[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pod pachy i pomagamy mu dzwignąć się na nogi.
Potknąłem się? pyta Haymitch. Coś tu śmierdzi.
Wyciera rękę o nos i rozmazuje wymiociny po twarzy.
Odprowadzimy pana do przedziału proponuje Peeta. Spróbujemy pana doczyścić.
Na wpół prowadzimy, ma wpół wleczemy Haymitcha do jego przedziału. Nie chcemy go
kłaść na haftowanej narzucie, więc zaciągamy go do wanny i odkręcamy prysznic. Nawet do
niego nie dociera, co siÄ™ z nim dzieje.
Dzięki odzywa się do mnie Peeta. Dalej sam sobie poradzę.
Nie powiem, żebym nie była mu wdzięczna, bo wcale nie mam ochoty rozbierać
Haymitcha, wypłukiwać wymiocin z jego włosów na piersi i kłaść go do łóżka. Peeta pewnie
stara się zrobić na nim dobre wrażenie, aby po rozpoczęciu igrzysk zostać jego ulubieńcem.
Haymitch jest jednak w takim stanie, że jutro pewnie nic nie będzie pamiętał.
Nie ma sprawy zgadzam się. Mogę przysłać ci do pomocy kogoś z Kapitolu.
Jadą z nami pociągiem. Gotują dla nas. Obsługują nas. Pilnują. Troszczą się o nas, bo na tym
polega ich praca.
Nie, nie chcę ich tutaj mówi Peeta.
Kiwam głową i ruszam do swojego przedziału. Rozumiem Peetę. Sama nie mogę znieść
widoku mieszkańców Kapitolu. gdyby jednak musieli się zająć Haymitchem, mogłabym to
u/uać za coś w rodzaju zemsty. Zastanawiam się, czemu Peeta woli sam doprowadzić go do
porządku, i nagle mnie olśniewa. Ponieważ jest dobry. Mnie również okazał dobroć, kiedy
podarowała mi chleb. Uwiadomienie sobie tego budzi moją czujność. Dobry Peeta Millark
jest znacznie niebezpieczniejszy od niedobrego. Dobrzy ludzie potrafią wniknąć w moje
serce i zapuścić tam korzenie Nie mogę dopuścić, aby Peeta się we mnie zagniezdził. Th
wykluczone, zważywszy, że wkrótce oboje trafimy na arenę Podejmuję decyzję. Od tej pory
chcę mieć jak najmniej do czynienia z synem piekarza.
Kiedy wracam do przedziału, pociąg zatrzymuje się na peronie. Uzupełniamy paliwo.
Pośpiesznie uchylam okno, wyrzucam paczkę ciastek od ojca Peety i zatrzaskuję szybę.
Dość. Koniec z nimi obydwoma.
32
Niestety, paczka pęka i ciastka rozsypują się między mniszkami przy torach. Spoglądam
na nie tylko przez moment, bo pociÄ…g ponownie rusza, ale to wystarcza. Z miejsca
przypominam sobie inny kwiat mniszka, ten sprzed lat, na szkolnym podwórzu
Oderwałam wzrok od posiniaczonej twarzy Peety Mellarki i zobaczyłam mniszek, a wtedy
odżyła we mnie nadzieja.
Ostrożnie zerwałam kwiatek i pośpiesznie wróciłam do domu. I .im chwyciłam wiadro,
złapałam Prim za rękę i obie ruszyłyśmy na Aąkę. Tak jak myślałam, była upstrzona żółtymi
główkami mniszków. Zbierając je, ruszyłyśmy wzdłuż wewnętrznej Miony ogrodzenia.
Wędrowałyśmy z półtora kilometra, zanim wiadro wypełniło się mniszkami liśćmi,
łodyżkami i kwiatami. Tamtego wieczoru na kolację była uczta z mniszkowej sałatki oraz
resztek chleba z piekarni.
A inne rośliny? chciała wiedzieć Prim. Jest ich więcej do jedzenia?
Mnóstwo zapewniłam ją. Tylko muszę je sobie przypomnieć.
Mama miała album, który przywiozła ze sobą z apteki. Stronice książki ze starego
pergaminu były pokryte atramentowymi rysunkami roślin. Staranne, odręczne napisy
informowały, jak rośliny się nazywają, gdzie należy ich szukać, kiedy kwitną, jakie jest ich
medyczne zastosowanie. Ojciec dodał do książki własne hasła. Opisał rośliny jadalne, nie
lecznicze mniszki, szkarłatki, dziką cebulę, pinię. Przez resztę wieczoru razem z Prim
wertowałyśmy stronice albumu.
Następnego dnia nie było szkoły. Przez jakiś czas plątałam się po obrzeżach Aąki, aż
wreszcie zebrałam się na odwagę i przecisnęłam pod siatką. Po raz pierwszy znalazłam się
sama po drugiej stronie ogrodzenia, bez broni ojca, z którą czułabym się bezpiecznie. W
pustym pniu drzewa odszukałam jednak strzały i mały łuk, który skonstruował specjalnie dla
mnie. Tamtego dnia zapewne nie zanurzyłam się w las głębiej niż na dwadzieścia metrów.
Większość czasu spędziłam na gałęziach starego dębu, licząc na to, że pojawi się jakaś
zwierzyna. Po kilku godzinach uśmiechnęło się do mnie szczęście. Ustrzeliłam królika.
Wcześniej, pod okiem taty, kilka razy upolowałam już króliki. Tym razem zrobiłam to
całkowicie samodzielnie.
Nie jadłyśmy mięsa od wielu miesięcy. Na widok królika mama wyraznie się ożywiła.
Wstała, obdarła go ze skóry i przyrządziła potrawkę z zieleniną zebraną przez Prim. Potem
33
jednak znów zaczęła się dziwnie zachowywać i wróciła do łóżka. Gdy potrawka była gotowa,
zmusiłyśmy mamę do zjedzenia jednej porcji.
Las okazał się naszym wybawcą. Każdego dnia zapuszczałam się coraz głębiej. Z
początku marnie mi szło, ale uparłam się nas wyżywić. Kradłam jaja z gniazd, chwytałam
ryby w sieci, czasami udawało mi się ustrzelić wiewiórkę albo królika na potrawkę. Do tego
zbierałam przeróżne rośliny, które zauważałam pod stopami. Z roślinami trzeba uważać.
Wiele jest jadalnych, ale wystarczy jeden nierozważny kęs i już po tobie. Zawsze po kilka
razy oglądałam każdą zerwaną roślinę i porównywałam |;| z rysunkami ojca. Utrzymywałam
nas przy życiu.
Każda oznaka niebezpieczeństwa, dobiegające z oddali wycie, niewyjaśniony trzask gałęzi
sprawiały, że momentalnie biegłam do ogrodzenia. Z czasem przekonałam się, że najlepiej
wdrapywać się na drzewa dla ochrony przed dzikimi psami, bo szybko się nudzą, zniechęcają
i odchodzą. Niedzwiedzie i koty mieszkały głębiej, może nie były w stanie znieść smolistego
smrodu naszego dystryktu.
Ósmego maja udaÅ‚am siÄ™ do PaÅ‚acu SprawiedliwoÅ›ci po astragal i wróciÅ‚am do domu z
pierwszÄ… partiÄ… ziarna i oleju, zaÅ‚adowanÄ… na wózek dla lalek Prim. Ósmego dnia każdego
miesiąca miałam prawo ponownie zgłosić się po porcję żywności. Rzecz jasna, nie mogłam
zaprzestać polowań i zbieractwa. Samo ziarno nie wystarczyłoby do jedzenia, a przecież
korzystałyśmy jeszcze z mydła, mleka, nici. To, co nie było nam absolutnie niezbędne do
jedzenia, wymieniałam na wieku. Bałam się odwiedzać to miejsce bez ojca, ale ludzie
darzyli go szacunkiem, więc i mnie zaakceptowali. Pukałam także do tylnych drzwi domów
bogatszych klientów w mieście. Usiłowałam pamiętać o tym, co mi powtarzał ojciec,
dowiedziałam się też kilku nowych rzeczy. Rzezniczka kupowała króliki, ale nie brała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]