[ Pobierz całość w formacie PDF ]
centralnego.
Schofield widział ziejącą przed nimi pustkę. Platforma przez cały czas powoli
opadała i obrotowa antena AWACS znajdowała się już jakieś trzy metry pod
poziomem podłogi hangaru.
Dodał gazu.
Maszyna Miłości domyślił się, co Schofield zamierza zrobić.
- Kapitanie, zwariowałeś!
- %7łeby tylko się udało... Trzymaj się. Dodał gazu.
Karaluch wyprysnął do przodu, tylne opony piszczały, zbliżali się nieuchronnie do
krawędzi.
Najważniejsza jest prędkość, pomyślał Schofield. Potrzebował odpowiedniego
impetu, aby dolecieć do...
Byli coraz bliżej krawędzi.
Wokół wystrzeliwały snopy iskier.
Schofield mocno trzymał kierownicę.
Wreszcie karaluch dotarł do krawędzi i wyskoczył w powietrze.
Leciał z wysoko uniesionym nosem i wirującymi kołami.
Po chwili zaczął spadać, przekręcając się w powietrzu tak, że przód znalazł się
niżej od tyłu.
Platforma była teraz mniej więcej dziesięć metrów poniżej górnej krawędzi szybu,
ale korpus rozbitego AWACS-a-i jego obrotowa antena - sprawiły, że ciągnik spadł
jedynie trzy metry w dół.
Wylądował z wielkim hukiem dokładnie pośrodku wysoko wystającej, skośnie
ustawionej anteny.
Jej konstrukcja z tytanu wytrzymała impet uderzenia karalucha.
Nie wytrzymały jednak podpory.
Natychmiast się wygięły i pękły jak gałązki, pękła również część kadłuba, na której
były zamocowane.
Metalowy korpus boeinga pod ciężarem ciągnika został zgnieciony jak puszka po
napojach, skutecznie amortyzując impet uderzenia.
Talerz anteny wbił się w jej podstawę, tworząc coś w rodzaju pochylni, po której
karaluch zjechał na kadłub samolotu, a stamtąd na lewe skrzydło.
Kiedy ciągnik podskakiwał, ześlizgiwał się na boki i parł naprzód, Schofieldem
i Maszyną Miłości rzucało jak szmacianymi lalkami.
Jakimś sposobem Schofieldowi udało się wcisnąć pedał hamulca i karaluch,
szarpiąc wściekle, obrócił się, po czym huknął o ścianę szybu - tuż przy prostokątnym
otworze w platformie, pod którym znajdowała się winda w windzie .
Jeszcze na dobre się nie zatrzymał, gdy Schofield już wstawał, pomagając
Maszynie Miłości wypełznąć z kabiny. Niemal w tym samym momencie spomiędzy
stert poskręcanej blachy wyskoczyli pierwsi komandosi 7. Szwadronu i natychmiast
otworzyli ogień.
Na szczęście ich pociski okazały się niecelne.
Mogli jedynie się przyglądać w zdumieniu, jak Schofield podaje Maszynie Miłości
prezydencką walizkę, zarzuca sobie rannego kolegę na plecy i skacze w otwór
miniplatformy, znikając w ciemności.
Schofield i Maszyna Miłości lecieli w dół szybu niczym podniebni surferzy,
maleńcy jak krasnale na tle gigantycznych ścian.
Maszyna Miłości z całej siły trzymał Schofielda za ramiona, ściskając Piłkę
i wrzeszcząc: AAAAAAAAAA!
Szara betonowa ściana przemykała obok nich jak ekspres.
Schofield spojrzał w dół i ujrzał prostokąt światła, wpadający do szybu przez
otwarte drzwi na poziomie 1 i oświetlający zaparkowaną tam małą platformę - ponad
sześćdziesiąt metrów w dole.
Wyjął z pochwy na plecach zdobycznego maghooka i naciśnięciem odpowiedniego
przycisku w rączce otworzył hak.
Nie mógł strzelać w spód głównej platformy, bo maghook miał jedynie czterdzieści
pięć metrów linki i zawiśliby wysoko nad wejściem do poziomu 1.
Musiał zaczekać, aż spadną jeszcze jakieś piętnaście metrów i...
Ponieważ przelatywali bardzo blisko ściany, Schofield w którymś momencie
zahaczył hak o stalowy uchwyt, wystający z pokrytej warstwą smaru ściany. Uchwyt
ten przytrzymywał wiązkę kabli, schodzących w dół szybu.
Choć hak złapał uchwyt, spadali dalej - a linka rozwijała się szybko, latając na
boki.
Mała platforma zbliżała się błyskawicznie.
Coraz szybciej... szybciej... szybciej...
Nagle szarpnęło nimi gwałtownie.
Zatrzymali się - metr nad małą platformą, naprzeciwko wielkich wrót,
prowadzących na poziom 1.
Schofield przestał przyciskać czarny guzik na przedniej rączce maghooka, co
spowodowało zahamowanie odwijania się linki i ostatni metr opadali powoli.
Kiedy dotknęli stopami platformy, stwierdzili, że mają towarzystwo.
Stali przed nimi Book II, Juliet i prezydent, a z tyłu za nimi Matka, Mózgowiec
i Herbie Franklin.
- Jeśli ktoś spróbuje opowiedzieć dowcip o spadaniu z nieba - mruknęła Matka -
będzie miał ze mną do czynienia.
- Musimy stale się poruszać - oświadczył Schofield, zwijając linkę maghooka.
Wielka platforma przez cały czas zjeżdżała w dół - wraz z komandosami 7.
Szwadronu.
Grupa Schofielda kierowała się ku znajdującej się w głębi podziemnego hangaru
pochylni dla pojazdów. Book II i Matka nieśli rannego Maszynę Miłości.
Juliet Janson podeszła do Schofielda.
- I co teraz?
- Mamy prezydenta i mamy Piłkę. Ponieważ jedynie Piłka kazała mu tu tkwić,
myślę, że opuścimy to przyjęcie. Musimy tylko znalezć podłączony do sieci komputer,
otworzyć jakieś wyjście i kłaniamy się państwu! Doktorze Franklin - gdzie jest
najbliższy komputer zabezpieczający? Coś, co podczas następnego okienka może nam
otworzyć wyjście?
- Na tym poziomie są dwa - odparł Herbie. - Jeden w biurze, drugi w skrzynce
przełącznikowej.
- A inne? Z tych tutaj nie możemy skorzystać, bo zaraz zjawią się tu niegrzeczni
chłopcy.
- Na poziomie czwartym, w pomieszczeniu dekompresyjnym.
- No to idziemy.
Kiedy ruszyli, w słuchawkach Schofielda rozległ się kobiecy głos:
- Strach na Wróble, tu Lis. Jesteśmy na dole szybu wentylacyjnego. Co mamy
robić?
- Możecie przejść dołem do szybu głównego?
- Chyba tak.
- Spotkajmy się w laboratorium na poziomie czwartym.
- Zrozumiałam. Jeszcze jedno: mamy paru nowych pasażerów.
- Wspaniale. Do zobaczenia.
Zbiegli pochylnią na poziom 2 i znalezli się przy otworze w podłodze,
wychodzącym na schody awaryjne. Zbiegli schodami w dół i wkrótce byli przy
ciężkich drzwiach pożarowych, prowadzących do pomieszczenia dekompresyjnego na
poziomie 4.
Mózgowiec sprawdził drzwi.
Otworzyły się bez trudu.
Schofielda bardzo to zaniepokoiło. Sami zamykali te drzwi i zniszczyli
mechanizmy otwierające, a teraz były otwarte. Dał ręką znak: posuwać się ostrożnie .
Mózgowiec skinął głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]