moje słowa, bo wiem, co mówię.
A skoro już ktoś ów talent otrzymał, to nie ma znaczenia, że to dziedzic, który powinien
prowadzić gospodarstwo - dodał i wytarł wilgotne usta. - Nie ma rady, trzeba wówczas iść za
powołaniem, za wewnętrznym pragnieniem, którego nie sposób odsunąć ani zlekceważyć. To
siła, którą on posiadł - dokończył.
- No, ja w każdym razie nie znam się na tym zupełnie - odparła Maria. - Ale
przysłuchiwałam się, jak Sivert gra, i muszę przyznać, że nie jest to żadne rzępolenie, choć
znawcą to ja nie jestem. Ale to nie oznacza, że mamy pozwolić chłopakowi zagłodzić się na
śmierć. Musisz jeść, Sivert. Nie wyobrażam sobie, abyś po pobycie u nas, w Hogset, nagle
wrócił do domu i wyglądał jak ten chuderlak. Co by o nas pomyśleli twoi bliscy?
- Nic mu nie będzie, z głodu na pewno nie umrze, Mario - zauważył rezolutnie gospodarz.
- Zobaczysz, i on dojdzie do siebie. Chłopak jest po prostu trochę inny niż młodzi, których
znamy. Słyszysz, co mówi Sandermann. Zostaw go w spokoju, to mu się najbardziej
przysłużysz.
Sivert podniósł wzrok i posłał pełne wdzięczności spojrzenie gospodarzowi Olafowi. Stary
Hogset ma rację. Niech go tylko zostawią w spokoju.
- Siedzisz tu sam?
Sivert drgnął, gdy usłyszał tuż obok znajomy głos. Kiedy podniósł głowę, ujrzał przed
sobą wielkie brązowe oczy Tordhild. Serce mu zamarło, ale po chwili dla odmiany zaczęło się
tłuc jak szalone. Ona na pewno to słyszy, pomyślał w duchu, po czym przyłożył rękę do
piersi, jakby w nadziei, że stłumi ten łomot.
- Zamierzałem obejrzeć zachód słońca - wyjaśnił.
Wyglądało na to, że Tordhild zakończyła tego dnia służbę. Nie miała na sobie fartucha, a
tylko zwykłą niebieską sukienkę. Kilka górnych guzików odpięła i Sivert dostrzegł na jej
smukłej, opalonej szyi pulsującą żyłkę. Na ten widok zaschło mu w gardle.
- A ja wybieram się w górę rzeki - odparła. - Często tam chodzę, kiedy jest taki skwar. Jak
się człowiek położy, to nic nie pomaga i trudno zasnąć. Byłeś kiedy przy tym dużym
strumieniu?
Sivert skinął głową.
- Często tam sobie siedzę i gram - powiedział. - Lubię wodę. Mój dom leży nad długim
fiordem, ale tu fiordu nie ma. Chodzę chociaż nad strumień, kiedy...
- Może więc wybierzesz się ze mną? - zapytała zwyczajnie.
Sivert podniósł się szybko i nic nie mówiąc, podążył w ślad za dziewczyną.
Droga była wąska, Sivert szedł więc tuż za nią. Zachwycał się jej plecami wygiętymi w
delikatny łuk, wąziutką talią i grubym warkoczem, który sięgał jej do pasa i bujał się to w
lewo, to w prawo w rytm jej kroków. Poruszała się lekko i bezszelestnie. Jak łania, pomyślał
sobie.
Był tak skupiony i spięty, że nie zwrócił uwagi, gdy Tordhild zatrzymała się.
Niespodziewanie wpadł na nią, a ponieważ zachwiała się, natychmiast rzucił się do niej i
schwycił wpół.
- Ja... nie chciałem... - wykrztusił. - Zamyśliłem się i nie zauważyłem, że...
- Nic się nie stało - odpowiedziała zwyczajnie i uśmiechnęła się ciepło.
Zorientował się, że nadal ją obejmuje. Kiedy mówiła do niego, czuł słodki oddech na
swojej twarzy, a także bliskość jej krągłych bioder i sprężystych piersi. Musiał przełknąć
ślinę.
- No, jesteśmy na miejscu - oświadczyła, po czym ujęła jego dłoń i lekko pociągnęła za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]