[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stwierdzili, że to wzruszający gest. Informację o ufundowaniu szkoły odczytano
nawet królowi w trakcie jego porannego wypróżnienia.
Przez następne dwa stulecia z okładem w Chopham Hall zaszło wiele zmian.
Pierwotny zapis uzupełniły kolejne darowizny. Był nawet czas, gdy szkoła stała
się na tyle modna, że przyciągała synów pośledniejszej arystokracji. Niestety, te-
go sierpniowego popołudnia, gdy pociąg Jonathana wtacza się na śpiącą stacyjkę
w Chopham Constable, te dni należą już do przeszłości. Chopham Hall sytuuje
się gdzieś pośrodku wielkiej drabiny angielskich szkół prywatnych, o wiele niżej
223
od wszystkich Harrowów, Etonów i Winchesterów, na tyle jednak wysoko w hie-
rarchii społecznej, by miejscowi wieśniacy uchylali czapek przed nauczycielami
i czasem za ich plecami spluwali.
Jonathanowi wydaje się, że Norfolk leży bardzo daleko od Londynu. Tłu-
kąc się przez równinną okolicę, przypomina sobie Pendżab. Pod wpływem wspo-
mnień zaczyna czuć się nieswojo. Na widok czekającego na peronie Briggsa, woz-
nego w Chopham Hall, sztywnej figury z bujną brodą i melonikiem na głowie, ma
ochotę zostać w pociągu i spróbować szczęścia z Kings Lynn. Zbiera się jednak
na odwagę, wysiada, daje się rozpoznać i już po chwili przemierza z Briggsem
wioskę staromodną dwukólką.
Rozmowa się nie klei. Briggs rzuca coś o pogodzie, która jest całkiem znośna,
zważywszy na okoliczności. Jakie okoliczności, Jonathan nie pyta, a Briggs nie
uznaje za stosowne wyjaśniać. Pod bramę szkoły podjeżdżają w całkowitej ciszy.
Pierwsze wrażenie jest miłe. Teren jest rozległy, boiska do rugby i krykieta
biegną w stronę Brand, niewielkiego strumyka stanowiącego wschodnią grani-
cę parku. Od czasów sir Perry ego elżbietańska budowla niewiele się zmieniła,
choć kolejni dyrektorzy przydali szkole luksusu w postaci nowego internatu oraz
sali gimnastycznej i kaplicy, zbudowanych pod jednym dachem. Owo architekto-
niczne curiosum w formie prostego wiktoriańskiego gotyku wywodzi się z teorii
któregoś pedagoga, dotyczącej ścisłego związku między wielbieniem Boga a ćwi-
czeniami fizycznymi. Wprowadził on ją w życie przy udziale postępowego grona
pedagogicznego i specjalnego funduszu.
Wieża kaplicy, walcowaty twór z nieco wygiętym i dziwacznie bulwiastym
szczytem, to wszystko, co pozostało z szaleństwa sir Perry ego. Powstała w apo-
geum wyczynów starego zbereznika. Zamaskowana, przyporami i zwieńczona
krzyżem, ciągle znana jest wśród wieśniaków jako Wielki Wał. Legenda gło-
si, że stanowi dokładne odwzorowanie ulubionego narzędzia sir Perry ego, które
uwiecznił, starając się o przychylność księżnej Devonshire.
Gdy Briggs wyjmuje walizę z dwukółki, Jonathan wchodzi do wyłożonego
dębem holu i po raz pierwszy wciąga w nozdrza woń mydła karbolowego, bło-
ta i gotowanej kapusty, mieszankę zapachową charakterystyczną dla angielskiej
szkoły z internatem. Na trzy tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego panu-
je tu martwa cisza. Pozłacane nazwiska i gipsowe popiersia dawnych dyrektorów
patrzą na Jonathana z przedziwnym spokojem, jakby strzegły zawieszenia broni.
Jonathan przygląda się trofeom sportowym ustawionym na półkach przeszklonej
szafy, aż Briggs kaszle mu głośno nad uchem i sugeruje, że może jednak powinni
iść już na górę, zważywszy na okoliczności. Jonathan pnie się za starym sługą po
schodach. Mijają szereg zamkniętych drzwi i obszerną, ponurą salę, służącą młod-
szym chłopcom do odrabiania lekcji. Wreszcie dochodzą do skrzydła, w którym
mieściły się kiedyś pokoje gościnne rodziny Haldane ów, a teraz znajdują się sale
klas szóstych.
224
Drzwi. Kolejny pusty pokój czeka, by go czymś zapełnić.
Jonathan może się teraz rozpakować. Dyrektor oczekuje go za godzinę na her-
bacie. W szklarni. Po oznajmieniu tego Briggs stoi w drzwiach wyczekująco. Do-
piero kiedy Jonathan wciska mu do ręki monetę, odchodzi, powłócząc nogami.
Szklarnie stoją na tyłach głównego gmachu i przypominają miniaturowy
szklany pałac, lśniący w promieniach słońca. Jonathan jak zahipnotyzowany idzie
ku nim przed trawnik. Osadza go w miejscu donośny wrzask.
 Chłopcze! CHAOPCZE!
Jonathan odwraca się na pięcie i widzi poczerwieniałą twarz mężczyzny wy-
chylającego się z okna na piętrze.
 Co ty wyprawiasz?!
 Idę. . .
 Co?
 Idę do. . .
 CO? Nigdzie nie powinieneś chodzić po trawie! Pamiętaj! Patrz, co naro-
biłeś!
Jonathan spogląda pod nogi i widzi, że jego buty zostawiły na pasiastym traw-
niku małe wgłębienia.
 Trawnik!  grzmi mężczyzna.  Tylko rodzice, nauczyciele i starsza służ-
ba! Wyjątek: starostowie klas w niedzielę! Wszyscy chłopcy ze starszych klas
w Dniu Fundatorów między drugą a czwartą po południu! A teraz wynoś się stąd!
Jonathan ostrożnie wycofuje się na żwirową ścieżkę. Okno zamyka się z trza-
skiem. Jonathan myśli nad czymś przez chwilę, po czym wyjmuje z kieszeni notes
i pisze:  Dalsze potwierdzenie znaczenia trawników . Angielskość wnika w jego
skórę nieco głębiej.
Odnalezienie szklarni to jedno. Odnalezienie wejścia do środka to drugie.
Konstrukcja składa się z trzech części. Każda z nich tonie w zieleni. Niektóre
strefy są osłonięte przed światłem płóciennymi ekranami. W innych para wod- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl