[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie z umową powinien doprowadzać do różnych
sprzeczek i kłótni, które w końcu stałyby się
powodem rozpadu związku. On zaś tego nie robił,
a Jenna powoli odkrywała, że mają więcej wspól-
nego, niż sądziła.
W podobny sposób odnosili się do wielu waż-
nych spraw. Jak to możliwe? Ona przecież była
osobą wrażliwą, szczodrą, niezwykle tolerancyjną,
Simon zaś władczy, o zdecydowanie konserwaty-
wnych poglądach. A jednak kiedy wyraziła obawę,
że jako nowy właściciel Bridge House Simon
może chcieć ściąć otaczające działkę krzewy,
wktórych mieszka tyle ptaków, zapewnił ją, że nie
ma takiego zamiaru, przy okazji ukazując, iż pod
maską cynika kryje się człowiek o dobrym sercu.
Rzecz jasna zarówno Townsendowie, jak i Har-
riet Soames byli zachwyceni, że młodzi zamiesz-
kają tak blisko. Jenna natomiast wciąż zachodziła
w głowę, po co Simonowi taki wielki dom. No,
chyba że traktuje go jak inwestycję albo zamierza
w nim osiąść w przyszłości wraz z żoną i tabunem
dzieci.
Jeśli nie zwiedzali okolic, to podczas ciepłych
słonecznych dni zazwyczaj siadywali nad rzeką,
patrzyli na wodę, na ryby, rozmawiali o wszyst-
kim i o niczym. Czasem Simon opowiadał jej
o ciekawych sprawach, które prowadził, a ona
słuchała zafascynowana. Nigdy nie przypuszcza-
ła, że praca prawnika może być tak frapująca.
O własnej pracy, a raczej jej braku, starała się
nie myśleć. Liczyła na to, że po powrocie do
Londynu znajdzie jakieś ciekawe zajęcie.
 Synku, a co zrobisz ze swoim mieszkaniem
w Londynie?  spytała któregoś popołudnia mat-
ka Simona.  Chcesz je zatrzymać czy...
 Zatrzymam je. Czasem rozprawy w sądzie
się przeciągają i wtedy przydaje się własny kąt,
w którym można się wyspać. Poza tym będziemy
z Jenną przyjeżdżać do stolicy na zakupy albo do
teatru...
 Słusznie... Wiesz, martwię się o Susie.  Na
czole Ellen Townsend pojawiła się zmarszczka.
 Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie i powie-
działa, że wyjeżdża z przyjacielem na jakieś
wakacje, ale nie zdradziła dokąd...  Kobieta nie
zauważyła spojrzenia, jakie wymienili Simon
z Jenną, i po chwili kontynuowała.  Oczywiście
ma klucz do domu. No i zostawiliśmy jej kartkę
z informacją, jak długo nas nie będzie... Boże,
Jenno, pamiętam, kiedy się zaprzyjazniłyście, ty
i Susie. Kto by pomyślał, że kiedyś wyjdziesz za
jej brata?  Westchnęła błogo.  Wyście się ciągle
kłócili.
 Może się kłóciliśmy, ale już wtedy Jenna
była we mnie zakochana, prawda, kotku?  spytał
beztroskim tonem Simon.
Wszyscy prócz Jenny roześmieli się wesoło.
Ale jej nie było do śmiechu. Patrząc na niego
z pretensją w oczach, odsunęła nieco krzesło.
 To prawda  rzekła chłodno, gasząc ogólną
wesołość.  Byłam młoda i głupia.
Z odsieczą przyszła jej babcia, która szybko
zmieniając temat, spytała ojca Simona o jego
kwiaty. George Townsend hodował wspaniałe
ostróżki, za które zdobywał liczne nagrody
i z których był niezwykle dumny. Potrafił godzi-
nami o nich opowiadać. Kiedy w odpowiedzi na
pytanie babci zaczął wyjaśniać, jakie zostawił
polecenia osobie, która ma je pielęgnować w trak-
cie jego nieobecności, Jenna przeprosiła wszyst-
kich i ruszyła do domu.
Jej pokój mieścił się na poddaszu, więc w upal-
ne dni szybko się nagrzewał, nawet kiedy ot-
wierała okna. W środku było ciepło i duszno.
Usiadłszy na łóżku, przycisnęła ręce do skroni.
Nic nie działo się tak, jak powinno. Każdego
dnia coraz mocniej byli zamotani w pajęczynie
kłamstw. Czuła jednak wewnętrzny opór przed
powiedzeniem rodzinie prawdy. Nie tylko dlate-
go, że bała się oglądać wyraz bólu i rozczarowa-
nia na twarzach bliskich, ale również dlatego, że
sama nie chciała wracać do rzeczywistości. Cza-
sem się zastanawiała, co by było, gdyby ta fanta-
zja przeistoczyła się w prawdę? Gdyby ona i Si-
mon...
Poderwała się z łóżka, próbując odpędzić od
siebie tę myśl, ale ona uporczywie wracała.
Nagle doznała olśnienia. Kocha Simona! Zwia-
domość tego faktu ją poraziła. Przez moment
stała bez ruchu, jakby starała się opanować ból,
który nagle ją przeszył. Chciała uciec przed
miłością, zaprzeczyć jej istnieniu, udać, że to jej
nie dotyczy. Ale było za pózno.
Ryzyko, że się zakocha, towarzyszyło jej od
lat. Tak, teraz to wyraznie widziała. Gdyby było
inaczej, to czy tak uparcie umacniałaby w sobie
niechęć i wrogość do Simona? Po prostu czuła, że
gdyby do czegoś doszło, nie zdołałaby mu się
oprzeć; uległaby dlatego, że był taki...
 Jenno? Dlaczego się ukrywasz? yle się czu-
jesz?
Przyszedł za nią na górę, niewątpliwie dalej
grając rolę zatroskanego narzeczonego. Instynk-
townie cofnęła się. Nawet nie zdawała sobie
sprawy, jak wielki smutek maluje się w jej
oczach.
 Co ci dolega?
Obrócił ją twarzą do siebie. Poczuła na poli-
czku jego ciepły oddech. Odruchowo opuściła
głowę, żeby nic nie mógł wyczytać z jej spoj-
rzenia.
 Co ci jest?  Potrząsnął ją lekko za ramiona,
tak jak to robił, kiedy była nastolatką.
 Co mi jest?  wybuchnęła gniewem.  Jesz-
cze pytasz?! To nie tak miało być! Przyjechali-
śmy tu, aby udowodnić naszym rodzinom, że nie
pasujemy do siebie, a dzieje się odwrotnie. Wszy-
scy są coraz bardziej przekonani, że stanowimy
idealną parę!
 Może oni widzą coś, czego my nie do-
strzegamy?  spytał, siląc się na żartobliwy ton.
 Może powinniśmy zapomnieć o naszych po-
stanowieniach i zrealizować marzenia naszych
bliskich?
Zesztywniała. Wiedziała, że Simon nie mówi
tego serio, ale...
 Jenno...  Sprawiał wrażenie autentycznie
zaniepokojonego.  Domyślam się, ile to wszyst-
ko cię kosztuje...
Nie wiadomo kiedy oparła głowę na jego
piersi, a on przytulił ją do siebie. Czuła się tak,
jakby po długiej męczącej podróży wreszcie do-
tarła do domu. Teraz może odprężyć się, odpo-
cząć. Niech Simon się wszystkim zajmie, niech
on wezmie na swoje barki...
Nie, musi uważać. Nie może się odsłonić. On
jej nie kocha, nie jest jej narzeczonym. To tylko
gra. Nie powinna dać się wciągnąć w tę iluzję.
Tylko dlatego, że chciałaby, aby to była prawda,
nie wolno jej...
 Chyba nie jest aż tak zle?
Azy napłynęły jej do oczu.
 Nie chcę dłużej ich okłamywać  wyszep-
tała.  Musimy wyjawić im prawdę.
Ugryzła się w język. Wcale nie to chciała
powiedzieć. Jeśli Simon się zgodzi, będzie to
koniec jej marzeń. Jego twarz zdradzała silne
emocje, jakby i on przeżywał rozterki i wątpliwo-
ści.
 Wiesz co? Wstrzymajmy się jeszcze kilka
dni, dobrze? Wszystko się samo ułoży, zoba-
czysz.
Wydawało się jej, że pocałował ją w czubek
głowy. Zdziwiona przeniosła na niego spojrzenie.
Zacisnął wokół niej ramiona, jakby nie chciał jej
puścić, po czym spytał szeptem:
 Wiesz, co oni teraz myślą? %7łe się tu kocha-
my. I założę się, że jeśli wkrótce nie zejdziemy na
dół, mama przybiegnie, żeby nas... Jenno?
Zadrżawszy, popatrzyła mu prosto w oczy.
Chciała coś powiedzieć, ale zanim dobyła głos,
Simon przywarł ustami do jej ust. Przerażona siłą
własnych uczuć, zaczęła się wyrywać, po chwili
jednak poddała się i wzdychając błogo, odwzaje-
mniła pocałunek.
Zapomniała o całym świecie. Obejmowała go
za szyję, z całej siły tuliła się do niego, jakby
dłużej nie potrafiła powściągnąć pożądania.
 Simonie, Jenno...!
Dochodzący zza drzwi głos Ellen Townsend
sprowadził ich z powrotem na ziemię. Odskoczyli
od siebie. Jenna unikała wzroku Simona; bała się
tego, co on może wyczytać z jej oczu.
 W porządku, mamo!  zawołał.  Już do was
schodzimy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl