[ Pobierz całość w formacie PDF ]

myślałam, że go już nigdy nie puści. Następnie wyciągnęła do mnie
chłodną dłoń i unosząc brew, powiedziała:  Jillian", a ja pomyślałam, że
bijące od niej zimno za chwilę odmrozi mi nos.
- Widziałeś to? - zapytałam szeptem, gdy zmierzaliśmy w stronę baru.
- Nie bądz śmieszna - odparł Jack, gestem zamawiając dwie szkockie. -
Ona już taka jest. Nie okazuje uczuć osobom spoza rodziny.
- A nie mogłaby n a g i ą ć zasad dla twojej dziewczyny z dwuletnim
stażem?
- Nie teraz - odparł Jack. - Nie chcę teraz o tym dyskutować.
- Zawsze tak mówisz - syknęłam i w tym momencie podeszły do nas trzy
starsze siostry Jacka.
- Daj spokój - uciął.
Złapałam swoją szkocką, schowałam się w gabinecie, żeby się uspokoić, i
już tam zostałam, wyłaniając się raz po raz tylko po to, by ponownie
napełnić szklankę. Gdy Jack w końcu znalazł mnie tam godzinę pózniej,
byłam na dwudziestej stronie Wielkich nadziei, a litery rozmazywały mi
się przed oczami.
- Czas na toast - powiedział. - Wyjdz stąd wreszcie. Mama chce, żeby
wszyscy byli.
- Nie będzie za mną tęskniła - odparłam, przewracając stronę.
- Wyjdz, Jillian. To nie czas ani miejsce.
- A kiedy b ę d z i e czas albo miejsce, Jack? Za każdym razem kiedy twoja
matka wywija podobny numer, ty albo to ignorujesz, albo zachowujesz
się, jakby nie było o czym rozmawiać! - Zatrzasnęłam książkę i rzuciłam
ją z powrotem na półkę. Spróbowałam wstać, by dodać swoim słowom
powagi, ale kolana zachwiały się pode mną, jak to bywa po trzech
szkockich.
- Daj spokój! - Teraz już i on mówił podniesionym głosem. -Ona taka jest.
Nie zmieni się! Czemu to do ciebie nie dociera?
- A czemu do c i e b i e nie dociera, że jeśli ona się nie zmieni, to może t y
powinieneś? - Byłam tak rozzłoszczona, że wszystko wokół straciło ostre
kontury (choć równie dobrze mogła to być sprawka alkoholu).
- A więc to o mnie chodzi?
- Zawsze chodziło o ciebie!
- A co z tobą? Z tobą to nie ma nic wspólnego?
- To twoja pieprzona matka, Jack! - wrzasnęłam. - A ja jestem twoją
pieprzoną dziewczyną! Czemu nie możesz jej powiedzieć, że to ja jestem
dla ciebie najważniejsza? Czemu nie powiesz:  Zaakceptuj ją, mamo"?
Czy to takie, kurwa, trudne?
- A czemu ty nie powiesz:  Jack ją kocha", i nie dasz wreszcie temu
spokoju!? - Krzyczał tak głośno, że mogłabym przysiąc, że książki trzęsły
się na półkach.
Wpatrzyłam się w niego - nagle zupełnie trzezwa i zbyt wściekła, by coś
powiedzieć - aż dotarła do mnie dziwna cisza dochodząca zza drzwi
pokoju. Był to ten rodzaj ciszy, która zapada, gdy ludzie udają, że nie
słyszeli czegoś, czego nie powinni usłyszeć, ale są zbyt oszołomieni, by
się odezwać i zatuszować fakt, że podsłuchiwali. Do Jacka również
dotarło, co się dzieje, i zobaczyłam, jak robi wielkie oczy.
- Cholera - wymamrotał pod nosem, po czym obrócił się na pięcie i
zniknął za drzwiami.
Przyszedł po mnie pół godziny pózniej.
- Musimy iść.
- Bardzo chętnie.
- Wszystko słyszała - wyjaśnił beznamiętnie, gdy wchodziliśmy do windy
odprowadzani przez kilkanaście par oczu. -Kompletna, pieprzona
porażka.
Tak więc dziś rano, gdy Jack dopytywał się, czy zdążę na urodziny jego
siostrzenicy, dobrze wiedziałam, czemu tak mu zależy i czemu jest tak
zdenerwowany moim ponownym spotkaniem z Vivian. Nie winiłam go
za to. Ostatnim razem, owszem, miałam pretensje. Zdecydowanie. Ale
teraz, z perspektywy cza-
su, postanowiłam uciec się do innej taktyki. W moim poprzednim życiu
cicho i rozpaczliwie walczyłam o to, by Jack przeciął wreszcie
przysłowiową pępowinę. Tym razem postanowiłam się nie oburzać i
skupić się na długoterminowej strategii zamiast na rozwiązaniach
krótkotrwałych. W końcu odrzucenie własnego ego i, owszem, odrobiny
szacunku do samej siebie było niedużą ceną za drugą szansę, a
przynajmniej tak myślałam nad suchym bajglem i kawą.
A teraz, kiedy wreszcie mam szansę się wykazać, jestem spózniona.
Wygląda na to, że telekonferencja, która się przeciągnęła (co może się
zdarzyć każdemu), zapoczątkuje całą lawinę kłopotów.
Spoglądam na zegar. Mój pociąg (do piekła) wjeżdża na peron, wlokę się
więc w jego stronę, przystając na chwilę obok stoiska z gazetami, by
kupić najnowszy numer magazynu  Esąuire", w którym Jack jest
starszym redaktorem.
- Kiedyś zostanie słynnym pisarzem - poinformowała mnie Vivian znad
talerza przegrzebków podczas naszego pierwszego spotkania w
restauracji Chanterelle. - Wszyscy nauczyciele w szkole i profesorowie
na studiach to powtarzali.
Pokiwałam głową z entuzjazmem, na jaki może zdobyć się tylko
dziewczyna w rozmowie z matką ukochanego.
- Wiem - odparłam. - Czytałam jego opowiadania. Są naprawdę dobre.
- Nie są dobre, kochanie - poprawiła mnie. Vivian roztaczała aurę osoby,
która sama rzadko bywa poprawiana. - Są magiczne. -
. Sącząc pellegrino, przejechała palcami po sznurze pereł na swojej
łabędziej szyi. Jack w tym czasie wpatrywał się we własny widelec,
próbując udawać, że literackimi ambicjami dorównuje matce.
Siedząc w przedziale, przerzucam strony lipcowego wydania  Esąuire",
podczas gdy pociąg wyjeżdża z Nowego Jorku. Oczywiście wszystkie te
artykuły już kiedyś czytałam, było to jednak na tyle dawno, że wydają mi
się w pewien sposób świeże. Jak wspomnienie historii, która przydarzyła
się komuś innemu.
Pociąg toczy się naprzód, aż w końcu zatrzymuje się w Rye, oddalonym
jedynie o osiem kilometrów od mojego przyszłego domu, który dzielić
będę z Henrym - zaledwie rzut kamieniem od dawnego życia, które
jednak wydaje mi się teraz zupełnie innym światem.
Przede mną z pociągu wysiadają mama z córką, trzymając się za ręce.
Dziewczynka ma na sobie marszczoną brzoskwiniową sukienkę, białe
koronkowe skarpetki i lśniące czarne lakierki. Idzie, potrząsając
loczkami. Patrzę, jak obie stąpają w tym samym rytmie, aż w końcu
znikają w tunelu. Katie! Zalewa mnie nagła fala tęsknoty, po czym
odpływa równie szybko, jak się pojawiła.
W końcu ruszam się z miejsca. I ja wkrótce znikam z oczu ludziom na
peronie.
*
Allie, sześcioletnia siostrzenica Jacksona i gwiazda przyjęcia, przeżywa
kryzys, i to spektakularny. Iluzjonista zatrudniony przez jej matkę Leigh
w magiczny sposób nie pojawił się mimo obietnicy, co spowodowało
oliwkowego gila na brodzie, lepkie piąstki zapamiętale i z furią
wyrzucane w powietrze oraz niepowstrzymany potok łez wściekłości.
Zebrani wokół basenu dorośli udają współczucie (z niewielką tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl