[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pracy w szpitalu i nocnych dyżurów nauczyła się celebrować wolne wieczory, aby jak najlepiej się
zrelaksować i wypocząć. Teraz, na emeryturze, mogła to robić każdego dnia i skwapliwie korzystała
z tego przywileju.
Dziś miała w planie lekturę powieści, którą pożyczyła od koleżanki. Nie mogła jednak skupić się na
czytaniu. Wciąż wracała myślami do tego, co powiedziała wnuczka w Wigilię. Nie mogła zrozumieć,
dlaczego Tamara tak uparła się na znajomość z tą kobietą. Jezdziła do niej, jakby nie miała lepszych
zajęć. Powinna bardziej zainteresować się córką, a nie wałęsać się po wsiach.
Jak to się mogło stać, że zaczęła mówić do tamtej kobiety babciu ? Czy sama to wymyśliła, czy
tamta zaproponowała? Czyżby tak bardzo wzięła do siebie tę historię o zaniedbywanej rodzinie? Przecież
chyba jasno i jednoznacznie wypowiedziałam się na ten temat? zastanawiała się lekarka. Nie może
mieć wątpliwości.
Wróciła do książki, ale po przewróceniu kilku stron stwierdziła, że nie śledzi fabuły i gubi wątek.
Zdenerwowana odłożyła lekturę na pózniej i włączyła telewizor, tylko po to, żeby stwierdzić, że jak
zawsze w święta nie ma na żadnym z czterdziestu programów niczego ciekawego.
Dobrze, że chociaż nie udało jej się w to wciągnąć Marysi stwierdziła. Może dziecko jest
rozsądniejsze od matki i nie ulega bzdurnym sentymentom. Babcia też coś! Zresztą Marysi w zupełności
wystarczy jedna babcia. I już ją ma.
Ewa Dobrosz nie miała żadnej rodziny. Pytana o to, zwykle odpowiadała krótko: wojenna
zawierucha. Nie miała ochoty nikomu się zwierzać, nie chciała wspominać tamtych wydarzeń. Niełatwo
było zapomnieć, więc gdy już się udało, nie miała zamiaru do tego wracać. Z czasem doszła do wniosku,
że brak rodziny daje wolność, chroni od zobowiązań, a przede wszystkim oszczędza wielu zmartwień.
Zmierć męża tylko utwierdziła ją w tym przekonaniu, a małżeńska porażka Tamary była kolejnym
potwierdzeniem jej teorii. Nie dążyła do powiększania rodziny, nie chciała rozmów o przeszłości. Nie
chciała nawet o tym myśleć.
Dlatego pojawienie się starej Marciszowej i to na dodatek w roli babci wytrąciło ją z równowagi.
Jeszcze tylko brakowało babci Róży pomyślała ze złością. Nie wiadomo nawet, co może nagadać
Tamarze. Kto wie, jaka jest, przecież to staruszka. A wszystko przez tę pracę Tamary. Gdyby była
adwokatem albo radcą prawnym, nigdy nie trafiłaby do tego Jagodna.
Nigdy nie przyszło jej do głowy, że coś podobnego może się wydarzyć, nie analizowała takiej
ewentualności i nie wiedziała, jak powinna się w tej sytuacji zachować. Na razie postanowiła milczeć
i, tak jak do tej pory, dać do zrozumienia, że uważa to za bzdurny pomysł. A potem zobaczymy
stwierdziła.
Marysia przepłakała całego sylwestra. Zamknęła się w jednym z pokojów u babci i płakała. Ze
złości, z żalu i z samotności.
Dlaczego ja mam najgorzej ze wszystkich? rozpaczała. Justynę to puścili bez problemu, a ja
muszę siedzieć i to jeszcze nawet nie u siebie, tylko podrzucona do babci jak dzieciak. I nikogo, nikogo
nie obchodzi, że jestem załamana!
W sumie musiała przyznać, że babcia zainteresowała się jej szlochem. Ale kiedy dowiedziała się, że
chodzi o imprezę odpowiedziała krótko:
Nie ma o co płakać. Jeszcze będziesz miała okazję do zabawy. Twoja matka, jak miała szesnaście
lat, to nie myślała nawet o całonocnych imprezach.
Ale teraz jest inaczej! Wszyscy idą, to ja też chcę!
Nie histeryzuj, bardzo cię proszę. Twoja matka tym razem ma rację. A jak się uspokoisz, to przyjdz,
obejrzymy razem jakiś film.
I zostawiła Marysię samą. Dziewczyna ani myślała wychodzić. Czuła się okropnie. Tak bardzo
chciała spędzić tę noc z Oskarem. Michał robił imprezę u siebie, bo jego starzy wyjechali w góry. Był
cały dom do dyspozycji. A matka uparła się i koniec. To przez nią siedziała teraz tutaj i zastanawiała się,
co robi jej chłopak. Dobrze, że Justyna będzie miała na niego oko. Przypilnuje, żeby jakaś panna za
bardzo się do niego nie kleiła. Tym bardziej że nie był zadowolony z jej nieobecności.
Myślałem, że połazimy po mieście. Tyle imprez, tylu ludzi& Długo tak ta matka będzie cię trzymać
na smyczy?
Miał rację. Była jak pies miała słuchać poleceń i jeszcze się cieszyć. Jak pies na smyczy albo na
łańcuchu.
Nie wytrzymam tego! W końcu ucieknę, gdziekolwiek, byle dalej od niej ze złości biła pięścią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]