[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sinclair i Thomas byli sobie bliscy.
- Twierdzi, że nie mógł przyjechać. Powiedział
mi, że grał w karty, pił i zabawiał się z kobietami.
- Victoria sposÄ™pniaÅ‚a, ale zauważywszy, że Augu­
sta przygląda się jej z ciekawością, pospiesznie
zmieniła wyraz twarzy. Nie była zazdrosna. Po
prostu nie potrafiła rozgryzć Sina. Zupełnie jakby
próbowała dojrzeć obraz zasłonięty płótnem. - Nie
jestem pewna, czy mu wierzyć, bo sama widziałam,
jak oszukuje przy piciu...
Lady Drewsbury usiadła prosto.
- Co masz na myśli?
- Sinclair i jego trzej przyjaciele, którzy pomagają
mu w śledztwie, udają pijanych, żeby zachęcić ludzi
do mówienia. Podobno takie zachowanie weszÅ‚o mo­
jemu mężowi w nawyk. Ciekawe, kiedy i dlaczego.
- Prowadzi śledztwo?
- Tak. WyglÄ…da mi to niemal na obsesjÄ™.
Przez chwilę dwie kobiety patrzyły na siebie
w milczeniu. W końcu Augusta odstawiła filiżankę.
- Myślisz, że brał udział w wojnie, tak? Nigdy mi
nie wspominał, że próbuje rozwiązać jakąś sprawę,
w szczególności sprawę zabójstwa Thomasa.
- Może się mylę, ale...
- Nie sÄ…dzÄ™.
Victoria się uśmiechnęła.
- Ja również. Podobno korespondowaÅ‚ z Thoma­
sem. Masz jego listy?
124
- Wszystkie. - Gospodyni wstaÅ‚a. SprawiaÅ‚a wra­
żenie silniejszej niż wtedy, gdy się witały. - Chodz
ze mnÄ…, moja droga.
Victoria wróciła do Grafton House ze starymi
szkicami Thomasa i bardzo interesujÄ…cymi listami,
które Sinclair pisał do brata. Sama zaniosła je do
swojego salonu, rezygnujÄ…c z pomocy Jenny.
Pewna, że odkryła prawdę, musiała zdecydować,
jak powiedzieć o tym mężowi. Oraz jak go poinfor­
mować, że jego babcia i brat przyjdą na kolację.
Przekonana, że Sinclair Grafton w rzeczywisto­
Å›ci jest bohaterem, nie mogÅ‚a siÄ™ doczekać jego po­
wrotu do domu.
Drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Vixen, słyszałaś?
- Lucy? Co ty...
- Mniejsza o to! - Przyjaciółka podbiegła do niej
i chwyciła ją za ręce. - Nie słyszałaś, prawda?
Policzki nieoczekiwanego gościa płonęły, oczy
błyszczały podnieceniem.
Po raz pierwszy Victoria nie była zadowolona
z wizyty Lucy, która przerwała jej marzenia na jawie.
- A o co chodzi?
- Twój mąż pobił lorda Williama!
Victoria zmarszczyła brwi.
- Williama Landry'ego?
- Tak! Krew leciaÅ‚a mu z nosa jeszcze przez dwa­
dzieścia minut! Tak mówił Lionel.
- Ale dlaczego, u licha, Sinclair miaÅ‚by bić Wil­
liama? Wie, że jesteśmy przyjaciółmi.
Lucy się zarumieniła.
125
- William coś powiedział - wyszeptała, choć
mógł ją usłyszeć tylko Lord Baggles, który spał na
parapecie.
- Co? - Victoria zmierzyÅ‚a przyjaciółkÄ™ wzro­
kiem. - Na mój temat, prawda?
Panna Havers pokiwała głową.
- I Sinclair go uderzył?
- Kilka razy. Chyba by go zabiÅ‚, gdyby nie odciÄ…­
gnął go pewien jasnowłosy wielkolud.
Zapewne ten sam potężnie zbudowany mężczy­
zna, który pamiÄ™tnej nocy czaiÅ‚ siÄ™ przy stajni. Mo­
że William przerwał kolejne sekretne spotkanie?
- Kiedy to się stało?
- Wczoraj wieczorem u Boodlesa. Lionel twier­
dzi, że lord William był pijany, natomiast lord Al-
thorpe nie, sądząc po tym, jak się poruszał.
- A może Sinclair ma po prostu mocniejszÄ… gÅ‚o­
wÄ™ - powiedziaÅ‚a spokojnie, choć w Å›rodku caÅ‚a pÅ‚o­
nęła. Mąż broniÅ‚ jej honoru, a kiedy zjawiÅ‚ siÄ™ w do­
mu, ona wszczęła sprzeczkę. Niech to licho! - On
zaraz wróci. Nie chcę, żeby wiedział, że ja wiem.
Lucy się uśmiechnęła.
- Ale jesteÅ› zadowolona?
Vixen odwzajemniła uśmiech.
- Tak.
- To takie romantyczne. Opowiesz mi pózniej,
jak zareagował?
-Tak.
Po wyjściu przyjaciółki Victoria wstała z sofy
i zaczęła spacerować po salonie. Zachowanie Sin­
claira nic nie zmieniÅ‚o, wmawiaÅ‚a sobie. JeÅ›li jej po­
dejrzenia były słuszne, w przeszłości wiele razy na-
126
rażaÅ‚ siÄ™ na zdemaskowanie. Lecz tym razem ryzy­
kował dla niej.
Gdy rozległo się znajome pukanie, aż podskoczyła.
- ProszÄ™.
Do pokoju zajrzał Sinclair.
- Milo mówił, że chciałaś się ze mną widzieć.
- Tak. Ja... Mógłbyś zamknąć drzwi?
Gdy ruszyÅ‚ w jej stronÄ™, cofnęła siÄ™ do okna. Jej ser­
ce biło tak szybko i mocno, że na pewno je słyszał.
- Co się stało?
-Ni c.
Och, jest Å›mieszna! Dlaczego tak siÄ™ jej trzÄ™sÄ… ko­
lana? %7Å‚ar, który od dawna siÄ™ w niej tliÅ‚, teraz buch­
nÄ…Å‚ wielkim pÅ‚omieniem, ale to nie byÅ‚ powód, że­
by zapomnieć starannie przygotowanej mowy.
W bursztynowych oczach dostrzegła rozbawienie.
- Na pewno dobrze siÄ™ czujesz? PrzygarnęłaÅ› sÅ‚o­
nia albo inne bezradne maleństwo?
Zachichotała nerwowo.
- Nie. Tylko chciaÅ‚am przeprosić, że wczoraj by­
Å‚am dla ciebie szorstka.
Uniósł brew.
- Sam sobie na to zasÅ‚użyÅ‚em. PotrafiÄ™ być przy­
kry i okrutny.
- Nie. PrzerwaÅ‚am ci rozmyÅ›lania o bracie i wy­
korzystałam twój nastrój.
Sinclair zrobił kolejny krok w stronę Victorii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl