[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Keyes zapewnił Greenwicha, że tak.
 Kiedy mierzymy szybkość jednego obiektu, musimy mierzyć ją względem
innego. Powstaje pytanie: względem czego mierzyć prędkość światła? Albert Einstein
udzielił na nie następującej odpowiedzi: prędkość światła jest największą możliwą
prędkością we wszechświecie i przy każdym pomiarze będzie taka sama, bez względu
na szybkość, z jaką porusza się mierzący. Jak to możliwe? Czas musi się rozciągać.
Odległość jest iloczynem prędkości i czasu. Jeżeli odległość przebyta przez światło
ma być różna, a jego prędkość stała, musi się zmienić trzeci element równania, czyli
czas.
Widząc, że Keyes w skupieniu zmarszczył czoło, Greenwich pospiesznie
dodał:
 To nie jest takie skomplikowane. Wyobraz sobie, że w naszą stronę leci
impuls świetlny. Ja stoję w miejscu, ty wychodzisz mu na spotkanie z prędkością
sześciu kilometrów na godzinę. Zgodnie ze zdrowym rozsądkiem światło powinno ci
się wydać o tyle właśnie szybsze, ale tak się nie dzieje: obaj zmierzymy jego prędkość
jako trzysta tysięcy kilometrów na sekundę. Czas się rozciąga.
Keyes zaczął coś z tego rozumieć, ale tylko trochę.
 Musisz po prostu odrzucić ideę absolutnego czasu  ciągnął Greenwich. 
Pogodzić się z tym, że czas i przestrzeń to dwie strony jednej monety,
czasoprzestrzeni; %7ładna z nich nie jest wielkością absolutną, obie zależą od ruchu
obserwatora.
Było to trudne do przyjęcia dla ludzi, którzy postrzegają czas jako niezmiennie
płynący naprzód. Jeśli jednak Keyes chciał zrozumieć Projekt, musiał zaakceptować
to, co mówił Greenwich.
Zrobił to bardzo chętnie. Czas jest tytko złudzeniem? Proszę bardzo.
Implikacje filozoficzne takiego podejścia są zdumiewające, ale niech tak będzie.
 Kilka lat po opublikowaniu tej tak zwanej szczególnej teorii względności,
Einstein opracował także teorię ogólną. Stwierdził mianowicie, że grawitacja nie jest
zwykłą siłą fizyczną, lecz wynikiem deformacji czasoprzestrzeni na skutek
nierównomiernego rozkładu masy i energii. Planety nie krążą wokół gwiazd, lecz
poruszają się po liniach prostych, wytyczonych w zakrzywionej czasoprzestrzeni.
I wiesz co? Obserwacje orbit planet w Układzie Słonecznym potwierdziły teorię
Einsteina; jej wyniki są bliższe rzeczywistości niż wyniki Newtona. Ludzkość jako
gatunek  ciągnął  jest zbyt ograniczona, by móc postrzegać wszechświat tak, jak on
naprawdę wygląda. Faktem jest jednak, że my, istoty trójwymiarowe, żyjemy
w przestrzeni czterowymiarowej, której czwartym wymiarem jest czas. Gdybyśmy
przebyli dostatecznie dużą odległość w czasoprzestrzeni, moglibyśmy znalezć się nie
tylko w innym miejscu, ale i w innym czasie.
Greenwich odczekał chwilę, aż Keyes oswoi się z tą myślą, i kontynuował:
 Czarne dziury, Jim, to wyrwy w czasoprzestrzeni. Powstają, kiedy
niewiarygodna grawitacja i gęstość energii zapadającej się gwiazdy przebijają tkankę
wszechświata. Gdyby udało nam się wytworzyć czarną dziurę w laboratorium  do
czego dojdzie zapewne przy zderzeniu materii rozpędzonej do olbrzymiej prędkości
w akceleratorze cząstek elementarnych, na przykład takim jak w laboratorium Gamma
 może zdołamy przełamać ograniczenia trójwymiarowości i czas przestanie być dla
nas prostym, liniowym zjawiskiem.
Oczywiście niosło to pewne ryzyko. Gdyby wytworzona w laboratorium
czarna dziura wyrwała się spod kontroli, mogłoby dojść do katastrofy.
Tymczasem wzory Epsteina pozwoliłyby precyzyjnie określić trwałość
laboratoryjnych czarnych dziur. Uniknęłoby się katastrofy. Formuła przydałaby się
tym bardziej, mówił Greenwich, że konkurencja nie zasypia gruszek w popiele.
Uruchomienie akceleratora hadronów w CERN, szwajcarskim centrum fizyki cząstek
elementarnych pod Genewą, zaplanowano na 2006 rok.
Keyes dał się przekonać Greenwichowi. Niepodjęcie ryzyka byłoby głupotą.
Kto chce grać z najlepszymi, musi grać o wysokie stawki  a w tym przypadku stawka
była naprawdę ogromna. Potencjalne korzyści przechodziły wszelkie wyobrażenie.
 Nie zapomnimy ci tego, Ed  stwierdził z powagą.
 Nie chodzi o zasługi  odparł niepewnie Greenwich.
 Wiem. I chcę, żebyś to wiedział: nie zapomnimy.
Greenwich łyknął kawy. Grdyka podskoczyła mu gwałtownie.
 Może do ciebie dzwonić Chen  uprzedził.  Facet pęka.
Keyes pokiwał głową.
 Nie słuchaj go. Wszyscy miewamy wątpliwości. To normalne.
 Rozumiem  odparł Keyes. Powstrzymał się od dodania: Przecież trzymam
z tobą, człowieku. Nie widzisz tego?
 Pamiętasz lądowanie na Księżycu?  W tej chwili wszyscy mieszkańcy Ziemi
naprawdę stanowią jedność . To właśnie chcemy osiągnąć, Jim.
 Nie musisz mi tego mówić, Ed. Gramy w jednej drużynie.
 Kiedy zadzwoni Chen, wysłuchaj go, bo inaczej będzie próbował cię obejść.
 W porządku.
 I nie zapomnij, z kim trzymasz.
Keyes uznał, że to miły akcent, w sam raz na zakończenie rozmowy. Pokiwał
głową, wstał i podał Greenwichowi rękę. Pożegnali się i wrócił do samochodu.
Rzeczywiście, będzie trzeba pamiętać o Greenwichu, pomyślał, kiedy ruszyli
żwirową dróżką do głównej drogi. Strasznie mu na tym zależało, żeby ktoś go
docenił. Nauka jako sztuka dla sztuki dobrze wygląda tylko na papierze; kiedy doszło
co do czego, Greenwich chciał się pokazać. Tak jak Epstein bujał w obłokach,
zamiast stać twardo na ziemi. Nie rozumiał wymogów bezpieczeństwa. Ciekawe jak
zareaguje Jeśli stwierdzi, że nagroda nie odpowiada jego wkładowi pracy?
Ucieknie, jak Epstein? Zrezygnuje ze współpracy z amerykańskim rządem
i poszuka nowego sponsora?
Przyjdzie pora na Greenwicha. Tak jak pozałatwia się wszystkie
niedokończone sprawy, ale najpierw musieli zrobić Krok Trzeci. Czyli Greenwich
musi powtórzyć wyniki Epsteina.
Już niedługo, pomyślał Keyes.
%7łwir przeszedł w asfalt i Keyes zrobił się senny. Bezkresna pustynia usypiała
go swoją monotonią.
 Kiedy taki projekt puści się w ruch, nie można go zatrzymać .
A projekt nabrał już rozpędu, prawda? Wyobrażał go sobie jako toczącą się
kulę śnieżną, z łoskotem spadającą po stoku góry, zbierającą coraz więcej śniegu
i coraz cięższą. Coraz trudniejszą do zatrzymania.
Przyszło mu do głowy, że Jeremy też skłonny był zbyt się rozpędzać. Był jak
żywe srebro. Nauczył się nawet takiej sztuczki z rowerem: wjeżdżał na podjazd pod
domem i zeskakiwał z siodełka, a rower toczył się dalej z tą samą szybkością. Nieraz
dostawał za to burę, ale był uparty. Oczyma wyobrazni Keyes widział go jakby to było
wczoraj: Jeremy ześlizguje się z siodełka, a rower pędzi dalej, aż pod ścianę garażu.
Nigdy się nie przewracał. Dlaczego Jeremy miałby zrezygnować z tej sztuczki, mimo
pretensji rodziców? Rower ani raz się nie przewrócił: jechał płynnie po żwirze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spraypainting.htw.pl