[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie!  Zabrzmiało to jak skowyt zranionego zwierzęcia.
 To nie wszystko  ciągnął Geoffrey. Głos miał cichy i stanowczy, Elizabeth siłą
woli opanowała się więc i słuchała dalej:  Belwain wystąpił do Wilhelma o przyznanie
opieki nad Thomasem. Wszyscy już są w Londynie i ja też zostałem tam wezwany. Jadę
jutro z rana.
 Muszę jechać z tobą  powiedziała.  Oboje musimy jechać. Proszę  błagała  nie
możesz mnie zostawić, Geoffrey.
 Dobrze, pojedziesz ze mną. To twoja rodzina, więc tak powinno być  stwierdził.
Elizabeth zaczęła płakać.
 Nasza rodzina  poprawiła go przez łzy.  Co teraz będzie?  spytała.  Co król
zrobi?
Geoffrey wyczuł jej drżenie i znów mocno ją przytulił.
 Wysłucha wszystkich stron i wtedy podejmie decyzję. Nie martw się. Wilhelm jest
prawym królem. Miej do niego zaufanie.
 Nie mogę!  Wtuliła głowę w ramię męża i dalej płakała.
Geoffrey trzymał ją i pocieszał, póki nie zabrakło jej łez.
 Czy mi ufasz?  spytał, gdy ucichła.
 Wiesz, że tak.
 Wiec jeśli ci powiem, że wszystko będzie dobrze, to mi uwierzysz  stwierdził.
 Jeśli tak powiesz, to uwierzę  potwierdziła.
 Wobec tego daję słowo, że nie pozwolę skrzywdzić twojej rodziny.
 Ale co z tobą?  spytała.  Czy możesz mi obiecać, że tobie też nie stanie się
krzywda?
Zaskoczyło go to pytanie, bo jemu żadne niebezpieczeństwo nie groziło.
 Obiecuję  zapewnił.  A teraz spróbuj zasnąć. Mamy jutro przed sobą cały dzień
ciężkiej jazdy. I przez dwa następne dni także.
Elizabeth naturalnie nie zapomniała o nowinie, jaką miała dla Geoffreya.
W obronnym geście położyła sobie dłoń na brzuchu. Gdyby mu teraz powiedziała, nie
pozwoliłby jej jechać na dwór Wilhelma. Musiała poczekać do czasu, aż rozwiąże się
problem z Belwainem. Wtedy podzieli się z Geoffreyem swą radością. Tymczasem
będzie chronić ich dziecko, tak samo jak Geoffrey chroni ją, swoją żonę.
Zamknęła oczy i spróbowała odgonić niepokojące myśli. Potrzebowała odpoczynku,
by nazajutrz sprostać wyzwaniu. W nocy znowu nawiedził ją koszmar. Gdy zbudziła się
z krzykiem, Geoffrey zaczął ją pocieszać i koić.
Poprosił, żeby opowiedziała mu sen, ale nie była w stanie.
Przytuliła się do niego i zaczęła się modlić. Modliła się, żeby koszmar nie okazał się
złą wróżbą.
Podróż do Londynu zajęła trzy długie dni. Gdy wjechali na ziemię Wilhelma,
Elizabeth była tak wyczerpana, że prawie nie miała siły rozejrzeć się dookoła. Chciała
tylko zobaczyć Elslowa i małego Thomasa, ale Geoffrey jej nie pozwolił.
 Wez kąpiel i odpocznij. Zobaczysz ich rano  obiecał.
 I poznasz twojego króla.
Nie miała ochoty na spotkanie z królem, przyznając w duchu, że się go boi. Chociaż
zdawała sobie sprawę, że wiele opowieści o Wilhelmie jest zapewne przesadzonych, to
sercem wierzyła we wszystkie.
Dano im przestronną komnatę z widokiem na dziedziniec. Aoże było jeszcze dwa razy
większe niż w Berkley.
Gdy tylko Elizabeth wykąpała się i przebrała, skuliła się pośrodku tego łoża
w oczekiwaniu na powrót Geoffreya.
Nie było go, bo poszedł przywitać się z królem i sprawdzić, jak przedstawia się
sprawa .Elslowa.
Zbudziła się dopiero rano. Mgliście przypomniała sobie, jak w nocy Geoffrey ją
rozbierał i ogrzewał. Teraz jednak znowu go nie było. W pobliżu łoża stała taca
z jedzeniem, ale Elizabeth nie tknęła ani kęsa. Za bardzo buntował jej się żołądek.
Starannie się ubrała wiedząc, że nie uniknie spotkania z Wilhelmem. Musiała wyglądać
jak najlepiej, żeby Geoffrey mógł być dumny z żony.
Skończywszy toaletę, stanęła przy oknie i zaczęła się przyglądać ludziom na
dziedzińcu. Z każdą sekundą stawała się coraz bardziej spięta, żarliwie modliła się, by
Geoffrey skończył ze swymi obowiązkami i wreszcie po nią przyszedł. Zamiast
Geoffreya przyszedł jednak Roger.
 Gdzie jest Geoffrey?  spytała drżącym głosem.
Wierny wasal ujął ją pod ramię i poprowadził do drzwi komnaty. Elizabeth
zobaczyła, że dwóch ludzi Geoffreya stało przez cały czas na warcie i przeżyła małe
zaskoczenie.
 Twój mąż, pani, jest u króla  odrzekł Roger.  Jest tam również twój dziadek. 
Dostrzegł niepokój milady, nie miał jednak sposobu, by ją pocieszyć. Był tak samo
zatroskany jak ona, tyle że znacznie lepiej umiał ukrywać uczucia. Nie wiedział, co
zamierza Geoffrey.  Król zażądał twojej obecności, pani  oznajmił.
Szli korytarzem, ale po ostatnich słowach Rogera Elizabeth gwałtownie się
zatrzymała.
 To był jego głos  wyszeptała.  Nie mogę tam iść, Roger! Sen się sprawdza. Nie
mogę!
Roger nie miał pojęcia, o czym mówi Elizabeth, nie bardzo więc wiedział, co robić.
 Twój mąż, pani, chce cię mieć u swego boku powiedział w końcu, instynktownie
czując, że Elizabeth nie przeciwstawi się woli Geoffreya.
Przypuszczenie się potwierdziło. Elizabeth wyprostowała ramiona i przestała
spoglądać jak zaszczute zwierzę.
 Wobec tego muszę iść  powiedziała.
Ruszyła z Rogerem przez labirynt wilgotnych, słabo oświetlonych korytarzy. Weszli
do obszernej komnaty, szczelnie wypełnionej ludzmi. Wszyscy byli ubrani w najlepsze
stroje, świadczące o pozycji właścicieli. Elizabeth przypuszczała, że ma przed sobą
wyłącznie utytułowanych poddanych, którzy czekają na audiencję u króla.
Ludzie rozstąpili się przed nimi. Elizabeth ujrzała masywne podwójne drzwi,
podobne do tych, jakie widziała we śnie. Ogarnęła ją tak silna trwoga, jak jeszcze nigdy.
Zapatrzona w drzwi, nie zwracała uwagi na szeptane komentarze i aprobujące
spojrzenia tłumu. Szła naprzód.
Wejścia pilnowało trzech wartowników. Jeden z nich pozdrowił Rogera skinieniem
głowy i gestem zaprosił ich do środka. Drzwi otworzyły się, wydając przy tym skrzyp
protestu. Roger odsunął się na bok, przepuszczając Elizabeth.
 Czy wejdziesz za mną?  spytała cicho. Zaskoczyła go tym pytaniem. Dla
niewtajemniczonego obserwatora wyglądała jak wcielenie pogody i pewności siebie.
Roger nie wątpił, że on jeden potrafi wyczytać nerwowość z oczu pani i lęk z jej głosu. 
Chciałabym, żebyś był blisko na wypadek, gdyby mąż potrzebował twojej pomocy 
wyjaśniła Elizabeth.
Roger uśmiechnął się mimo woli.
 Będę stał w drzwiach  odrzekł. Nie dodał, że musi pilnować pleców swoich
państwa. Troska o bezpieczeństwo milorda i milady należała do jego obowiązków, nie
było więc o czym mówić.
Elizabeth wkroczyła do komnaty. I wtedy urzeczywistnił się jej koszmar. Dokładnie
przed nią, na pozłacanym tronie, trzy stopnie nad poziomem podłogi siedział król
Wilhelm. U podnóża schodków po lewej stronie stał Geoffrey. Twarzą do niego, o jakieś
dwa metry dalej stał w rozkroku Elslow. Ani jeden, ani drugi nie był jednak skuty.
W komnacie było też kilka innych osób, ale Elizabeth nie traciła czasu na
sprawdzanie, czy kogoś zna. Uśmiechnęła się do Geoffreya i Elslowa i dalej zmierzała ku
królowi. Przed pierwszym stopniem przyklękła i skłoniła głowę.
 Panie, przedstawiam ci moją żonę, Elizabeth.  Głos Geoffreya brzmiał czysto
i donośnie. Elizabeth usłyszała w nim także nutę dumy.
 Wstań i pozwól, że ci się przyjrzę  burknął Wilhelm.
Głos miał równie potężny jak ciało. Elizabeth pośpiesznie spełniła jego życzenie.
Wreszcie spojrzała mu w twarz i ze zdziwieniem stwierdziła, że król się do niej
uśmiecha.
Był naprawdę olbrzymem, równie grubym jak wysokim, z przenikliwymi, bystrymi
oczami. Elizabeth jakoś nie ugięła się pod jego aprobującym spojrzeniem. Z nadludzkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl