[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sensu dalej udawać. Nie było nadziei na przyszłość u boku mężczyzny zasklepionego tak
głęboko we własnym bólu, że nie potrafił dostrzec czekającego na niego czegoś pięknego.
Mimo to pragnęła mu pomóc. Przynajmniej po raz ostatni podjąć próbę.
 Nic nie mogliście zrobić. Mac wskakując do wody, skręcił kark.
Cooper wzdrygnął się na jej słowa i pokiwał smutno głową.
 Chciał pobić rekord Jake a i udało mu się. Musiał jeszcze tylko dłużej wytrzymać pod
wodą.
Kara chciała go przytulić, ale odsunął się.
 Chciałaś wiedzieć, to słuchaj. O tym Maggie na pewno ci nie powiedziała. Sam
zamierzał wskoczyć po Maca, martwił się. Jake był wkurzony, że przegrywa, a ja się
cieszyłem.  Poklepał się dłonią po klatce piersiowej, jakby się dusił. Z gardła wydobył mu
się cierpki śmiech.  Byłem zadowolony, że Mac w końcu pokona Jake a. Namówiłem Sama,
żeby jeszcze zaczekał. Gdybym...  Głos mu się załamał.  Być może uratowalibyśmy go.
Gdybym posłuchał Sama i wskoczylibyśmy po Maca, być może by żył. Więc nie mów mi, że
rozumiesz. Bo nie rozumiesz.
 Masz rację  przyznała łagodnie Kara. Na widok bólu i udręki w oczach Coopera
ogarnęła ją fala współczucia.
 Nie mogę wiedzieć, co czujesz ani czego żałujesz. Jednego natomiast jestem pewna.
Mac nie chciałby, żebyś się zadręczał z powodu czegoś, czego nie można zmienić. Cooper
zacisnął usta i zazgrzytał zębami.
 Kochałem go jak brata. On umierał, a my staliśmy na brzegu jak kretyni.
 Nie wiedzieliście.
 Powinniśmy się domyślić, przeczuć nieszczęście. Ta tragedia jest nadal we mnie i nie
opuści mnie. Dlatego nigdy więcej nikogo nie pokocham. Nie będę ryzykował.
 Przykro mi  wyszeptała. Po policzku spłynęła jej zabłąkana łza.  Ze względu na Maca
i was wszystkich.  Westchnęła ciężko i dodała:  Nas wszystkich.
Odwróciła się, podeszła do łóżka i zamknęła walizkę. Dzwięk zasuwanego zamka rozdarł
panującą między nimi, pełną napięcia ciszę. Podniosła bagaż, przerzuciła przez ramię torbę i
odwróciła się, żeby po raz ostatni spojrzeć na Coopera.
 Jadę do twojego dziadka. Maggie powiedziała, że mogę się zatrzymać w domku dla
gości aż do wylotu jutro wieczorem.
 Zostań tu.
 Nie chcę.
Podeszła do otwartych drzwi, po czym zatrzymała się w progu, żeby ujrzeć go jeszcze
raz. Cooper wpatrywał się w nią oszołomiony. Kara wiele by dała, żeby móc poznać jego
myśli, dowiedzieć się, co przeżywa. On jednak do perfekcji opanował sztukę ukrywania
uczuć przed światem i samym sobą.
 %7łyczę ci szczęścia  powiedziała i odeszła.
ROZDZIAA JEDENASTY
Cooper stał nieruchomo w miejscu, w którym go zostawiła, osłupiały i zdruzgotany.
Słyszał, jak otwierają się frontowe drzwi, a potem z hukiem za nią zamykają. W domu
zapadła grobowa cisza. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Kara go opuściła.
Przed oczyma nadal miał jej wizerunek, tak bardzo żywy, jej spojrzenie przepełnione
bólem. Zamknął oczy, żeby go wymazać, jednak zamiast zniknąć, obraz stał się jeszcze
wyrazniejszy.
 Do licha!  jęknął, czując się bardziej samotnie niż kiedykolwiek dotąd.
 Kochałbym cię, gdybym mógł. Ale dla nas jest już za pózno.
Jak niewidzialna zamieć do pokoju wtargnęła fala zimna. Huczał wiatr, chłoszcząc go,
targając włosy i popychając w kierunku drzwi. Cooper chwycił się kurczowo klamki, by
utrzymać równowagę.
Dławiło go w gardle, serce waliło jak oszalałe. Rozejrzał się z niedowierzaniem po
sypialni. Ryk wiatru przerodził się w żałosny jęk. Obrazy wiszące na ścianach zsunęły się z
kołków i zawirowały w powietrzu w szalonym tańcu. Lampa na suficie zaczęła mrugać, dając
widowiskowy pokaz światłocieni. Lustro na toaletce pękło i rozprysło się po całej podłodze w
drobne kawałeczki, mieniąc się w błyskającym świetle.
Cooper puścił klamkę i zaparł się mocno nogami. Próbował pokonać przewracający go
wiatr i stawić czoło rozwścieczonemu duchowi.
 Przestań  zawołał, przekrzykując wycie huraganu. Jego gorący oddech wytworzył w
powietrzu zwiewną mgiełkę.  Czego chcesz? Nic ci nie zrobiłem!
Lament przybrał na sile, przyprawiając pisarza o gęsią skórkę. Zcisnęło go w żołądku.
Poczuł, jak zaczyna w nim krążyć adrenalina. Rozpaczliwe zawodzenie wdarło się do jego
duszy i serca, rozdzierając je w powolnej agonii.
Wiatr hulał, obrazy wirowały, na szybach osadził się mróz.
 Odeszła, nie mogę jej zatrzymać!
Jęki coraz głośniejsze i coraz bardziej przerazliwe uderzyły w niego ze zdwojoną siłą.
Zadrżały ściany, zawył rozjuszony wiatr.
 Duchy nie będą mi rozkazywać!  wykrzyknął. Słysząc własne słowa, zaczął się
zastanawiać nad ich sensem. Czy nie podporządkował całego swojego życia duchom
przeszłości? Czyż jego losu nie naznaczyła tragedia sprzed lat?
Poczuł w głowie zamęt. W gruncie rzeczy niczym się nie różnił od uwięzionego w domu
ducha.
Zjawa, podobnie jak on, zrezygnowała ze wszystkiego, zamykając się we własnym bólu.
Odgrodziła się od świata na resztę życia, tonąc w rozpaczy. Nawet po śmierci nie chciała
dopuścić do siebie duszy kochanka. Była tak zasklepiona we własnym cierpieniu, że nie
potrafiła odnalezć drogi wyjścia. I wtedy, i teraz.
Nagle Cooper ujrzał przed sobą własną przyszłość, która przeraziła go bardziej niż
poczynania zjawy.
Nie, mruknął, przeczesując włosy lodowatymi palcami. Nie będzie jak uwięziony duch.
Jego sytuacja jest inna.
Czy aby na pewno?  zastanowił się.
Zrezygnował z miłości, żeby się ochronić przed bólem. Kara starała się do niego zbliżyć,
pokonać mur, którym się otoczył, a on ją odrzucił.
Wiatr nagle ustał, a wirujące w powietrzu obrazy runęły z łoskotem na podłogę. Chłód
ustąpił, roztapiający się na szybach lód zaczął spływać strużkami wody, sprawiając wrażenie,
jakby dom płakał. Temperatura w sypialni powróciła do normy. Cooper zastygł w bezruchu
jak ocalały po bitwie. Starał się poukładać w głowie myśli i wyciągnąć wnioski, zanim będzie
za pózno.
Godzinę po tym jak Kara położyła się do łóżka, na podwórku Jeremiaha zaparkował
samochód. Od razu podświadomie wyczuła, że to Cooper przyjechał. Leżała, nie mogąc
zasnąć, i wpatrywała się w sufit. Postanowiła, że nie wyjrzy przez okno. Nie chciała na niego
patrzeć. Obawiała się, że może jej nie wystarczyć silnej woli, żeby wyjechać. A do tego nie
mogła dopuścić. Nie mogła czekać w nieskończoność, licząc na to, że Cooper się obudzi i
zrozumie, że ma prawo żyć. I kochać.
W końcu zakopała się pod kołdrą i zapadła w niespokojny sen.
Cooper stał na ganku, głośno łomocząc w drzwi domu Jeremiaha. Rzucił krótkie
spojrzenie w kierunku spowitego w ciemnościach domku dla gości, walcząc z potrzebą
natychmiastowego zobaczenia Kary.
Poczucie desperacji wzbierało w nim jak gorąca lawa. Odwrócił się i uderzył z całej siły
pięściami w stare, twarde drewno, raniąc przy tym dłonie.
Kiedy drzwi się otworzyły, zrobił krok do tyłu i o mało się nie przewrócił.
 Czyś ty oszalał?  przywitał go Sam, rzucając mu gniewne spojrzenie.  Nie za pózno
na wizytę? Wszystkich pobudzisz!
 Muszę z tobą porozmawiać  zignorował kuzyna i przepchnął się obok niego, by wejść
do środka. Skrzypiąc tenisówkami na linoleum, zaczął nerwowo przemierzać kuchnię, od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl