[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niewiele. Odkąd dostał tę sprawę i zajął się Parker, nie zdarzyło się, by się z
kimś spotkała. Tym bardziej go to interesowało. W sensie zawodowym,
rzecz jasna.
- Nie odpowiem. Domyślam się, że natychmiast zaraportowałbyś o
tym mojemu ojcu.
Jace zagryzł usta. Nie powinien zapominać, jaką rolę odgrywał w tej
sprawie. Parker miała rację, przypominając mu to.
72
RS
Ostatnie dni zmieniły jego nastawienie do księżniczki. Nie widział w
niej już jedynie obiektu obserwacji. Może to stało się wtedy, gdy wygrała
żabkę dla Amandy?
A może, gdy mimo ciemności weszła do parku i stawiła mu czoło?
Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie?
O wiele ważniejsze było coś innego - Jace nie patrzył na Parker jak na
klientkę. Ani jak na księżniczkę. Widział w niej po prostu Parker Dillon.
Wyjątkową.
Intrygującą.
Pociągającą.
Bardzo pociągającą.
Zbyt pociągającą, by to się miało dobrze skończyć. Dla niego. I dla
niej.
Teraz już niczego nie był pewny. Dlaczego tak go pociągała, skoro
prawie jej nie znał? Była klientką, a jednocześnie urzekającą dziewczyną.
Jak to oddzielić? Oczywiście nie zdradzi jej swoich rozterek.
- Twój ojciec chciał, bym miał cię na oku - rzekł tylko.
- I donosił mu, dlaczego nie wracam do domu - uzupełniła.
- Już mu napisałem, jakie jest moje zdanie, dlaczego nie wrócisz,
niezależnie od jego starań.
- Naprawdę? - zdumiała się. - I co mu napisałeś?
- Masz to wszystko czarno na białym w teczce, którą ci dałem.
Mówiąc w skrócie, uważam, że nie wyjedziesz z Erie, bo jesteś tu
szczęśliwa. Masz swoje życie, przyjaciół. Odnalazłaś swoje miejsce. Nie
pisałem o żadnych osobistych aspektach. I nie zamierzam tego robić. -Ja...
- Jesteśmy na miejscu - przerwał jej łagodnie, zwalniając i zatrzymując
się pod kawiarnią.
73
RS
- Uhm, rzeczywiście.
Jace wyciągnął rękę i delikatnie przesunął dłonią po przedramieniu
Parker.
- Dla mnie nie jesteś tylko klientką, ale...
- Ale zaraz się spóznię - rzekła pospiesznie. Otworzyła drzwi i
wybiegła na ulicę.
Jace westchnął. Patrzył, jak Parker wpada do kawiarni. Nie chciała
wysłuchać go do końca. On też nie chciał tego mówić, to stało się samo.
Jednak te słowa padły. Co gorsze, oprócz słów były też uczucia. Uczucia, z
których nie można się otrząsnąć, choć doskonale wiedział, że dla księżniczki
i prywatnego detektywa nie ma żadnej przyszłości.
Ale rozum i uczucia to dwie zupełnie różne rzeczy. Co właśnie do
niego dotarło.
Przez cały ranek Parker uwijała się jak w ukropie, daremnie próbując
zapomnieć o tym, co wydarzyło się w aucie Jace'a.
Jace nie dokończył, więc tak naprawdę nie wiedziała, co chciał jej
powiedzieć.
Musnął jej rękę. Ale to też nie było nic takiego.
Wmawiała to sobie, jednak intuicja podpowiadała jej coś innego. A
przecież nic się nie stało. Co innego, gdyby ją pocałował. Tamten niby-
pocałunek w wesołym miasteczku też się nie liczył. Prawie jakby go nie
było. Ale gdyby Jace wziął ją w ramiona...
Na samą myśl poczuła ciarki na plecach.
Popatrzyła na kolejkę klientów stojących przy ladzie. Wszystkie stoliki
zajęte. Nie ma czasu na rozmyślania, musi brać się do pracy. Choć chyba nie
zdoła uwolnić się od dręczących pytań.
74
RS
Za ścianą Cara też już zaczęła dzień. Tylko Shey nadal zajmowała się
Tannerem. Ciekawe, jak jej idzie. Parker uśmiechnęła się do siebie. Biedny
Tanner, niewiele użyje w czasie swojej wizyty w Erie. Shey da mu niezle
popalić. Dziś rano przysłał do kawiarni tuzin czerwonych róż z karteczką, że
pamięta, po co tu przyjechał. Ostrzegał, że Shey nie zdoła odciągnąć go od
narzeczonej.
Szkoda, że Tanner nie może wybić sobie z głowy tego małżeństwa.
Ciekawe, jak długo Shey utrzyma go w bezpiecznej odległości i co jej się w
nim tak spodobało? Co innego Jace...
W tej samej chwili Jace zjawił się przy ladzie.
- Przyszedłem ci pomóc - rzekł, wchodząc za kontuar.
Parker podskoczyła jak oparzona. Zapiekły ją policzki.
Chyba się nie domyślił, że fantazjowała na jego temat?
- Co powiedziałeś?
- Ty obsługuj stoliki, a ja bar.
- Ale...
- Daj spokój, to nic takiego. Cennik wisi na ścianie, każdy by sobie
poradził.
Każdy by sobie poradził. Dobre. Jej zajęło dwa dni, nim poczuła się
pewniej, a jeszcze dziś potrafi się pogubić.
- Moja mama pracowała w restauracji - rzekł Jace. - Shelly i ja nieraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl